ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

O ile tutejsi byli całkiem otwarci w sprawie ich okrycia czyjego braku, pewne sprawy mogły się okazać bardziej skomplikowane. Dzieci mogły nie zdawać sobie z tego sprawy i popełnić jakąś gafę. Tylko nogi. – Ale cóż to były za nogi! – Och, to duża ulga! – powiedziała. – Zapadłabym się pod ziemię, gdyby... No, ale nieważne. Dobry Mag wystrzelił nas z kota-pulty. – Jakoś mi się wydaje, że nie mamy na myśli tego samego – powiedział Sean. – A to ciekawe, co mówisz – powiedziała Chlorine. – Dlaczego tak sądzisz? Na pół sekundy zapadło milczenie. Onieśmieliła nastolatka, choć dość niewinnie. – No, yyyy, no tu wszystko się wydaje nieco inne. Dla nas katapulta to taka wielka machina, która wyrzuca daleko różne przedmioty. – Tak, o to właśnie chodzi. To ogromny kot, którego ogon sprężynuje i wyrzuca rzeczy tam, gdzie mają dolecieć. Dobry Mag musiał kotu powiedzieć, dokąd mamy lecieć. Cieszę się, że na lądowisku była poduszka. – Ten Dobry Mag – odezwała się Mary. – On musi wiele wiedzieć. – Och tak! Wie wszystko. Poszłam go zapytać, gdzie się podziała moja ostatnia łza, a on mi powiedział gdzie, no ale wtedy zostałam zobowiązana do rocznej służby dla niego, albo czegoś równoważnego. No i kazał mi wyprowadzić was bezpiecznie z Xanth. – Jesteś bez wątpienia równie pomocna jak centaurzyca Sheila stwierdziła Mary. – Ale czy dobrze cię zrozumiałam? Za odpowiedź na jedno pytanie jesteś winna roczną służbę? – No tak. Byłam niemądra, tracąc moje pytanie na coś, co sama mogłam odgadnąć. Ale tak naprawdę chodziło mi o przygodę. Wy i ten poruszający się dom, wszystko to jest fantastyczne. David roześmiał się. – Uważasz kemping za fantastyczny? Po tym jak przeleciałaś w powietrzu wyrzucona przez kota giganta? – Oczywiście. Wielu używa kota-pulty. Ale wydaje mi się, że nigdy przedtem w Xanth nie było takiego domu na kółkach. Nie ma nawet zbyt wielu domów na kurzych nogach. Nie mogłam prosić o lepszą przygodę. Nastąpiła cała chwila milczenia. Znowu ich onieśmieliła. Jim zdecydował się skorzystać z okazji i zadał swoje pytanie. – Nie chciałbym być niegrzeczny czy wyjść na wścibskiego, ale skoro Nimby nie może mówić za siebie, mogę ciebie zapytać o jego pochodzenie czy zadanie? – Ach, to żaden problem – zapewniła otwarcie Chlorine. – Nimby to smok z oślą głową w postaci człowieka. Mogłabym go poprosić, żeby wrócił do swojej oryginalnej postaci, ale byłby wtedy za duży, żeby się zmieścić w takim małym domku. – No to rzeczywiście lepiej uwierzymy ci na słowo – stwierdził ostrożnie Jim. Ta młoda kobieta, jak zresztą cała ta kraina, ciągle go zaskakiwała. – Wyświadczył mi naprawdę ogromną przysługę – mówiła dalej. – Wiecie, w prawdziwym życiu jestem zupełnie przeciętna. I do tego wcale nie tak inteligentna i ładna. Ale talent Nimby’ego pozwala mu zamieniać siebie i swojego towarzysza, w co tylko zechcą. Naturalne więc, że zapragnęłam być ładna, mądra, zdrowa i miła. – Taaak – westchnął z uznaniem Sean, spoglądając z podziwem na jej nogi i to i owo jeszcze. Była tak zdrową młodą kobietą, na jaką według Jima wyglądała, a i w innych sprawach była równie doskonała. – Może mi nie wierzycie – powiedziała Chlorine. – Ale że w prawdziwym życiu jestem tych samych rozmiarów, mogę wam pokazać. Podniosła nieco głos. – Nimby, pokaż mnie taką, jaka jestem naprawdę, ale na krótko. Młodzieniec siedzący obok Jima skinął głową. Nagle dobiegł Jima jęk zaskoczenia. Na sekundę się odwrócił. Śliczna dziewczyna rzeczywiście się zmieniła. Teraz była zwykłą, niemal brzydką dziewczyną w nieatrakcyjnym ubraniu, z nerwowym wyrazem twarzy. Włosy miała byle jakie, strączkowate, pozbawione tamtego blasku. Chwila minęła i Chlorine znowu była uroczą młodą kobietą. Jej nogi i biust nabrały kształtów, a włosy blasku. Uśmiechnęła się, aż wnętrze auta pojaśniało. – Widzicie? Wiele zawdzięczam Nimby’emu – powiedziała. – Bez wątpienia – odparł Sean, a Jim wrócił do obserwowania drogi. – Ale dlaczego Nimby zrobił dla ciebie coś takiego? – zapytała Karen. – To znaczy, jeśli naprawdę jest smokiem, to chyba powinien cię raczej zjeść? – Karen! – zawołała mama karcącym tonem. – Oj, mamo – odezwał się David. – Wygląda dość apetycznie, żeby zostać zjedzona. Chlorine roześmiała się. – Dziękuję. Z początku się tego bałam, bo smoki lubią to robić. Ale okazał się miłym smokiem. Bardzo miłym smokiem. – Taaak. – zgodził się David. – Szkoda, że nie mam takiego. Kazałbym mu, by zamienił mnie w gwiazdę futbolu, albo kogoś takiego. – Właściwie wyjaśnił mi wszystko, kiedy się spotkaliśmy po raz pierwszy – przyznała Chlorine. Podniosła w górę rękę, jakby chciała powstrzymać protesty. Jim nie mógł tego wi- dzieć, bo musiał obserwować drogę. – Tak, Nimby jest teraz niemową, ale wcześniej potrafił mówić. Powiedział mi, że potrzebuje mojego towarzystwa i zrobi wszystko, co byłoby dla mnie ważne. Lecz ostrzegł mnie, że to jego jedyna okazja, żeby do mnie przemówić, i potem będzie już niemową. Ale rozumie mnie i może odpowiadać na moje słowa gestami. – Przypuśćmy, że miałby do zakomunikowania coś skomplikowanego i trudnego? – zapytał Sean, możliwe że zaintrygowany nie tylko jej wyglądem. – Na przykład o nadchodzącym niebezpieczeństwie, o którym nie wiesz, więc nie mogłabyś o nie zapytać? – Bo ja wiem