ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Roosevelt, w odróżnieniu od Churchilla, nie miał wobec Polski zobowiązań traktatowych. Pod koniec wojny powiedział sowieckiemu dyktatorowi, że patrzy „na sprawę polską z dystansu". Styl, w jakim amerykański prezydent prowadził wojnę, a zwłaszcza stosunek do Polski, świadczy o sprzecznościach w jego złożonym charakterze. Wprawdzie umiał się zdobyć na wielkoduszny idealizm, wolał jednak wydawać ogólnikowe oświadczenia niż obmyślać, jak wdrożyć swoje pomysły. Mglistych ogólników nadużywał nawet wówczas, kiedy proponował wzniosłe cele w rodzaju utworzenia Organizacji Narodów Zjednoczonych. Podobnie jakWoodrow Wilson z jego Ligą Narodów i przekonaniem, że pierwsza wojna światowa uczyni „świat bezpiecznym dla demokracji", FDR był zdania, że misją Stanów Zjednoczonych w drugiej wojnie światowej jest przyczynienie się do zbudowania bardziej sprawiedliwego i wolnego powojennego świata. W orędziu o stanie narodu w 1941 roku ogłosił, że wszyscy ludzie mają prawo do „czterech wolności": wolności słowa, wolności wyznania, wolności od ubóstwa, wolności od strachu. Tyle że pominął kwestię, jak te wolności zagwarantować i chronić. Niezależnie od autorytetu moralnego, jakim cieszył się na świecie, w gruncie rzeczy był pragmatykiem, rozwiązującym bieżące problemy. Podczas dwóch wielkich kryzysów w trakcie swoich rządów - gospodarczego w latach trzydziestych i drugiej wojny światowej - niejeden raz demonstrował postawę: jeżeli coś działa, świetnie, a jeżeli nie, spróbuj czegoś innego. Nie zaprzątał sobie głowy dalekosiężnymi konsekwencjami swoich posunięć i obietnic, a trudne politycznie lub mogące ograniczyć mu pole manewru decyzje odkładał na później lub się od nich uchylał. Niektórym, w tym urzędnikom ze swojej ekipy, wydawał się człowiekiem chłodnym i przebiegłym, stawiającym na pierwszym miejscu własny sukces polityczny. Kiedy Robert Boothby, torysowski poseł i dawny bliski kolega Churchilla, spytał prominentnego przedstawiciela 237 Nowego Ładu (jego nazwiska nie podał), czy za decyzjami prezydenta stoi jakaś głębsza motywacja, zapytany zawahał się, po czym odparł: „Tylko jedna. Utrzymać się na urzędzie". Nazbyt surowy osąd. Jednakże pod presją - a był pod nieustanną presją przez ponad trzynaście lat w bardzo trudnych czasach - Roosevelt improwizował jak muzyk jazzowy. Jego idealistyczne retoryczne popisy przed publicznością często odbiegały od trzeźwych działań i pragmatycznych decyzji podejmowanych za kulisami. Biografowie FDR, James MacGregor Burns i Susan Dunn, odnotowali „głęboką przepaść pomiędzy kodeksem moralnym Roosevelta a jego powszednią praktyką, pomiędzy górnolotnymi celami i podejrzanymi środkami, pomiędzy wielkodusznością a makiawelizmem ... Im wyższe stawiał sobie cele, improwizując w coraz niższej tonacji, tym szersza stawała się przepaść pomiędzy rzeczywistością a ideałem, zwiększał więc ludzkie oczekiwania, nie doprowadzając do ich spełnienia". Dobrze to ilustrował rozdźwięk między jego publicznym wezwaniem do samostanowienia dla wszystkich narodów a prywatnym przeświadczeniem, że Stany Zjednoczone wraz z głównymi aliantami mają prawo dyktować warunki mniejszym i słabszym państwom nie tylko podczas wojny, ale także po jej zakończeniu. Wiosną 1942 roku, na spotkaniu z Wiaczesławem Mołotowem, Roosevelt nakreślił obraz powojennego świata bardzo różny od przedstawionego w Karcie Atlantyckiej. W Rooseveltowskim świecie nie rządziły ideały równości i sprawiedliwości, lecz polityka siły. Stany Zjednoczone, Związek Sowiecki, Wielka Brytania i Chiny miały być w nim policjantami, mniejsze państwa zaś, takie jak Polska - z konieczności podporządkować się ich woli. Orędując za tą ideą przez resztę wojny, amerykański przywódca propagował równocześnie świeżo zrodzoną wizję międzynarodowej federacji narodów. Nie on był oczywiście autorem pomysłu, że przeznaczeniem Stanów Zjednoczonych (i w jakiejś mierze ich głównych aliantów) jest przewodzenie światu. Pogląd ten należał do amerykańskiego etosu na długo przed Rooseveltem i długo po nim