Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Praca ma zakończona rzekł. Nie miałem odwagi go zatrzymywać, nawet gdy już przebaczył, mój widok musiał być mu trucizną. Opuścił mnie w spokoju i oby, gdziekolwiek się pojawi, szło za nim błogosławieństwo umierającego starca. Ach, dziecko, gdy myślę o jego cierpieniach i twoich mękach, i o tym, jak odpłacił, ratując mą splamioną duszę serce mi pęka od wyrzutów sumienia, a stare oczy leją łzy w nocy i we dnie. Ghysbrechcie rzekła płacząc Małgorzata jeżeli on ci wybaczył, i ja ci przebaczam. Co się stało, to się nie odstanie; a ty rzekłeś mi dziś słowa, po które poszłabym chętnie na kraj świata. Burmistrzu, jesteś mądrym człowiekiem, pomóż biednej niewieście, która ci wybaczyła swe męczarnie. Opowiedziała mu, co zaszło. Nie będą trzymali dla niego wiecznie tej prebendy. Robi wszystko, aby ją utracić i złamać nam wszystkim serca! Wołaj służącego rzekł burmistrz i nagle jakby odzyskał siły. Posłał tegoż po stół i przybory do pisania i podyktował listy do burmistrzów wszystkich głównych miast w Holandii, a oprócz tegopisma do swego przyjaciela, poważnego urzędnika pruskiego. Pisarz miejski z pomocą Małgorzaty sporządza! owe pisma, a burmistrz je sygnował. Roześlemy je teraz po wszej Holandii przez zaufanych gońców powiedział jak również do Bazylei w kraju Szwajcarów; nie obawiaj się, rychło miasto Gouda powita swego wikarego. Powróciła do domu ożywiona świeżą nadzieją, oskarżając się sama o niewdzięczność wobec Gerarda. Dopiero teraz cenię moje bogactwo rzekła. I postanowiła nigdy nie potępiać czynów, dopóki z jego własnych ust nie usłyszy wyjaśnienia przyczyn. Niedługo po powrocie z Tergou nowa klęska spadła na rodzinę. Katarzyna, muszę tu uprzedzić fakt, w tajemnicy porozumiała się z parszywymi owcami już następnego dnia po ich wypędzeniu; Korneliusz udał się za nią do Tergou i żył tam z cichych jej zasiłków; Sybrandt wolał pozostać w Rotterdamie. Katarzyna przed wyjazdem poprosiła Małgorzatę o pożyczenie dwóch złotych dukatów. Widzisz rzekła wydałam wszystko, co miałam. Małgorzata z radością pożyczyłaby czy też dała złoto; ale nie potrafiła wyrzec słowa, dojrzawszy smutny i żałosny wyraz twarzy Kasi, gdyż zrozumiała, dokąd pójdą jej pieniądze. Dała Katarzynie . dukaty, poszła na górę i zamknęła się tam z synkiem. Pieniądze te miały wystarczyć Sybrandtowi, dopóki matka nie znajdzie jakiejś godziwej wymówki do ponownych odwiedzin w Rotterdamie, a wtedy przywiozłaby wstrętnemu leniowi trochę pracowicie zaoszczędzonych groszy. Lecz Sybrandt, poczuwszy złoto w kieszeni, sądził, że nigdy mu go nie zbraknie, i utraciwszy ostatki hamulców, prowadził zupełnie szalone życie; wreszcie któregoś popołudnia podczas pijackich igraszek wdrapał się na dach stajni przy oberży, w której hulał z kompanami, i popisywał się spacerkiem dokoła budynku, czego potrafił nie raz jeden dokonać na trzeźwo. A tym razem niepewny mózg spowodował niepewny krok i pijak stoczył się z dachu; spadł ciężko na ogrodzenie z pali, zawisł na nim przez chwilę, potem przekoziołkował i cicho leżał na ziemi wśród ryków śmiechu swej wesołej kompanii. Gdy go podnieśli, nie mógł stanąć, padał znowu; chichotali przy każdej następnej próbie. Potoczyli się z rykiem w dół ulicy i donieśli pijaka z dużym ryzykiem następnego upadku do sklepu na Hoog Straet. Rozpaplał bowiem własną hańbę po całym mieście. Gdy ujrzał Małgorzatę, czknął jej w twarz: Tu jest doktor; co wszystko kuruje; zacna dziewucha. Prosił, aby zauważyła, że nie ma do niej urazy, ponieważ złożył jej wizytę całkiem wbrew swej woli. Odeślij precz te pijanice, dziewczyno, podaj szklaneczkę dla mnie i dla siebie, utopimy wszystkie żale. Małgorzata bladła i czerwieniała na przemian na widok swego wroga i jego bezczelności. Ale jeden z mężczyzn szepnął, co się stało, i zwrócił uwagę na skurcz w twarzy Sybrandta. Nie może stać, powiadacie? Dotąd nie mógł. Spróbuj, kamracie, bądź mężczyzną. Jestem dzielniejszym mężczyzną od ciebie ryknął Sybrandt