Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!
GroĽnie popatrzyła na Nevile’a znad szkieł. — Chcę z tob± pomówić, Nevile’u — rzekła. Mimowolnie u¶miechn±ł się. — Tak jest, szefie. Lady Tresilian pozostała poważna. — S± pewne granice, Nevile’u, których nie pozwolę przekraczać w moim domu. Nie mam zwyczaju podsłuchiwać niczyich prywatnych rozmów, ale skoro ty i twoja żona uparli¶cie się wrzeszczeć na siebie pod oknami mojej sypialni, nic nie mogę poradzić na to, że słyszałam, co mówili¶cie. Jeżeli dobrze rozumiem, planujesz rozwie¶ć się z Kay i ponownie ożenić z Audrey. To jest rzecz, której po prostu nie zrobisz, i nie chcę o tym więcej słyszeć. Nevile spróbował się opanować. — Proszę mi wybaczyć tę scenę — rzekł tylko. — A jeżeli chodzi o moje plany, to wydaje mi się, że to wył±cznie moja sprawa. — Tylko ci się tak wydaje. Wykorzystałe¶ mój dom, żeby się skontaktować z Audrey, a może to Audrey go wykorzystała... — Ona nigdy nic takiego by nie zrobiła. Ona... Lady Tresilian powstrzymała go gestem uniesionej dłoni. — Tak czy owak, nie zrobisz tego, Nevile’u. Kay jest twoj± żon± i posiada pewne prawa, których nie możesz jej pozbawić. W tej sprawie jestem całkowicie po stronie Kay. Nawarzyłe¶ sobie piwa i musisz je teraz wypić. Twoim obowi±zkiem jest trwać przy Kay, a ja po prostu każę ci... Nevile post±pił krok. Podniósł głos: — Proszę się nie wtr±cać w moje... — Co więcej — nie dała sobie przerwać lady Tresilian — Audrey opuszcza mój dom jutro... — Nie możesz tego zrobić! Nie zniosę tego... — Nevile’u! Przestań na mnie wrzeszczeć. — Mówię tylko, że nie pozwolę... Gdzie¶ w korytarzu trzasnęły jakie¶ drzwi... 12 Alice Bentham, w¶cibska posługaczka, pojawiła się u pani Spicer, kucharki, wielce poruszona. — Ach, pani Spicer, nie mam pojęcia, co robić! — Co się stało, Alice? — Chodzi o pannę Barrett. Zaniosłam jej porann± filiżankę herbaty ponad godzinę temu. Spała mocno i nie obudziła się, ale nie chciałam jej przeszkadzać. Poszłam znowu pięć minut temu, bo nie zeszła na dół, a herbata jej lordowskiej mo¶ci jest gotowa i powinna j± zanie¶ć. Więc weszłam znów, a ona dalej ¶pi. Nie dałam rady jej obudzić. — Potrz±snęła¶ ni±? — Tak, pani Spicer. Tarmosiłam j±. Ani drgnie. I ma taki okropny kolor. — O mój Boże! Chyba nie umarła? — O, nie, oddycha. Ale jako¶ dziwnie. Może jest chora albo co? — Dobrze, pójdę na górę i sama zobaczę. Zanie¶ pani jej herbatę. Lepiej zrób ¶wież±. Będzie się dziwić, co się stało. Alice posłusznie zaczęła wypełniać polecenie, a pani Spicer po¶pieszyła na piętro. Alice, z tac± w ręku, zapukała do drzwi lady Tresilian. Zapukała raz i drugi, nie było odpowiedzi. Wreszcie weszła. W chwilę póĽniej rozległ się brzęk tłuczonej porcelany i rozpaczliwe krzyki — Alice wyskoczyła z pokoju i zbiegła do holu. Tam wpadła na Hurstalla, który kroczył w kierunku jadalni. — Och! Panie Hurstall, było włamanie, bandyci, pani nie żyje, zamordowana, z wielk± dziur± w