They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

— Też je lubiłem najbardziej — powiedział Philip, sięgaj±c pamięci± wstecz. — Naszyjnik, bransoletka. Ubezpieczone na pół miliona. Philip skrzyżował nogi w kostkach. — Dobra robota. — To cholernie denerwuj±ce. — Spencer włożył do ust fistaszka, potem uderzył znoszonymi rękawiczkami o dłoń. — Gdybym nie wiedział, gdzie byłe¶ przez ostatni tydzień, musiałby¶ mi odpowiedzieć mi na parę pytań. — Pochlebstwo? Po tylu latach? Spencer wyci±gn±ł fajkę, nie miał na ni± specjalnie ochoty, ale wiedział, że Philip rzucił palenie. Nie spiesz±c się, wypu¶cił parę kłębów dymu i usiadł, opieraj±c się wygodniej. — To cwany facet. Wszedł i wyszedł bez ¶ladu, u¶pił psy. Dobermany — wstrętne, zajadłe bestie. Mój brat miał takiego, nie znosiłem go. Pierwszorzędny system zabezpieczaj±cy, ale tamten się przecież przedostał. Wzi±ł tylko garnitur z diamentów. Zostawił obligacje, papiery warto¶ciowe, broszkę z rubinów i wyj±tkowo brzydki rubinowy naszyjnik. — Nie jest chciwy — zadumał się Philip. Wiedział, jak łatwo jest złodziejowi popa¶ć w chciwo¶ć, i jakie to może być niebezpieczne. W ci±gu ostatnich sze¶ciu miesięcy rósł w nim wielki i bardzo osobisty podziw dla tego złodzieja. Ma klasę, pomy¶lał. Klasę, styl i głowę na karku. — Nie interesowałby mnie tak bardzo, gdyby był chciwy. Jak długo chłopcy z Interpolu za nim goni±? — Niemal od dziesięciu lat. — Spencer powiedział to z niechęci±. Choć nie zawsze udawało mu się schwytać sw± ofiarę, miał doskonałe wyniki pracy. — On nie ma stałego schematu działania. Pięć skoków w jednym miesi±cu, potem spokój przez pół roku. Ale dostaniemy go. Jeden bł±d, tylko jedna omyłka z jego strony, i będziemy go mieli. Philip strzepn±ł pył z klapy płaszcza. — To samo mówiłe¶ chyba o mnie? Spencer umy¶lnie posłał kł±b dymu w kierunku Philipa. — Popełniłe¶ bł±d i obaj o tym wiemy. — Być może. — Wła¶nie dlatego zrezygnował, gdy jeszcze miał przewagę. — Więc my¶lisz, że jest w Ameryce. — Philip chętnie by zrobił sobie wycieczkę do Stanów. — Nie s±dzę. Raczej my¶lę, że woli być z dala od tej awantury. Na wszelki wypadek mamy swojego człowieka w Nowym Jorku. Szkoda. — Czego chcesz ode mnie? — Wydaje się, że on lubi obrabiać bardzo bogatych i nie ma nic przeciwko sławnej biżuterii. Szczerze mówi±c, jedyn± stał± cech± jego działania jest to, że woli brać znane klejnoty. Na przykład perły Stradfordów lub szafiry lady Caroline. — Szafiry lady Caroline — westchn±ł Philip. — Muszę mu ich zazdro¶cić. — Mamy oko na wszystkie eleganckie przyjęcia i spotkania w całej Europie. Dobrze jest mieć agenta, uważanego za członka tego zamkniętego towarzystwa. Philip u¶miechn±ł się tylko w odpowiedzi i zacz±ł ogl±dać uważnie paznokcie. — Zdaje się, że lady Fume ma zamiar wydać uroczyste przyjęcie. — Tak, dostałem zaproszenie. — Przyj±łe¶? — Jeszcze nie. Nie wiedziałem, czy będę wtedy w mie¶cie. — To przyjmiesz — powiedział Spencer, ss±c fajkę. — Będzie tam pełno błyskotek. Chcemy, żeby¶ był na miejscu, miał na wszystko oko, ale ręce trzymaj przy sobie. — Kapitanie, wiesz, że możesz mi ufać. — U¶miechn±ł się szeroko. Był to wyj±tkowo urokliwy u¶miech, budził u kobiet nierozważne my¶li. — Co słychać u twojej sympatycznej córki? — Tu też masz trzymać ręce przy sobie. — Słowo daję, zadałem czysto platoniczne pytanie. — Przez całe