ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

.. Czego on jeszcze chce od niej? Jeszcze mu mało? — Tak, to tylko połowa problemu. Trzeba nie tylko jej pomóc w uzyskaniu twego rekordu, ale potem wygrać z nią. Wołoszyna spojrzała na Gromowa, niczego nie rozumiejąc. — Tak, wszystkimi siłami pomóc jej w osiągnięciu twego rekordu, lecz z nie mniejszą siłą dążyć do ustanawiania nowych własnych rekordów, żeby Korszuno-wej było coraz trudniej ciebie pokonywać. Tylko w ten sposób rozumiem zawody! Nie chcesz pracować w jednej grupie z Korszunowa. Dlaczego? Obawiasz się, że mogłaby się czegoś od ciebie nauczyć? Co się z tobą stało, Olgo? — Nasze stosunki z Koruszunową to moja osobista sprawa. — Mylisz się. Od nich właśnie zależą nowe rekordy świata. Czy to tylko twoja osobista sprawa? W duszy Wołoszyny szalała burza. Iwan Gromów niewątpliwie trafnie zanalizował jej ostatnie porażki, rozterki i wahania. Nie wiadomo, jak doszedł do tego, lecz trudno temu zaprzeczyć. Ale czy równie słuszna jest 204 jego konkluzja? Nie, wszystko co chcecie, ale pomagać Korszunowej w tym, żeby ją pokonała — nie będzie! — Teraz nic nie postanowisz i nie spiesz się z decyzją. Ona sama się zjawi. I albo będzie zgodna z tym, co powiedziałem, albo ja zupełnie cię nie znam. Zapadła cisza. Olga nie miała ochoty przedłużać tej rozmowy. Wystarczy i tak! Jest nad czym pomyśleć! Gromów to zrozumiał, wstał, pocałował Olgę w rękę. Pożegnali się, jak zwykle nie umawiając się na następne spotkanie. Przez kilka dni po tej rozmowie Wołoszyna nie mogła zdobyć się na żadną decyzję, mimo iż przyznawała w duchu rację Gromowowi. Te wahania i rozterki odbijały się ujemnie i w domu, i w teatrze, i na stadionie. Gdyby można poradzić się Karcewa... Ale ona nie zdobędzie się na taką rozmowę. Pozornie życie szło normalnym torem: po przedstawieniu przychodzili jak zwykle goście, Siewoczlca wtrącał się, jak zwykle, we wszystkie jej sprawy. Pewnego wieczoru zatelefonował, pytając, czy może przyjść. Zgodziła się. Za pół godziny stał w drzwiach jej mieszkania w towarzystwie Sawy Pochitonowa. Obaj byli podpici, bardzo weseli, ale trzymali się mocno. — Pani pozwoli, Olgo Borysowno — skłonił się z teatralnym gestem Siewoczika. — Mój najlepszy przyjaciel, Sawa Pochitonow. , — My się znamy — rzekła Olga. Wiedziała o stosunkach łączących go z Korszunowa, a wszystko, co dotyczyło Olgi, bardzo ją interesowało, więc i teraz z ciekawością przyglądała się chłopcu, nie rozumiejąc, po co Siewocżka go do niej przyprowadził. A podchmielonemu Sawie wszystko w ten wieczór wydawało się cudowne/Spodobało mu się u Wołoszyny, podchodził do ścian oglądając obrazy i fotosy. 205 — To pani mąż? — zatrzymał się przed portretem Piotra Wołoszyna. • — Tak. — A .oto pańska złośnica — włączył się do rozmowy Siewoczka, pokazując fotos, na którym Wołoszyna i Korszunowa stały w grupie sportsmenek. — Nie rozumiem, jak można kochać taką złą i odpychającą istotę. To tak jakby się całowało kobrę... Sawie podobało się to porównanie. Był teraz po prostu wściekły na Olgę, niewiele brakowało, a pozbawiłaby bo wspaniałego przyjaciela. — Ale pan nie wszystko wziął pod uwagę... — Czego na przykład? • — Tego, że ona jest znakomitą sportsmenką. — No to co z tego? — podjudzał go Siewoczka. — A czy sądzi pan, że takiego sportowca Moskwa by gdzieś