ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Zabraknie bezstronnego świadka, który potwierdziłby fakt przekazania pieniędzy księdzu przez ojca, bo cały sens tej sprawy polegał na zachowaniu jej w tajemnicy. Chodziło przecież o pieniądze, których nie zabrałby ani król, ani Percy Hamleigh, ani żaden z padłożernych kruków, kręcących się zawsze w pobliżu kogoś rujnowanego. Sprawy toczyły się więc dokładnie tak samo, jakby nadal byli w lesie, zauważyła z goryczą Aliena. Ją i Ryszarda można było grabić, bo byli dziećmi upadłego szlachcica. Zastanowiła się gniewnie, dlaczego właściwie lęka się tego człeka. Dlaczego to on się jej nie boi? Ryszard popatrzył na nią i rzekł powoli: - Ma rację, no nie? - Tak - rzekła przez zaciśnięte zęby. - Nasza skarga u szeryfa nie ma sensu. Myślała o tym jednym wypadku, kiedy mężczyzna bał się jej: to było w lesie, kiedy zasztyletowała tłuściocha, a jego kompan umknął ze strachu. Ten ksiądz jest nie lepszy niż tamten banita. Poza tym jest stary i całkiem słaby, a pewnie liczył na to, że nigdy nie spotka twarzą w twarz swych ofiar. Może dałoby się go wystraszyć. - No to co robimy? - spytał Ryszard. - Spalimy ten dom. - Uległa raptownemu impulsowi wściekłości. Wkroczyła na środek pomieszczenia i kopnęła drewniakiem w ogień, rozrzucając płonące polana. Sitowie wokół paleniska zajęło się natychmiast. - Hej! - wrzasnął Ralf. Uniósł się na swym siedzisku, upuszczając chleb i wylewając gulasz, ale zanim się zdążył wyprostować, Aliena już go dopadła. Zupełnie straciła opanowanie, działała nie myśląc. Popchnęła go, spadł z krzesła na podłogę. Zdziwiła ją łatwość zwycięstwa. Rzuciła się na niego, opadła kolanami na jego pierś i pozbawiła tchu. Oszalała z wściekłości przysunęła twarz do jego twarzy i wrzasnęła: - Ty załgany złodziejski bezbożniku, spalę cię na popiół! Jego wzrok przeskakiwał z kąta w kąt, zdawał się jeszcze bardziej przerażony. Idąc za jego spojrzeniem dostrzegła Ryszarda, który dobył miecza i przygotował do uderzenia. Brudna gęba księdza zbladła, wyszeptał: - Jesteś diabłem... "~ - A ty jesteś złodziejem, kradnącym pieniądze biednym dzieciom! - Kątem oka dojrzała płonący patyk. Podniosła go i przysunęła do jego twarzy. - Wypalę ci oczy, jedno po drugim. Najpierw lewe... - Błagam, nie - wyszeptał. - Nie krzywdź mnie, proszę. Szybkość, z jaką dał się złamać, wstrząsnęła Alieną. Zauważyła, że maty wokół niej ogarniają płomienie. - No, to gdzie są pieniądze? - zapytała niespodziewanie normalnym głosem. - W kościele. - Ksiądz nadal był przerażony. - A dokładniej? - Pod kamieniem za ołtarzem. Popatrzyła na Ryszarda. - Jak się ruszy, zabij go. Pilnuj, a ja pójdę i sprawdzę. - Allie, za chwilę cały dom się spali - odrzekł Ryszard. Aliena podeszła do kąta i podniosła przykrywkę baryłki. Do połowy wypełniało ją piwo. Chwyciła za brzeg i popchnęła. Piwo wylało się na podłogę, mocząc sitowie i gasząc ogień. Wyszła. Wiedziała, że naprawdę mogłaby wypalić księdzu oczy, ale zamiast się tego wstydzić, czuła się dumna ze swej mocy. Przyrzekła sobie nie pozwalać ludziom dłużej traktować się jak ofiara i dowiodła, że potrafi wytrwać w postanowieniu. Wkroczyła na podest kościoła i pociągnęła za drzwi. Zamykał je mały zamek. Mogłaby wrócić do mieszkania księdza i wziąć klucz, ale zamiast tego wyjęła z rękawa sztylet, wsadziła ostrze w szparę w drzwiach i wyłamała zamek. Drzwi skrzypnęły i otwarły się. Weszła do środka. Był to najbiedniejszy rodzaj kościoła. Bez sprzętów poza ołtarzem, bez zdobień poza kilku z grubsza naszkicowanymi obrazkami na bielonych wapnem drewnianych ścianach. W jednym z rogów stało coś, co prawdopodobnie miało wyobrażać świętego Michała, a przed czym płonęła świeczka. Tryumf Alieny zmącił fakt, że pięć funtów oznaczało niesamowitą pokusę dla takiego biedaka, jakim był ojciec Ralf. Podłogę stanowiło klepisko z wyjątkiem jednej kamiennej płyty za ołtarzem. Stanowiło to raczej widoczną kryjówkę, ale oczywiście nikt nie pomyślał nawet o grabieniu kościoła o tak rzucającej się w oczy nędzy, jak ten. Aliena uklękła na kolano i spróbowała popchnąć kamień. Nie poruszył się, był zbyt ciężki. Zaczęła się niepokoić. Ryszard nie powinien zostawić Ralfa bez straży. Ksiądz mógłby uciec i wołać ludzi na pomoc, a wtedy musiałaby dowieść swego prawa do pieniędzy. No, byłoby to ostatnie ze zmartwień: przecież zaatakowała duchownego i włamała się do kościoła. Targnął nią dreszcz niepokoju, kiedy uświadomiła sobie, że jest po złej stronie prawa. Strach dodał jej sił. Przesunęła kamień o cal czy dwa. Płyta przykrywała dziurę głęboką na stopę. Zdołała przesunąć kamień jeszcze odrobinę. W środku zobaczyła szeroki skórzany pas. Wsadziła rękę i wyjęła go. - No - powiedziała na głos - mam go. - Sprawiło jej to ogromną satysfakcję. Pokonała nieuczciwego księdza i odzyskała pieniądze ojca. Gdy już się wyprostowała, zauważyła, że zwycięstwo było względne: pas okazał się podejrzanie lekki. Rozsupłała koniec i wysypała monety. Było ich tylko dziesięć. Dziesięć bezantów wartych jednego srebrnego funta.. Co się stało z resztą? Ojciec Ralf przepuścił! Znowu zaczęła ogarniać ją wściekłość