ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Wszedł do środka chaty, znikając z pola widzenia. Świat eksplodował. Dudniący ryk unicestwił ciszę. Towarzyszył mu oślepiający błysk. Wybuch poderwał całą chatę, która w powietrzu rozpadła się na kawałki. Ciężkie belki pokoziołkowały po zboczu, a połamane fragmenty poszybowały w niebo jak szrapnele, wszystko stanęło w płomieniach. Tweed pociągnął Paulę za pień drzewa, gdy szczątki zagrzechotały na drodze. Kiedy hałas ucichł, Paula wyjrzała ostrożnie. Nad miejscem, w którym stała chata, wznosił się słup czarnego dymu, szybko rozwiewany przez wiatr, który zerwał się przed chwilą. W Talloires ponownie zapadła ciężka cisza. Butler, z pistoletem maszynowym w rękach, pierwszy wyskoczył z kępy drzew. Ostrożnie zbliżył się do sterty popiołu, który był jedyną pamiątką po chacie. Paula uświadomiła sobie, że Butler obawia się drugiej eksplozji. Wreszcie podszedł bliżej i lufą karabinu rozgarnął popiół. Paula pobiegła w górę, zaraz za nią wystartował Newman. Tweed podążył za nimi stateczniejszym krokiem. Jane wyłoniła się z kępy z Nieldem i Burgoyneem po bokach. Ostatnią postacią, jaka pojawiła się w miejscu eksplozji, była Serena. Butler podniósł głowę, gdy Paula i Newman zatrzymali się obok niego. - Po Arbuthnocie nie pozostało nawet śladu. - Nie dziwię się - rzekł Burgoyne. - Nawet w tych drzewach odczuliśmy falę uderzeniową. Detonował niezły ładunek. - Odpalony, kiedy Arbuthnot otworzył drzwi - domyśliła się Paula. - Tak sądzę. - Załatwiłby nas na amen - skomentował spokojnie Tweed - gdyby Bobowi nie wpadło do głowy, żeby wysłać przodem Arbuthnota. Kolejna typowa pułapka Goslara. - Przypuszczam, że Arbuthnot pracował dla Goslara - zauważyła Serena. Zapaliła papierosa. - Nie sądzę, że powinniśmy marnować czas na opłakiwanie tego typka. Paula rzuciła na nią okiem. Serena mówiła zimnym, niemal obojętnym tonem. Ho ho, dziewczyno, pomyślała, jesteś twarda jak skała. Bardziej, niż chcesz, żeby się wydawało. Tweed wsunął ręce w kieszenie płaszcza. - Pojedziemy teraz na drugą stronę jeziora i wrócimy do Annecy -oświadczył zdecydowanie. - Muszę zamienić kilka słów z tym pośrednikiem Periotem. Postarajmy się złapać go, zanim pójdzie do domu. - W jakiej sprawie? - zapytała szeptem Paula, gdy zaczęli schodzić w stronę drogi. - Chateau de LAir. Być może coś pominąłem. Rozdział 33 Marler czekał na nich przy drodze. Tweed domyślał się, że został tam na wypadek dalszych kłopotów, które mogłyby się pojawić, gdy stali odsłonięci na stoku. Po paru minutach już jechali wzdłuż brzegu jeziora. Paula ostatni raz obejrzała się na miejsce, w którym stała chata. Popioły nadal dymiły. Pomyślała, że wkrótce spadnie śnieg i zakryje stos pogrzebowy Arbuthnota. Odetchnęła z ulgą, zadowolona, że wyjeżdżają z Talloires. Minęli liczne stare domy stojące z dala od drogi. Okiennice we wszystkich były szczelnie zamknięte. Talloires przypominało porzucone miasteczko, którego mieszkańcy uciekli z obawy przed zarazą. Wysokie drzewa tłoczące się po obu stronach drogi nie poprawiały nastroju. Przed odjazdem na propozycję Sereny zamienili się miejscami. Paula z powrotem zajęła fotel pasażera w samochodzie Newmana, ale zamiast Sereny obok Tweeda siedziała Jane. Tweed był zaskoczony prośbą dotychczasowej towarzyszki podróży, która teraz jechała z Nieldem w środku kawalkady. Marler z Burgoyneem i Butlerem jako pasażerami znów był na czele. - Spodziewam się, że było to dla ciebie wstrząsające doświadczenie -zagadnął Tweed Jane. - Przeżyłam krótki szok, gdy wybuchła bomba, ale nic więcej. Po współpracy z Sekcją Czwartą trzeba czegoś więcej, żeby wytrącić mnie z równowagi. - Potrafię to zrozumieć. Zwłaszcza po śmierci męża. Aha, jak się nazywał? - Er... - zająknęła się. - Walter Baron - powiedziała i po krótkiej chwili wahania dodała: - Amerykanin w trzecim pokoleniu. Byliśmy dla siebie stworzeni. Nie, to brzmi jak cytat z Barbary Cartland. Jak mogłabym to ująć? Tworzyliśmy dobry związek. Paula wyczuła wahanie w jej głosie. Odwróciła się i popatrzyła na Tweeda. - Czemu sądzisz, że Goslar nadal usiłuje nas zabić? W jego próbach jest coś nieubłaganego, a nawet desperackiego. - Desperackiego to właściwe słowo - odparł Tweed. - Jestem przekonany, że Goslar jest prawie gotów, aby odstąpić swoją straszliwą broń stronie oferującej najwyższą cenę. Mam wrażenie, że zaczyna panikować. Boi się, że w ostatniej chwili mogę pokrzyżować mu plany. - Uważasz więc, że pozostało niewiele czasu, aby go powstrzymać? - I to budzi moje największe obawy. Być może pozostały tylko godziny