ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

.. co jest?! Nie tylko mówił o tym, słyszał, ale także czytał książki i oglądał ilustracje. Więc czym się tu martwić, do jasnej cholery?! Betty wyszła z domu i powoli zbliżała się do samochodu Rodneya, kręcąc biodrami jak pewna gwiazda filmowa z komedii muzycznej, którą razem oglądali przed tygodniem. - Cześć, chłopaczku! - rzekła. Była dokładnie o rok i czternaście dni młodsza od Rodneya, ale stale nazywała go „chłopaczkiem”. Dziś miała na sobie parę obcisłych, zielonych szortów i skąpą, żółtą bluzeczkę wiązaną na karku, odsłaniającą ramiona i plecy. Rodney poczuł, że słowa utknęły mu w gardle, jak zawsze zresztą, gdy na nią spoglądał. - Cześć - bąknął. - Za gorąco na wyjściowe ciuchy i kolację w lokalu - rzuciła Betty. - Mam ochotę na przejażdżkę. A zjemy coś w przydrożnym zajeździe. Rodney był w garniturze, bo planował zabrać Betty do restauracji, a potem pójść gdzieś potańczyć, ale skapitulował bez protestu. - Jasne - zgodził się. Betty otworzyła drzwi i z rozmachem opadła na fotel obok kierowcy. - Dlaczego nie zdejmiesz tej marynarki? - fuknęła z rozdrażnieniem. - Od samego patrzenia na ciebie pot mnie zalewa i swędzi skóra. Rodney natychmiast się rozebrał. Kiedy włączył bieg i ruszył w dół uliczki, z okna domu Andersonów patrzyły za nimi dwie ponure, zmęczone twarze. Betty pstryknęła palcami i chłopiec podał jej papierosa. - Czemu nie chciałaś umówić się ze mną wczoraj wieczór? - spytał. - Miałam co innego do roboty - odparła Betty szorstko. - A bo co? - Tak tylko pytam. Dziwię się, że masz dla mnie czas tylko dwa razy w tygodniu. - Słuchaj, chłopaczku. Z mojego czasu nie muszę się spowiadać ani tobie, ani nikomu. Zrozumiano? - Nie złość się. Tak tylko pytałem. - Jeśli ma ci to sprawić jakąś ulgę, to wczoraj wieczorem byłam potańczyć. Marty Janowski zabrał mnie do White River i poszliśmy do chińskiej restauracji. Masz jeszcze jakieś pytania? Rodney wiedział, że powinien zachować milczenie, ale nie potrafił. - A co robiliście po tańcach? - Pojechaliśmy nad Srebrne Jezioro - odparła Betty bez wahania. - A bo co? - Byłem ciekaw. Fajnie było? - Jasne, że tak. Marty to bombowy tancerz. - Nie o to mi chodzi. - A o co? - O to, co było potem. Nad jeziorem. - Też było fajnie, jeśli cię to interesuje. - Co robiliście? - drążył Rodney; nie chciał wprawdzie usłyszeć odpowiedzi, lecz nie mógł się powstrzymać od zadania pytania. - Och, na rany boskie! - prychnęła dziewczyna ze złością. - Zajedźmy gdzieś coś zjeść. Jestem głodna. My robotnicy przyzwyczajeni jesteśmy do jedzenia o wpół do szóstej, nie to, co jacyś parszywi fabrykanci, którym służba podaje kolację o ósmej. - Zatrzymam się przy najbliższym zajeździe. Słuchaj, Betty. Nie wydaje mi się, żeby to było dla ciebie dobre, tak się włóczyć z tym Martym Janowskim. - Co?! - Uważam, że nie powinnaś pokazywać się z Janowskim po tym, jak cię prosiłam tysiąc razy, żebyś była moją dziewczyną. - Zawracaj to auto i odwieź mnie do domu - zażądała Betty. - Ale już! Rodney przycisnął pedał gazu i samochód runął do przodu. - Nie pozwolę ci wysiąść, aż mi obiecasz, że nie będziesz zadawać się z tym Martym - rzekł z uporem. - Nie prosiłam cię wcale, żebyś mnie wysadził - syknęła z wściekłością. - Kazałam ci zawrócić i zawieźć mnie do domu. - Jeśli nie chcesz ze mną jechać - zaczął Rodney, nienawidząc się za to, że nie potrafi zagryźć zębów i milczeć - to zatrzymam się tutaj i będziesz musiała wrócić na piechotę. - Doskonale - wycedziła dziewczyna. - No to zatrzymuj się, a ja wysiadam. Nie będę wcale musiała iść daleko. To ci gwarantuję. Złapię pierwszy przejeżdżający samochód z jakimś przystojnym facetem. Ja nie pochodzę z rodziny fabrykanta, mnie to nie przeszkadza, że przejadę się autostopem. No, wysadź mnie. Na co czekasz? - Och, przestań Betty - zaczął prosić Rodney. - Nie złość się. Wiesz, że i tak bym cię nie wysadził. No, Betty. Nie gniewaj się. - Jestem wściekła. Cholernie wściekła. Za kogo ty się uważasz, do cholery, żeby mi dyktować, z kim się mogę umawiać, a z kim nie?! - Nie chciałem ci nic dyktować. Przez chwilę byłem po prostu zazdrosny, to wszystko. Tysiące razy prosiłem, żebyś została moją dziewczyną. Kiedy myślę o tobie i innym facecie, to jestem zazdrosny, jak diabli. - No to schowaj sobie tę zazdrość do kieszeni. Od zaraz! - powiedziała Betty kategorycznym tonem. - Nie przyjmuję rozkazów od nikogo. A poza tym niby dlaczego mam być twoją stałą dziewczyną? Jesienią odjedziesz do szkoły, a ja zostanę na lodzie. Trudno dziewczynie wrócić z powrotem do obiegu, z którego wypadnie na jakiś czas. - Sądziłem, że lubisz mnie bardziej niż innych, bo ja cię lubię najbardziej ze wszystkich dziewczyn. Dlatego chcę z tobą chodzić. Twarz Betty odrobinę złagodniała. - Jasne, że cię lubię, chłopaczku. Jesteś w porządku. - A zatem? - Przemyślę to. Rodney skręcił do zajazdu z takim impetem, że żwir prysnął spod tylnych kół. - A pojedziesz ze mną nad Srebrne Jezioro? - Może. Jeśli się pospieszysz i kupisz mi coś do jedzenia. Chcę dwie kanapki z serem, napój mleczno-czekoladowy i porcję frytek. Rodney wysiadł z wozu. - Pojedziesz? - Powiedziałam, że może. Nie słyszałeś? - zniecierpliwiła się dziewczyna. - Czego jeszcze chcesz? Zgody na piśmie? Dużo później, po kolacji, kiedy mrok wieczoru zamienił się w ciemność, Rodney zajechał na brzeg Srebrnego Jeziora. Betty wskazała mu dobre miejsce do parkowania. Wyłączył silnik, zgasił światła, a noc otuliła ich niczym czarny, wilgotny koc. - Boże, ale gorąc - jęknęła Betty