głowie, wszędzie krew... Zakulisowa intryga 1 Nadkomisarzowi Battle udał się urlop. Zostały mu do końca jeszcze trzy dni i był odrobinę rozczarowany, że pogoda popsuła się i zaczęło padać, ale czegóż można się było spodziewać w Anglii. Trzeba przyznać, że — jak dot±d — sprzyjało mu szczę¶cie. Wła¶nie jadł ¶niadanie z inspektorem Jamesem Leachem, swoim siostrzeńcem, kiedy odezwał się dzwonek telefonu. — Zaraz będę, sir — Jim odłożył słuchawkę. — Co¶ poważnego? — spytał nadkomisarz Battle, widz±c minę siostrzeńca. — Mamy morderstwo. Lady Tresilian. Starsza pani, szacowna osoba, inwalidka. Wła¶cicielka tego domu w Saltcreek nad samym urwiskiem. Battle pokiwał głow±. — Idę spotkać się ze starym — w ten pozbawiony respektu sposób Leach mówił o swoim przełożonym, komisarzu okręgowym — to znajomy Tresilianów. ChodĽmy tam razem. Wuju, czy chciałby¶ mi trochę pomóc w tej sprawie? To pierwszy przypadek tego rodzaju w mojej karierze. — Dopóki tu jestem, oczywi¶cie. Czy to rabunek z włamaniem? — Jeszcze nie wiem. 2 Pół godziny póĽniej major Robert Mitchell, komisarz okręgowy, tonem najwyższej powagi trzymał przemowę do obu, wuja i siostrzeńca. — Jest za wcze¶nie na konkrety, ale jedna rzecz nie ulega w±tpliwo¶ci. To nie jest robota kogo¶ z zewn±trz. Nic nie zginęło, nie ma żadnych ¶ladów włamania. Wszystkie okna i drzwi rano były zamknięte. Spojrzał wprost na Battle’a. — Gdybym miał wezwać Scotland Yard, czy s±dzi pan, że mogliby dać tę sprawę wła¶nie panu? Jest pan na miejscu, no i zna pan tu Leacha. To znaczy, oczywi¶cie, jeżeli pan się zgodzi. To oznaczałoby skrócenie urlopu. — Nie ma problemu. Niech pan się zwróci do sir Edgara — rzekł Battle (sir Edgar Cotton był zastępc± komisarza głównego) — to zdaje się pański przyjaciel. Mitchell potwierdził. — Tak. My¶lę, że z Edgarem nie będzie kłopotu. No, to ustalone. Zaraz się z nimi skontaktuję. Wzi±ł słuchawkę i powiedział: — Poł±czcie mnie ze Scotland Yardem. — My¶li pan, że to będzie poważna sprawa, sir? — spytał nadkomisarz Battle. Mitchell odpowiedział ponuro. — W tej sprawie nie możemy sobie pozwolić na popełnienie nawet cienia błędu. Musimy mieć stuprocentowe dowody przeciwko naszemu kandydatowi na oskarżonego. Lub kandydatce. Battle przytakn±ł. Zrozumiał dobrze, że za tymi słowami kryło się co¶ więcej. Wydaje mu się, że wie, kto to zrobił — pomy¶lał. — I nie bardzo mu to w smak, bo to kto¶ dobrze znany i popularny, dam sobie głowę uci±ć. 3 Battle i Leach stali w drzwiach pięknie umeblowanej sypialni. Na podłodze przed nimi policjant na kolanach starannie zbierał odciski palców z uchwytu ciężkiego kija golfowego. Na główce kija widniały plamy krwi i było do niej przyklejonych kilka siwych włosów. Koło łóżka, pochylony nad ciałem lady Tresilian, stał doktor Lazenby, pełni±cy w tym okręgu funkcję lekarza s±dowego. Wyprostował się z westchnieniem. — To nieskomplikowana sprawa. Została uderzona od przodu z wielk± sił±