ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Erik Satie wymyślił dewizę, którą wypisywał na serii autokarykatur. Brzmiała ona następująco: „Przybyłem na świat w bardzo młodym wieku w bardzo starym czasie”. W roku 1920 Erik Satie napisał: „Kiedy byłem młody, to ludzie mi mówili: Zobaczysz, jak będziesz miał pięćdziesiąt lat. Mam pięćdziesiąt lat i niczego nie widzę”. Zbliżał się do czterdziestki, gdy zapisał się na naukę kontrapunktu, żeby w magicznym geście odepchnąć od siebie nadciągającą dojrzałość, dorosłość, której nie znosił i z którą najwyraźniej pogodzić się nie umiał. Nawet gdy osiągnął sukces i nadciągnęła sława, Erik Satie nie chciał się pogodzić ze światem, dać za wygraną, że oto już do czegoś doszedł, a skoro doszedł - więc się skończył. Sukces, sława - znaczyły dlań kres drogi. Erik Satie zwykł powtarzać, że: „W sztuce nie może być mowy o niewolnictwie. Przez całe życie się starałem, żeby zmylić ślady i pogmatwać tropy zarówno formalne, jak i treściowe. To jedyny sposób, żeby nie założyć własnej szkoły, nie zostać mistrzem w czymś tam, to znaczy nie stać się cieniem samego siebie”. Muzykę Erika Satie’go wypełniają wdzięk i radość, nieśmiałość i odwaga, ironia i harmonia, jasność i precyzja. Satie odrzucił wszelakie ozdobniki, pisał utwory powściągliwe i niekiedy bardzo zabawne. Nadawał im oryginalne tytuły: Trzy sflaczałe preludia dla psa, Fragmenty w formie gruszki, Wysuszone embriony, Myśli wpółukryte, Sonata biurokratyczna, Pięć grymasów. Potrafił bawić się najprostszymi motywami muzycznymi i budować utwór tak, jak surrealiści komponowali obraz lub wiersz: przez skojarzenia, asocjacje, automatyzmy. Urodził się w Normandii. Jego matka była Szkotką. Ojciec rzucił rodzinę i zadał się z nauczycielką gry na fortepianie, niesłychanie akademicką i dobrze ułożoną. W szkole Erik Satie okazał się uczniem jak najgorszym i najzupełniej niezdyscyplinowanym, więc w stanie dziewictwa edukacyjnego wstąpił do paryskiego konserwatorium, w którym studiował w klasie fortepianu i kompozycji. Po studiach trafił do wojska, ale przełożeni szybko sobie zdali sprawę, że nie nadaje się ani do munduru, ani do karabinu, tym bardziej że nabawił się chronicznego bronchitu, błądząc zimową nocą po koszarach bez koszuli. Oprócz muzyki Erik Satie uwielbiał egzotyczne powieści podróżnicze i z Salammbo prawie się nie rozstawał. Pochłaniały go tajemnice gotyku. Przez kilka lat odwiedzał różokrzyżowców, w końcu zerwał z sektą i w roku 1892 założył swój własny kościół o nazwie „Eglise metropolitaine d’Art de Jesus Conducteur”, którego był jedynym wyznawcą i kapłanem. Erik Satie skłaniał się ku mistycyzmowi i jednocześnie uwielbiał kabarety na Montmartrze. Wynajął nawet mieszkania na wzgórzu, przy ulicy Cortot, niedaleko „Czarnego Kota”, żeby każdego wieczoru brać udział w biesiadzie. Od kiedy Erik Satie zamieszkał na Wzgórzu, to stoczył się w bohemę na łeb, na szyję. Zapuścił włosy i starał się bez powodzenia odrzucić „burżujskie zwyczaje”, to znaczy postanowił nie myć za często rąk. Jednak przyjaciel Satie’go, Contamine de Latour, twierdzi, że Satie zawsze chodził pachnący i najzupełniej domyty. W roku 1891 hiszpański malarz i przyjaciel Picassa, Ramon Casas, z którym zresztą genialny cap przyjechał szukać szczęścia w stolicy świata, namalował portret Satie’go na Montmartrze. Obraz zatytułował po prostu: „Le Bohémien”, należący do bohemy, cygan. W roku 1893 Satie przeżył krótki romans z Suzanne Valadon, jedną z najbardziej znanych postaci ówczesnego Montmartru, najpierw modelką, później malarką o wielkim talencie. Kiedy Satie z Suzanne romansował, w kołysce drzemało dziecko oblubienicy, spłodzone z kimś zupełnie innym. Chłopiec nazywał się Maurice Utrillo. Jednoczesna pasja do mistyki i do kabaretu nie należała w ostatniej dekadzie zeszłego stulecia do rzadkości. Kabaret kochał i w mistyce się pogrążał zarówno Leon Bloy, jaki Maurice Rollinat, czyli inni współcześni Satie’mu artyści, którzy zostali później politykami i szanowanymi ojcami rodzin. Erik Satie nagle zmienił miejsce zamieszkania i obyczaje. W roku 1898 wyprowadził się z Montmartru i zamieszkał na przedmieściu raczej ponurym i przede wszystkim nudno-mieszczańskim, to znaczy w Arcueil. Zaczął ubierać się przyzwoicie i przestrzegać wszelkich dobrych manier. Po dziesięciu latach zdobył zaufanie mieszkańców przedmieścia, którzy wybrali go do rady miejskiej. Stawał się coraz bardziej tajemniczy. Nie wiadomo, czy utrzymywał stosunki z kobietami. Nikt nie przekroczył progu jego mieszkania aż do śmierci, która przyszła poń w roku 1925 i przed którą zapomniał zatrzasnąć drzwi. Ponieważ Erik Satie mieszkania w ogóle nie sprzątał, łatwo więc sobie wyobrazić, jaki w nim panował brud i zaduch. Policjanci odkryli za pianinem stertę partytur przykrytych archeologicznymi warstwami kurzu. Satie przez całe lata twierdził, że zgubił je w tramwaju