życie ani razu nie pomy¶lałe¶ platonicznie o kobiecie. — Celny strzał. — Philip zwin±ł w kulkę pust± torebkę i wrzucił j± do kosza. — Chciałbym mieć raport z tej ostatniej sprawy. Szelma, pomy¶lał Spencer, wkładaj±c fajkę do ust, by ukryć u¶miech. — Będziesz miał go jutro. — Dobrze. Wiesz, zaczynam rozumieć, co mogłe¶ czuć parę lat temu. Aż mnie ¶wierzbi... — Jego ciemnoszare oczy spogl±dały ponad kraty. — Łapię się na tym, że my¶lę o nim w najdziwniejszych chwilach, o tym , co zrobi, gdzie mieszka, co jada, kiedy się kocha. Byłem tym, kim on jest teraz, a jednak... no, cóż. — Philip potrz±sn±ł głow± i wstał. — Nie mogę doczekać się naszego spotkania. — Nie tylko wasze umysły mog± się spotkać, Philipie. — Spencer też wstał, uważaj±c na piętę. — On może być bardzo niebezpieczny. — My też, w pewnych okoliczno¶ciach. Do widzenia, kapitanie. Adrianne wprowadziła się do londyńskiego „Ritza” na kilka dni przed przyjęciem u lady Fume. Wybrała „Ritza”, bo był tak bezwstydnie pretensjonalny, a także dlatego, że zatrzymały się tam kiedy¶ z matk± podczas jednej z radosnych wypraw. „Connaught” był bardziej dystyngowany, „Savoy” bardziej wielkopański, ale było co¶ wspaniale ekstrawaganckiego w tych pozłacanych aniołach na ¶cianach Ritza. Obsługa znała j± dobrze, a ponieważ dawała im zawsze duże napiwki i traktowała ich z sympati±, nie musieli nawet udawać, że obsługuj± j± z przyjemno¶ci±. Zajęła apartament wychodz±cy na Green Park, poinformowała obojętnie boya hotelowego, że ma zamiar spędzić kilka dni na zakupach i wypoczynku. Gdy została sama, nie podreptała do luksusowej wanny, by zanurzyć się pachn±cej solami do k±pieli pianie. Nie przebrała się też, by pój¶ć na herbatę, ogl±dać wszystkich i dać się ogl±dać. Wypakowała jedynie srebrzyst± suknię z ryzykownym dekoltem od Valentina. Razem z ochraniajac± j± bibułk± zawinięte były szkice, plany pięter i wykaz punktów systemu bezpieczeństwa. Kosztowały j± więcej niż suknia. Adrianne zabrała je do salonu, rozłożyła na stole i przyst±piła do sprawdzania, czy istotnie wydała swoje pieni±dze tak sensownie, jak jej się zdawało. Dom Fume’ów był elegancki i edwardiański, położony w zacisznym miejscu na Grosvenor Square, z pięknym widokiem na zieleń. Adrianne żałowała, że przyjęcie nie odbędzie się w ich wiejskim domu w hrabstwie Kent, ale złodzieje, podobnie jak żebracy, nie mog± sobie pozwalać na grymasy. Spędziła tam kiedy¶ wyj±tkowo nudny weekend i sama mogłaby sporz±dzić dokładne plany pięter. Dom w Londynie był stosunkowo mało znany, będzie musiała więc polegać na kupionych informacjach i na swych obserwacjach z przyjęcia. Szmaragdy lady Fume przynios± sporo forsy, my¶lała. Ta sk±pa snobka po¶rednio wzbogaci fundusze na rzecz wdów i sierot w kilku miastach. A poza tym, szkoda szmaragdów dla ziemistej cery tej damy. Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że przez swe sk±pstwo Fume’owie zdecydowali się na najprostszy system alarmowy, zabezpieczaj±cy jedynie drzwi i okna. Ogl±daj±c plany Adrianne doszła do wniosku, że nawet przeciętny złodziej potrafiłby omin±ć alarm i dostać się do ¶rodka. A ona znacznie wyrastała nad przeciętno¶ć. Przede wszystkim należało zbadać otoczenie, blisko¶ć innych domów, obyczaje mieszkańców. Adrianne złożyła swoje papiery razem z bibułk±, wyci±gnęła czarn± pelerynę i wyszła, by rzucić okiem na okolicę