ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

A on — został tu na górze i wiedział, potrafiłby nimi wszystkimi pokierować, połączyć ich wolę w jedność. Tylko nie miał takiej władzy. Mógł tu stać nad Zurychem albo leżeć tu w grobie — ale zmienić Zurychu nie mógł. Mieszkał tu już drugi rok i wszystkie wysiłki na nic, nic nie zostało zrobione. Trzy tygodnie temu to miasto bawiło się na swym idiotycznym karnawale: sunęły jedna za drugą orkiestry w błazeńskich strojach, oddziały gorliwych doboszy, wrzaskliwych trębaczy, to — postaci na szczudłach, to — z długimi, zrobionymi z pakuł, metrowej długości włosami, krzywonose wiedźmy i beduini na wielbłądach, na kołach jechały karuzele, sklepy, martwe olbrzymy, strzelające armaty, które wraz z dymem wypluwały z luf confetti — ile zasiedziałych nierobów zajmowało się przygotowaniami, szyciem kostiumów, repetycjami, ileż swych nie znających wojny, sytych sił musieli tu włożyć! — gdybyż choć połowę tych sił użyć na strajk powszechny! A miesiąc później, już po Wielkiej Nocy, będzie święto pożegnania zimy, świąt tu bez liku — jeszcze jeden pochód, już bez masek i charakteryzacji, parada rzemieślniczego Zurychu, tak jak w ubiegłym roku: przeogromne wory z przeogromnym ziarnem, ogromne warsztaty, maszyny introligatorskie, kamienie szlifierskie, żelazka, na bryczce cała kuźnia pod ułożonym z dachówek dachem i w czasie jazdy dmą w miechy i odkuwają młotki, topory, widły, cepy (nieprzyjemne wspomnienie, jak kiedyś w Ałakajewce mama zmuszała go, żeby został rolnikiem, obrzydzenie go brało na widok tych wideł i cepów); wiosła na ramionach, ryby na kijach, buty z cholewami na cechowych sztandarach, dzieci z wypieczonymi bochen- 10 — Lenin w Zurychu 145 kami chleba i preclami — można by się nawet pochwalić ta pracą, gdyby to wszystko nie nabierało burżuazyjnego charakteru i nie świadczyło tak natrętnie o swym konserwatyzmie, gdyby nie było tylko wczepianiem się w przeszłość, którą należy zburzyć do cna. Gdyby za rzemieślnikami w skórzanych fartuchach nie jechali jeźdźcy w czerwonych, białych, błękitnych i srebrzystych kamizelkach, w liliowych frakach i różnokolorowych trójrogach, nie maszerowały jakieś kolumny starców — w staroświeckich surdutach i z czerwonymi parasolkami, uczeni sędziowie z przesadnie wielkimi złotymi medalami, a wreszcie i markizy-hrabiny w barchanowych sukniach i białych perukach — zabrakło na nich gilotyny Wielkiej Francuskiej! I znów setki trębaczy i dziesiątki orkiestr, wśród nich dęta na koniach, jeźdźcy w hełmach i kolczugach, halabardziści i piechota z czasów napoleońskich, ostatniej wojny, którą pamiętają — z jakąż ochotą bawią się w wojnę, kiedy nie trzeba maszerować na rzeź, a zdrajcy socjal-patrioci nie robią nic, żeby ci ludzie się zmienili i rozpoczęli domową! A i cóż oni tu mają za klasę robotniczą? Ich berneńską właścicielka mieszkania, prasowaczka, proletariuszka, kiedy dowiedziała się, że matkę spalili w krematorium, nie było pogrzebu, więc nie chrześcijanie — wyrzuciła z mieszkania. Inna, za to tylko, że w ciągu dnia zapalili lampę, żeby pokazać Szkłowskim, jakie daje jasne światło — też ich wyrzuciła. Nie, nie da się ich porwać. Czegóż może dokonać piątka cudzoziemców, nawet jeśli ich idee są najsłuszniejsze?... Skręcił z bulwaru i poszedł stromo pod górę, do lasu. Chmury były teraz wyraźnie mniej gęste, na zachodzie miały nawet łagodną, jasnożółtą barwę. Można było domyślić się, że tam, za nimi kryje się wieczorne słońce. I już w lesie. Nieuporządkowany, ale tu i ówdzie poprzecinany alejkami. Na przemian z sosnami — jakieś szaro-białe pnie, ale nie brzozy i nie osiki. Mokra ziemia zasłana obficie starym listowiem. I brudno tu i poślizgnąć się można, ale w alpejskich butach, nie najlepszych na miejskie chodniki, to akurat doskonale. Szedł stromo pod górę, z wysiłkiem. Był sam. Tam gdzie mokro i błoto przyzwoite pary nie spacerowały. Przystawał, żeby zaczerpnąć tchu. Na gołych drzewach mokły czarne, puste jeszcze domki dla szpaków. Nie ma nic trudniejszego, niż przejście z konspiracji do działalności legalnej. Przecież nie bez kozery istnieje słowo podziemie: nie ujawniając się, zawsze anonimowo, i nagle, ni stąd, ni z owad wyjść na podium i powiedzieć: tak, to ja! bierzcie broń, poprowadzę was! 146 Dlatego właśnie tak ciężko poszło mu w Piątym Roku, a Trocki i Parvus przechwycili całą rosyjską rewolucję