ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Monsteur Richard przyjął powinszowania obu przybyłych jako hołd należny — a na zapytanie o miss Jenny, której hołd chciał złożyć de Lada, odparł stanowczo, iż tak jest zmęczona, że się z nikim widzieć nie może. Odwiedziny więc za kulisami nie bardzo się powiodły, lecz wychodząc Micio szepnął na ucho Małdrzykowi, iż drugą rażą zapozna go z boską miss Jenny. — Richard jest dziś kwaśny — dodał — i wiem, dlaczego, bo mu konia najulubieńszego zepsuto. Jest to nie tylko strata kilku tysięcy franków, lecz luka, którą zapełnić innym bardzo będzie trudno. * * * Spóźniony bardzo nad zwykłą godzinę powrót do domu pana Floriana nie podobał się pani Perron, która nań z wieczerzą czekała. Musiał się jej tłumaczyć, że spotkał przyjaciela dawnego i nie mógł się tak łatwo z nim rozstać, tym bardziej że mający stosunki w. Paryżu ziomek obiecywał mu pomoc swoją. — A do czegóż ona panu jest potrzebną? — zapytała wdowa. — Do wyrwania się z tej uciążliwej pańszczyzny rysowania — rzekł Florek. — Nudzi mnie to. Popatrzyła nań nie odpowiadając. W ciągu dalszej rozmowy umiała dobyć z Małdrzyka, czym się zajmował w Paryżu przyjaciel jego, dowiedziała się, że miał komis win i że szczęśliwie grywał na giełdzie. — Dałeś mu pan swój adres? — zapytała. — Nie mogłem odmówić. — Zróbże tak, abym ja go zobaczyć mogła, gdy przyjdzie, nie zawadzi, że mu spojrzę w oczy — odezwała się wdowa. — Znam wielu podróżujących z winami, różnie się im dzieje, a na giełdzie! ho! ho — gra niebezpieczna! Dotknęło i to panią Perron, że Florek z wielkim mówił zapałem o cyrku i miss Jenny. Uwielbienie dla niej nie podobało się gosposi i rzuciła obelżywym: saltimbanques!* Florek się tłumaczył namiętnością swoją do koni. Wieczór zszedł jakoś kwaśno. Przez całą noc Małdrzykowi śniła się arena, a nad nią na skrzydlatym rumaku unosząca się w powietrzu, lekka jak one, miss Jenny.. Wstał z bólem głowy, lecz że musiał dnia tego kończyć rysunki, przeklinając swą pańszczyznę, zasiadł do pracy. Szła mu źle bardzo, darł i rzucał papiery. Przed południem jeszcze niespodzianie się zjawił Micio. Nie miał, widać, znajomości wiele w Paryżu, a towarzystwa potrzebował. Wydane być musiały stosowne rozkazy na dole, gdyż kwadrans zaledwie posiedział de Lada, gdy z kluczykami w ręku, w miluchnym rannym stroju, ale łańcuszkami i pierścionkami okryta, zjawiła się pod jakimś pozorem gosposia. Zdziwiony trochę tym zjawiskiem, którego się nie spodziewał, gość z galanterią polsko — francuską wstał na powitanie nieznajomej. Florek nie uważał, jak ciekawym wzrokiem zmierzyli się wzajemnie. Wrażenie musiało być dobre, gdyż pani Perron trochę długo się zatrzymała u progu, stała się bardzo wesołą, zawiązała żartobliwą gawędkę z panem de Lada i odeszła rozpromieniona. — Ale wiesz, że ta twoja gosposia bardzo śliczną i miluchna! — roześmiał się Micio — do pozazdroszczenia! Po tym krótkim epizodzie uparł się Florka zaprosić na śniadanie na bulwary. Dawny sąsiad wyciągnął go z sobą, a po śniadaniu chciał koniecznie zabrać ze sobą do cyrku, gdzie niezawodnie miss Jenny zastać mieli. Małdrzyk się nie bardzo opierał. Śniadanie wykwintne z doskonałym winem burgundzkim leżącym w koszyczku przeciągnęło się nieco, lecz obu ich wprawiło w ten złoty humor, Mory szczęśliwym daje umiejętnie nakarmiony żołądek. Małdrzyk się czuł jakby innym człowiekiem. Niczym nie usprawiedliwiona nadzieja wstępowała do jego serca. Myślał sobie, że gdy taki Micio mógł się dorobić świetnego stanowiska na paryskim bruku, los nie mógł mu tej samej łaski odmówić. Wart był przecie tyle przynajmniej co on. W cyrku zastali zamieszanie wielkie — ale pan Richard był cokolwiek uprzejmiejszym. Miss Jenny w bardzo wytwornym ubraniu powitała słodkim uśmieszkiem swojego wielbiciela. Florkowi wydała się i dziś bardzo ładną, lecz strój, światło, zupełnie’ odmienne warunki czyniły ją jakby inną do nie poznania. Miała ruchy, obejście się, nawet fizjognomię pięknej Angielki, chociaż była nią tylko z przezwiska. Z równą grzecznością przyjmowała i Florka, który ją i pana Richarda ujął tym, że z wielką znajomością rzeczy o koniach mówił. Trafili właśnie na chwilę, gdy dyrektor, któremu szło o zastąpienie skaleczonego konia targował się z roztrucharzem* o nabycie nowego wierzchowca. Krew, maść, wzrost, wszystko, odpowiadało wymaganiom — lecz młody koń był surowy i ostry. Pan Richard opowiadał z pewną goryczą, że mu dziś przy próbie dwóch jego berejterów z siebie zsadził. Małdrzyk, który niegdyś bardzo dzikie konie lubił i niejednego tabuna* zwyciężył, począł obchodzić pięknego wierzchowca, opatrywać go — i wyraził się w ostatku, że koń mu się nie zdawał tak trudnym do pokonania. Richard się roześmiał. — Na Boga — zawołał — musisz być pan jeźdźcem niepospolitym, gdy się to mu łatwym zdaje. — Byłem niegdyś niezłym — odparł zimno Florek — chociaż nie mogę pewno ani z najgorszym pańskim masztalerzem* się dziś mierzyć. Pan to wiesz, że każdy koń, jak człowiek, wymaga stosownego do swego charakteru sposobu obejścia się. Są ludzie, co koniowi z oczów czytają — ja dawniej to umiałem. Konia przeprowadzano, Florek wodził za nim pożądliwymi oczyma, a dyrektor, sam najlepszy jeździec, słuchał i przypatrywał mu się z ‘zajęciem. Miss Jenny rozmawiała z Miciem. Małdrzykowi prawdziwie szalona myśl przyszła do głowy. Czuł w sobie nadzwyczajną siłę i niezmierne pragnienie znalezienia się na siodle. — Gdybyś pan kazał go osiodłać — rzekł — naprawdę, choć, nie kawalkator*, a prosty sobie polski jeździec i myśliwy, spróbowałbym ja, czy też on mnie zrzuci. Richard i miss Jenny spojrzeli nań z podziwieniem, uśmiechał się z taką pewnością siebie, iż i oni trochę zaufania powzięli. — Serio? — spytał dyrektor — chcesz pan spróbować? Chętnie się na to zgodzę, ale następstw nie biorę na siebie. Wprawdzie na placu dużo piasku… ale… — Każ pan osiodłać, proszę! — odezwał się Florek. Kilku z cyrkowych jeźdźców, świadkami będąc tego, szydersko się uśmiechali i ramionami poruszali. Dwóch — z nich koń zrzucił