wypuściła? — Nie rozumiem. A co Moskwa ma z tym wspólnego? — A to, że po ukończeniu instytutu razem z nią zostanę w Moskwie i ja! — Genialne! — Siewoczka roześmiał się tak głośno, że słychać go było chyba na ulicy Gorkiego, i spojrzał obłudnie na Wołoszynę. — Nigdy by mi to nie przyszło do głowy! Pan jest genialny! Zdawało mi się, że tylko ze mnie kombinator, ale pan... Wołoszyna gwałtownie wstała. — Proszę wybaczyć — z trudem hamowała gniew i oburzenie — ale już późno, a mnie boli głowa. — Olgo Borysowno! — zawołał błagalnie Siewoczka. — Myślę, że powinien już pan wracać do domu, panie Pochitonow. Siewoczka, chciałam zamienić jeszcze z panem kilka słów. Było coś takiego w glosie gospodyni, że goście posłusznie zastosowali się do jej życzenia. Sawa pożegnał 206 się i wyszedł w okropnym nastroju. Gdy zamknęły się za nim drzwi, Wołoszyna zwróciła się do Siewoczki. — Chciałam panu powiedzieć, że nie chcę nigdy więcej widzieć pana w moim domu. Jak mogłam wcześniej nie dostrzec, jaki pan podły. Specjalnie dla mnie zorganizował pan to przedstawienie, tak? Żeby pana noga tu więcej nie postała. Precz! Siewoczka wyskoczył jak z procy. Wołoszyna ciężko opadła na fotel. I co teraz począć? Tymczasem przerażony Siewoczka z płonącą twarzą zatrzymał się dopiero na ulicy Gorkiego. Nigdy jeszcze nie przydarzyło mu się coś podobnego! Olga Bo-rysowna wyrzuciła go. Zabroniła przychodzić! Pierwszy raz zobaczył ją taką wzburzoną. A przecież chciał dla niej jak najlepiej, żeby miała złośliwą satysfakcję z poznania tego durnia Sawy, narzeczonego Korszu-nowej. Tak, wszystkiemu winna jest oczywiście Korszunowa! Jaka ważna! Nie przyjęła zaproszenia do restauracji. W głowie jej się przewróciło. Tak, to tylko jej wina. I cały gniew Siewoczki zwrócił się przeciw dziewczynie. ROZDZIAŁ OSIEMNASTY Shilling pozwolił Eryce przenieść się z tego obrzydliwego hotelu do pensjonatu. Tu, na' Broadwayu, w centrum Nowego Jorku, nie mogła zupełnie oddychać. A najgorsze, że ani przyjaciół, ani żadnych znajomych, przez cały czas sama. Wygrała dwa kolejne spotkania. Pozostanie oczywiście tajemnicą, ile pieniędzy Shilling na tym zarobił. Sława jej istotnie bardzo wzrosła, ale ona tego jakoś nie odczuwała. Wszystko — i jej sławę, i pieniądze, i czas, i życie — zabierał dla siebie I 0 oznaczonej godzinie Eryka była spakowana i gotowa do przeprowadzki. Shilling też przyjechał punktualnie. Potężny Murzyn z obsługi hotelowej chwycił jak piórko walizy Eryki i po chwili siedziała już w samochodzie, który powoli, z trudem przebijał się przez labirynty ulic Broadwayu. Pensjonat wkomponowany w trybunę stadionu też aaależał do Shillinga, podobnie jak stadion i trybuny, nigdzie nie można było przed nim się schronić! Po obu stronach długiego korytarza prowadziły drzwi do dziesięciu małych pokoików, przypominających białe tekturowe pudełka. Sufit w nich był spadzisty, mieściły się nad nim trybuny. Jadalnię i łazienkę urządzono na końcu korytarza. Pensjonatem zarządzała daleka krewna Shilłinga, otyła starsza dama dyrygująca młodą Murzynką, pełniącą funkcje kucharki, pokojówki i praczki. Eryka uśmiechnęła się, gdy weszła do swego pokoju. Nareszcie wyrwała się z Nowego Jorku. To miasto oplatało ją jak ośmiornica. Nie pożyłaby w nim długo! Tu, ńa „Czarnym smoku", będzie jej chyba lżej. W pensjonacie panowała zupełna cisza