ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Spoglądała na tę drugą postać, ciemną teraz, która szczerzyła zęby w głębi jaskini. Czerwona istota odwróciła się i przebiegła wąskie przejście łączące terasę ze zboczem. Przystanęła i długo wpatrywała się w bruzdy, porzucone pnie i rozerwane pasy ze skóry. Znowu zawróciła, obeszła występ skalny i stanęła na prawie niewidocznej ścieżce prowadzącej po stromych skałach. Zaczęła się posuwać po niej bokiem, opadła na czworaki, jej długie ręce unosiły się i opadały wymacując drogę i równie mocno jak nogi wspierały całe ciało. Wpatrywała się w przetaczającą się z hukiem wodę, ale nic nie dostrzegła poza wysokimi słupami rozmigotanych oparów, tam gdzie woda wyżłobiła nieckę w skale. Wtem ruszyła szybciej, posuwając się ogromnymi susami, głowa jej podskakiwała i opadała, a rękami przebierała w taki sam sposób, jak koń przebiera nogami. Zatrzymała się na końcu ścieżki, popatrzyła w dół na długie serpentyny wodorostów kołyszących się pod 187 wodą. Podniosła rękę i podrapała się pod ustami, poniżej których nie miała podbródka. W dali, gdzie sięgał wzrok, unosiło się na lśniącej rzece drzewo obsypane liśćmi, płynące z prądem wody ku morzu. Czerwona istota, teraz o zmierzchu szaroniebieska, zbiegła po zboczu w las. Szlakiem szerokim i pooranym bruzdami, jakby przejeżdżał tędy wóz, wydostała się na polanę nad rzeką i stanęła przy uschniętym drzewie. Snuła się jakiś czas nad wodą, potem wspięła się na drzewo i poprzez szparę w bluszczu śledziła unoszący się na wodzie pień. Nagle zsunęła się z drzewa, popędziła szlakiem pośród krzaków nad rzekę, aż dotarła do odnogi rzeki przerywającej szlak. Tu się zatrzymała, po czym zaczęła krążyć nad wodą. Chwyciła ogromną, rozkołysaną gałąź buku, naciągała ją i odpychała z całych sił, aż zziajana z trudem łapała oddech. Wróciła na polanę i zaczęła ją okrążać, snując się pośród stosów ciernistych gałęzi. Poruszała się bezszelestnie. Niebo usiane było gwiazdami, miało barwę ciemnoniebieską, nie zieloną. Biała sowa przeleciała nad polaną do gniazda pośród drzew na wyspie, rosnących po drugiej stronie rzeki. Czerwona istota przystanęła i popatrzyła na zetlałe resztki paleniska. Słońce całkiem już zaszło, nawet najmniejszy promyk nie wydobywał się zza horyzontu, na niebie zapanował księżyc. Cienie, prowadzące od każdego drzewa i oplatające krzaki, przybierały coraz ostrzejsze kontury. Czerwona istota zaczęła węszyć wokół resztek paleniska. Opierała się całą siłą na kostkach palców przytykając nos prawie do samej ziemi. Wodny szczur powracający do rzeki zauważył czworonogie stworzenie i zbaczając z drogi skrył się pod krzakiem. Czerwona istota zatrzymała się pomiędzy spopielonym ogniskiem i lasem. Przymknąwszy oczy oddychała szybko. Zaczęła rozgrzebywać ziemię, czujnie węsząc. Ze zwęglonej ziemi wyciągnęła drobną, białą kość. Uniosła się i stała wpatrzona nie w kość, ale gdzieś w dal. Była to zdumiewająca istota, pochylona i dziwnie mała. Nogi i ręce od strony zewnętrznej miała gęsto owłosione, 188 plecy wyprostowane, okryte na ramionach włosami. Jej stopy i dłonie były szerokie i płaskie, duży palec u nogi odstający i zagięty, przystosowany do chwytania. Kwadratowe dłonie zwisały do kolan. Głowa pochylona była lekko do przodu na mocno osadzonej szyi, przytykającej do włosów rosnących pod ustami, a usta szerokie i miękkie. Nad górną wargą także rosły włosy, a ponad nimi sterczały niby skrzydła ogromne nozdrza. Nos miała spłaszczony, ocieniony wypukłą linią czoła. Najgłębszym cieniem wypełnione były oczodoły nad policzkami, w których oczu w ogóle nie było widać. A wyżej rysowało się prostą linią czoło, z którego wyrastały już tylko włosy. Czerwona istota stała, a księżyc rzucał na nią jasne smugi blasku. Oczy, osadzone w głębokich oczodołach, nie patrzyły na kość, ale w kierunku rzeki na jakiś niewidoczny punkt. Poruszyła się prawa noga. Cała uwaga tej istoty skupiła się na nodze, która szperała i wybierała coś z ziemi, jakby to robiła ręką. Duży palec świdrował ziemię i chwytał, a pozostałe zgięte palce trzymały przedmiot zagrzebany w zwęglonej ziemi. Stopa się uniosła, noga zgięła i przekazała przedmiot do lewej ręki. Głowa się lekko pochyliła, wzrok oderwał od niewidzialnego punktu i zatrzymał na przedmiocie w ręku. Był to korzeń, stary i zbutwiały, zniszczony na obu końcach, ale zachował jeszcze wyraźnie zarysowane kontury kobiecego ciała. Czerwona istota znowu spojrzała w stronę rzeki. Obie ręce miała zajęte, prosta linia czoła nad ogromnymi oczodołami lśniła w blasku księżyca. Światło padało też na kości policzkowe i szerokie wargi, każdy włos połyskiwał srebrzyście, jakby mienił się siwizną. Jednakże oczodoły zionęły mrokiem, tak jakby cała głowa była już tylko czaszką. Wodny szczur uznał, że nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo ze strony tej spokojnej istoty. Zapominając o jej istnieniu wymknął się spod krzaka i popędził na polanę myszkując za pożywieniem. W oczodołach pojawiły się teraz światełka, delikatne, 188 jakby w blasku gwiazd zalśniły kryształy granitowego urwiska. Po chwili zalśniły wyraźniej, ostro, zamigotały w dolnej części oczodołów. Nagle, bezszelestnie, przemieniły się w wąskie półksiężyce i przygasły, a po policzkach zaczęły spływać błyszczące strużki. Wtem światełka znowu zalśniły w srebrzystych splotach brody