ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

— Ona nie jest już głupia, Robbie. Ma dwa lata. — Czy ja wychodziłem na jezdnię, kiedy miałem dwa lata? Elizabeth przestała krzyczeć i wyrywać trawę z trawnika sąsiada. — Nie, Robbie. Ty zbyt się bałeś, że wyjedzie motocykl. Motocykle cię prze- śladowały. Śniłeś o tym, że złapią cię i zjedzą. Nie wychodziłeś więc nigdy na jezdnię, bo tam właśnie czaił się Człowiek Motor. DeAnne zbliżyła się na czworakach do krawędzi studzienki ściekowej, próbu- jąc zajrzeć do wnętrza. Było jednak za ciemno. — Nic tu nie widzę — powiedziała DeAnne. — Przykro mi, Robbie. Napraw- dę szkoda, że zabrałeś na spacer piłkę. — To znaczy, że nie chcesz sięgnąć i zapolować na nią. — Nie, Robbie, nie chcę — odrzekła DeAnne. — Nic tam nie widzę. W dole może być wszystko. Nagle się przestraszył. — Na przykład co? — Mam na myśli, że nie wiadomo co się tam zebrało i nie mam zamiaru w tym grzebać. O ile wiem, dół ma z osiem stóp głębokości, poza tym piłka mogła odpłynąć tak daleko, że jest już gdzieś w połowie drogi do Hickey's Chapel Road. — Podniosła Elizabeth i chwyciła Robbiego za rękę, po czym pomaszerowali w kierunku, gdzie mieszkali państwo Cowperowie. — Stevie powiedział, że to złe miejsce. — Co Stevie powiedział? — Złe miejsce — upierał się Robbie, cedząc wolno słowa, jakby matka była przygłucha. Co Stevie mógł mieć na myśli, mówiąc Robbiemu takie rzeczy? Czy miał na myśli mieszkanie? Sąsiedztwo? Szkołę? Steuben? Po raz kolejny Robbie spojrzał przez ramię w kierunku studzienki. — Myślisz, że kiedyś znajdą moją piłeczkę? — Jeśli nie ulegnie biodegradacji, doczeka z pewnością Powtórnego Nadej- ścia. Robbie wciąż starał się zrozumieć znaczenie ostatniego zdania, kiedy dotar- li do drugiego rogu. DeAnne zatrzymała się i policzyła pięć domów po prawej 49 stronie. Domostwo Cowperów było parterowym, ceglanym budynkiem, na pod- jeździe stała zaparkowana furgonetka, na którą próbowali się wdrapać dwaj malcy. DeAnne nigdy nie zezwoliłaby dzieciom wspinać się na samochód. Mogły prze- cież spaść. Mogły coś zniszczyć. Maska samochodu była uniesiona i po chwili przyglądania się zobaczyła wynurzającą się zza niej Jenny, która najwyraźniej majstrowała przy czymś wewnątrz. Jenny rozprostowała kości, rozejrzała się wo- kół i spostrzegła DeAnne. Pomachała szarą rzeczą przypominającą pączka, którą zaciskała w dłoni. DeAnne też machnęła w odpowiedzi. DeAnne nie dosłyszała, co krzyczała Jenny, poza tym poczuła się zażenowa- na tym, że ktoś do niej woła na ulicy. Tak więc pomachała powtórnie, jakby po- twierdzając słowa Jenny. Informacja z pewnością brzmiała: „Do zobaczenia o szó- stej" albo: „Mamy ładną pogodę". Jenny przywołała swoje stadko i pognała je do mieszkania. — Kiciuś! — wrzasnęła Elizabeth prosto w ucho DeAnne. — Kiciuś! Kiciuś! Czarny jak smoła kociak przemknął po jezdni tuż przed przejeżdżającym po- jazdem, W ostatnim momencie umknął spod kół. Samochód nie zamierzał zwal- niać ani się zatrzymywać. Obawy DeAnne dotyczące niebezpieczeństw czyhają- cych przed samym domem tylko się potwierdziły. — Rany — rzekł Robbie. — Mogliśmy mieć pizzę z kota. Jeszcze jeden Stepizm. Kot podążył wprost do studzienki ściekowej i zniknął. — Mamo! — krzyknął Robbie. — Wstrętna dziura, już go ma! Robbie przebiegł kilka kroków w stronę kanału. Nagle zdał sobie sprawę, że nie znajduje się już pod opieką mamy i zaczął biec z powrotem. Nie mógł sobie jednak darować, że porzuca kiciusia, stanął więc, uderzając się piąstkami w uda i ponaglając matkę, żeby się pośpieszyła, pośpieszyła! — Słoneczko, kiciuś prawdopodobnie cały czas schodzi do tej dziury i się bawi. Lecz Robbie nie słuchał tych wyjaśnień. — Wąż go porwał, mamo! Musisz go uratować, musisz! Oczywiście, Robbie nie wyobraziłby sobie węża tam w dole. Step pewnego razu zabrał ich do muzeum nauki, gdzie widzieli węża pożerającego mysz. Robbie nie potrafił zapomnieć tamtego widoku. Węże wyparły Człowieka Motora. Uklękła przy nim, objęła go uspokajająco. — Robbie, obiecuję ci, tam nie ma żadnych węży. Kiedy tylko pada deszcz, cała woda spływa do studzienki, gdyby tam zamieszkały jakieś węże, już wiele lat temu woda wypłukałaby je do oceanu. — Wstrętna dziura łączy się z oceanem? — zapytał Robbie. — Wszystko się z nim łączy — odpowiedziała DeAnne. — Rany, super. 50 Robbie okrążył studzienkę szerokim łukiem, a w czasie gdy DeAnne stała przy drzwiach wejściowych, grzebiąc w torebce w poszukiwaniu kluczyków, zatrzymał się przy brzegu i zajrzał z powrotem do wstrętnej dziury. — Co się stanie, jeśli zacznie padać deszcz, zanim kicia wyjdzie z dziury, mamo? — zainteresował się. — Nie będzie padać jeszcze przez wiele dni, w tym czasie kot zgłodnieje i wróci do domu — odparła DeAnne. Zdołała wreszcie otworzyć drzwi. — No dalej, wracaj do środka, Robbie. — Myślisz, że kiciuś bawi się tam na dole moją piłeczką? — zapytał, prze- chodząc przez próg. — Kiciuś — powiedziała Elizabeth. — Strętna dziura. Szystko zginęło. — Co ja z tobą mam — westchnęła DeAnne. — Wygląda na to, że nic nie da się przed tobą uchować, Elizabeth. — Pić — zażądała Elizabeth. Robbie tymczasem pomknął do pokoju, który dzielił ze Steviem, już od progu wykrzykując historię o piłeczce i kiciusiu, i wstrętnej dziurze. DeAnne uśmiecha- ła się, zabierając Elizabeth do kuchni, żeby przygotować jej coś do picia. Jeśli ktoś był w stanie wydobyć Steviego z marazmu, tym kimś był Robbie. Chwilę później Robbie wrócił do kuchni z nosem spuszczonym na kwintę. — Mamo, Stevie powiedział mi: „Zamknij się i umrzyj". — Co? — zdziwiła się DeAnne. — On już nie chce młodszego braciszka, mamusiu — stwierdził smętnie Rob- bie. DeAnne postawiła Elizabeth na posadzce