They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Anglik, ku swemu zaskoczeniu, rozpoznał w siedz±cym na podłodze szaleńcu młodego Holendra. „Dobry Boże! – wyszeptał. – To musi być ten młody Schmidt!” Trudno było jednak orzec z cał± pewno¶ci±, kim jest młodzian, gdyż jego twarz była tak zniekształcona szałem, że przypominał jakie¶ dzikie zwierzę. Cavendish, zapominaj±c nieomal o swym bólu, przypatrywał się przez dłuższ± chwilę walce, po czym wy¶lizn±ł się na korytarz i z butami w ręku ruszył w stronę tylnego wej¶cia szpitala – niby m±ż, który skrada się do domu, nie chc±c się narazić na reprymendę swej rozgniewanej żony za to, że tak póĽno wraca. Gdy wychodzili we trójkę z klubu oficerskiego, Jo trzymała Stonera pod ramię, a Markow przystan±ł z drugiej strony, pod nagimi żarówkami, które o¶wietlały godło klubu. Wokół ¶wiatła unosiły się roje owadów, usiłuj±cych w bezmy¶lny, instynktowny sposób rozszyfrować jego naturę. Nagle ¶wiatło zgasło. – Nie miałem pojęcia, że jest już tak póĽno – rzekł Stoner. – O której zamykaj± tę spelunkę? – O północy – odparła Jo. – A jest dokładnie północ. Stoner nabrał głęboko w płuca morskiego powietrza; było chłodne i wydawało się rozpędzać mgłę w jego głowie. – No i cóż, moi rewolucjoni¶ci? – spytał. – Co s±dzicie o naszych szansach? – Powiedzie nam się – po¶pieszyła z odpowiedzi± Jo. OdpowiedĽ Markowa przyszła nieco póĽniej. – Potrzebuję kilku dni, żeby spreparować dostatecznie myl±cy zestaw sygnałów – rzekł. – Ale jaka jest nasza szansa sukcesu? Rosjanin poci±gn±ł się za brodę. – Praktycznie równa zeru – rzekł. – Zaraz jednak na jego twarzy pojawił się chłopięcy u¶miech. – Ale różnica między zerem i praktycznie zerem decyduje o powodzeniu wszystkich rewolucji. – My wszyscy jeste¶my lekko stuknięci – zauważył Stoner. – Nie stuknięci, ale pijani. To na pewno. Ale nie stuknięci. – Na pewno nam się powiedzie – powtórzyła Jo, ¶ciskaj±c mocniej ramię Stonera. – Wielki Mac nie jest aż tak sprytny. Da się nabrać. Prawdopodobnie dostanie ataku serca, ale da się na to nabrać – To jest efekt uboczny, o którym nie my¶lałem – rzekł smutno Stoner. – Porozmawiam o wszystkim z doktorem Thompsonem jutro z samego rana – powiedziała Jo. – Z Thompsonem – powtórzył Stoner w zadumie. – On jest kluczem do całego planu – mówiła kiwaj±c głow±. – Musimy go zwerbować. – On tego nie zrobi – odrzekł Stoner. – Przypuszczam, że go do tego skłonię – upierała się. Patrzył na ni± przez dłuższ± chwilę, po czym zszedł po drewnianych schodkach klubu na koralowy beton chodnika. – Daj temu spokój – rzeki. – Co takiego? Stoner zwrócił się znów do nich obojga. – Zapomnijcie o całej sprawie. Ja się na to nie piszę. Twarz Markowa wydłużyła się. – Przecież to był twój pomysł – przypomniał mu. – Wiem o tym. Ale nie był dobry. Zapomnijcie o nim. Jo, staj±c znów u jego boku, rzekła: – Keith, je¶li martwisz się o mnie i o Jeffa... – O nic się nie martwię – rzekł oschle. – Ale nie będę fałszował danych. Taki plan mógł wymy¶lić tylko kto¶ kompletnie zalany. Odwrócił się gwałtownie i poszedł w kierunku „żłobka”. Jo pozostała u podnóża schodków i patrzyła, jak znikał w mroku ulicy. Markow podszedł do niej. – Nigdy nie wierzyłem, że on na to pójdzie – rzekł miękko. – To były tylko takie sobie wariackie rozmowy. Żeby łatwiej pozbyć się frustracji z powodu sprzeciwu McDermotta. – Nie, to nie był najważniejszy powód – powiedziała Jo. – On nie zdradzi nam tego powodu. Nawet sam się do niego nie przyzna. Markow lekko dotkn±ł ręk± jej ramienia. – Drogie dziecko, wiem, jak się pani teraz czuje. – Jest pan jasnowidzem? – Wiem, co to znaczy mieć złamane serce. Jo potrz±snęła głow±. – A ja my¶lałam, że moje jest odporne na wstrz±sy. – Niczyje takie nie jest – rzekł Markow. – Najlepsze, co można zrobić, to zalać je jakim¶ szybko tężej±cym cementem i próbować z tym żyć. Jo u¶miechnęła się w zadumie. Szybko tężej±cym cementem? – powtórzyła. – A ja my¶lałam, że pan jest romantykiem. Markow obj±ł j± ramieniem i ruszyli razem ulic±. – Odprowadzę pani± do hotelu – rzekł. Pozwoliła mu się prowadzić. Szli oboje wyludnion± ulic±. Tylko raz obejrzała się za siebie i popatrzyła w kierunku, gdzie znikn±ł Stoner. W mroku sypialni Markowów czerwone ¶wiatełko w walizce zerkało na Marię, niby diabelskie oko. „On jest stary – pomy¶lała nagle. – Je¶li przetrzymam go tak długo na pełnej mocy, zemdleje i umrze.” Już wyci±gała rękę, by zmniejszyć natężenie, gdy zza okna dobiegły j± odgłosy jakiego¶ szurania. Wyjrzała przez okno na ulicę i dostrzegła Cavendisha. Wygl±dał jak trup, przywrócony do życia za pomoc± praktyk czarnoksięskich, i akurat gramolił się po schodach na werandę jej bungalowu. Maria rzuciła okiem na zegarek. Jego fosforyzuj±ca tarcza była zamglona, a wskazówki niewyraĽne. Z niecierpliwym niknięciem sięgnęła ku walizce przez łóżko i zmniejszyła moc do minimum. „Co¶ mi oczy szwankuj± – pomy¶lała z niepokojem, wstaj±c na równe nogi. – Będę musiała zmienić szkła na mocniejsze.” Wygładziła spódnicę, po czym przeszła do pokoju go¶cinnego i otworzyła drzwi werandy