ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Blondynka uśmiechała się olśniewająco. Ładna dziewczyna. – To ona? – zapytał Horrigan. Zapłakana kasjerka kiwnęła głową. Horrigan wziął do ręki oprawione zdjęcie i przyjrzał mu się uważnie. Na fotce Pam Magnus nosiła bluzę z wielką, wyraźną, ozdobną literą M. Czy to nie był symbol Minnesota Twins? Horrigan poczuł, że krew odpływa mu z twarzy. – Pam pochodziła z Minnesoty? Zapłakana kasjerka przytaknęła. „Niektórzy ludzie umierają po prostu dlatego, że pochodzą z Minneapolis”. – Dokładnie skąd? – zapytał. W hotelowym pokoju Leary siedział na łóżku i wkładał części plastykowej broni do specjalnych kieszeni, wszytych w szarfę, którą miał nałożyć dzisiejszego wieczoru razem ze smokingiem. Potem usiadł w fotelu przy oknie, skupiony, lecz spokojny, spoglądając na panoramę Los Angeles i na dachy domów, gdzie kryli się policyjni snajperzy. Uśmiechnął się. – I na co wam to – powiedział cicho. Kiedy Marge przeszukiwała pliki komputera, Horrigan skorzystał z telefonu w Dziale Obsługi Klientów. – Lilly – mówił – złapałem detektywa z wydziału zabójstw, który prowadzi tę sprawę, i on powiedział, że ta dziewczyna... właściwie dwie dziewczyny, jej przyjaciółka też zginęła... zostały załatwione w komandoskim stylu. – W komandoskim stylu? – Morderca złamał im karki. Kręgi szyjne pękły jak zapałki. Marge przy komputerze spojrzała na niego i przełknęła ślinę. Zapłakana kasjerka nie podsłuchiwała; już dawno poszła do domu, zupełnie rozbita. – Podróżnik uparł się przy dzisiejszym wieczorze mówiła Lilly, przekrzykując gwar panujący w westybulu; jej głos trzeszczał w komórkowym telefonie. – Dopóki nie udowodnimy, że Leary jest na miejscu, Harry Sargent nie odwoła obiadu. – Dowodem może być martwy prezydent. – Frank, musisz pojechać do San Diego! Ze względu na siebie i na mnie. Poradzimy sobie z Learym. Jeśli Watts i Sargent dowiedzą się, że jeszcze jesteś w mieście... – Lii, kocham cię szalenie, ale teraz odkładam słuchawkę. – Frank! Przerwał połączenie, odwrócił się do Marge i powiedział: – Wiemy, kiedy był ostatni dzień pracy Pam. Zacznijmy od tej daty i cofajmy się w przeszłość. Marge przecząco potrząsnęła głową. – Problem w tym, agencie Horrigan, że my nie prowadzimy rejestru kont według daty otwarcia. – A według czego? Wzruszyła ramionami. – Według nazwisk lub numerów. Szukanie trochę potrwa. Dotknął jej ramienia i uśmiechnął się przymilnie. – To zabrzmi melodramatycznie, Marge, ale od tego zależy życie prezydenta. Z powagą skinęła głową. – Chcę, żebyś jak najszybciej przefaksowała mi listę powiedział i nabazgrał na kartce wyrwanej z notesu numer centrali łączności Tajnej Służby w hotelu „Bonaventure”. – Załatwione – przyrzekła. – Chociaż nie głosowałam na tego faceta. Zapadał zmierzch. Z okna hotelowego pokoju Leary widział w dole maleńkich jak zabawki policjantów, obsadzających miniaturowe barykady. W promieniu kilku przecznic teren oczyszczono z pojazdów i pieszych. Ale dla policjantów-zabawek świat był tylko pustą planszą do gry. A teraz nadjeżdżali z całą pompą: prezydencki orszak samochodów, flagi powiewające na antenach. Patrząc w telewizor, naliczył pięćdziesiąt samochodów. Smutne, że środki bezpieczeństwa pozbawiły prezydenta obecności wiwatujących tłumów na chodnikach. Ale prezydent miał przecież publiczność, prawda? Publiczność wysoko w oknie. Kto jest ważniejszy od zabójcy prezydenta? Ostatecznie to oni dwaj odcisną razem krwawy ślad na kartach historii. Przejrzał się w lustrze – smoking prezentował się wspaniale, szarfa wraz z cennym ukrytym ładunkiem wpasowała się w pokaźny brzuszek, który wyhodował sobie przez ostatnie tygodnie. Westchnął z satysfakcją. Wziął rytowane zaproszenie z nocnej szafki, przez chwilę zmysłowo gładził powierzchnię papieru opuszkami palców, wreszcie wyszedł na spotkanie ze swoim przyjacielem prezydentem. Wkrótce zapadnie noc. Autostrada Santa Monica była zakorkowana. Na tylnym siedzeniu taksówki Horrigan wyciągnął rewolwer i sprawdził amunicję. – Zjedź na pobocze – powiedział hiszpańskiemu kierowcy. – Dodaj gazu. – Tak nie można, proszę pana – zaprotestował taksiarz. – Rób, co ci mówię – warknął Horrigan