They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

– Nic. – Genia poszła was szukać. – Po co? – Przecież tak długo was nie ma. Słabi jeste¶cie. – Odzyskałem siły. – Nie żartujcie. Co wam dać na kolację? Mam młod± kapustę. Mikołaj, przypomniawszy sobie rozmowę z księdzem, zwalił się na łóżko, Cesia zdjęła mu spodnie, umyła stopy, bo przecież chodził boso. Prosiła go, żeby brał łapcie, ale on twierdził, że buty s± na zimę, tak zawsze było i przypomniał sobie, że Matka Przenaj¶więtsza wszystkie trzy razy odwiedzała go boso. Zjadł kawałek podpłomyka, popił wod±, poprosił Cesię, żeby Gienię ulokowała w sieni, nie powinna spać w stajni. Cesia wyja¶niła, że ona sama chce być przy krowach. 140 Zasypiaj±c Mikołaj my¶lał „Boże, odpu¶ć mi. Waćpanie Tomaszu, co mam czynić? Czy to moja wina, Matko Przenaj¶więtsza?” „Nie twoja – odpowiedział mu wewnętrzny głos. – Widocznie Matka Niebios tak chciała.” Zapadła cisza, w której słyszał kumkanie żab z sadzawki, które go u¶piło. – Tatuńcio – obudziła go córka. – Co wy mówicie? Co wam jest? – Nie budĽ mnie – zaprotestował Mikołaj. – Nic nie mówię, spać mi się chce. Płacz±ca wnuczka i tak nie pozwoliła Mikołajowi odpocz±ć, nic więc nie mówił, dziecko to dziecko. We ¶nie widział, jak przywożone pod obraz Matki Przenaj¶więtszej kobiety z chorymi dziećmi, siniej±ce dziewczęta, które kładziono pod murem nowej kaplicy, kropione ¶więcon± wod± wstawały i biegły do lasu, do Feliksa. Cioteczny brat Tomasza stał przed nim, więc pasterz przecierał ze zdumienia oczy, był jak zwykle w żółtym kubraku, w ręce trzymał słoik miodu. Oznajmił Mikołajowi, że do Lichenia przyjechała specjalna komisja biskupia w celu zbadania dziwnego zjawiska zachodz±cego w gr±blińskim lesie. Mikołaj powinien być przygotowany, że i jego będ± wypytywać o różne zwi±zane z tym szczegóły. – Byłoby nienormalne, gdyby nasz proboszcz nie poinformował o tych cudach biskupa Tomaszewskiego. – Ksi±dz Kosiński jeĽdził do Kalisza kilka razy, wiem, bo hrabina wypożyczała mu dorożkę. – Kto dzi¶ przyjechał, nie wiesz? – Mikołaj ubierał się. – Dziekan sompoliński na pewno, kto jeszcze, nie wiem. – Feliks postawił miód na stole. – Nie wybierasz się tam? – Nie zapraszaj± mnie. – Mikołaj wyszedł do sieni, gdzie stały żarna, wsypał do zbiornika jęczmienia i zacz±ł kręcić drewnianym dr±żkiem ciężkie kamienne koło – gruba m±ka, niczym grys sypała się strumieniem do brzozowej misy. Feliks, nie wypowiedziawszy słowa, wyszedł. Cesię podrażnił dochodz±cy z sieni hurgot, wybiegła i wyrwała ojcu dr±żek, mówi±c „Zostaw!” – Nic mi nie będzie do samej ¶mierci. – Pobledli¶cie, tatko, pot z czoła płynie, a serce... – Chrystusowi na krzyżu też pot z czoła płyn±ł. Cesia chwyciła ojca za rękę w przegubie. – Serce wam wali jak młot. Kto was zdenerwował? – Gorzej byłoby, gdyby przestało walić. – Wam, tatko, żarty w głowie, a mnie aż w dołku gniecie. Ostawcie! – Pójdę w pole młodych ziemniaków nakopać. – Gienia to zrobi. Zjedzcie placków kartoflanych ze ¶wież± ¶mietank±, nie z wod±, jak wczoraj, chory człowiek nie może po¶cić. Tatuńciu, proszę, ja nie chcę zostać sierot±. – I tak zostaniesz. – Ale nie teraz. Mikołaj modl±c się na różańcu zajrzał do obory, niepokoił się o swoje krowy, choć nie widział na nich żadnych oznak choroby, bał się jednak wyj¶ć z nimi na pastwisko, choć było puste. Gienia pasła je w ogrodzie między jabłoniami, które w tym roku nie obrodziły tak jak dawniej. Przeszedł do domu Melanii, który stał obok, zastawiony jednak był żerdziami, więc do ¶rodka nie wchodził. Wypadałoby drew nar±bać na opał – pomy¶lał – Cesia nie daje wszystkiemu rady. Co ta komisja wezwana przez księdza Kosińskiego robi? Proboszcz ich wezwał, bo musiał, bo sam nie wiedział, jak ma się zachować, dlaczego ma do mnie pretensje?... może mi się tak tylko wydaje, dawno mu chciałem o wszystkim opowiedzieć, nie chciał mnie słuchać, po co z pastuchem rozmawiać? Matko Naj¶więtsza, poradĽ mi, ¶więty 141 Tomaszu, przyjdĽ mi z pomoc±, co by¶ zrobił na moim miejscu? Rzekłby¶ zapewne, że prawdziwie wielki jest ten, kto posiada wielk± miło¶ć do Boga. Nie chcesz być wielkim tego ¶wiata, Mikołaju, żadnym hrabi± czy księciem, chcesz żyć tak, żeby zasłużyć na Królestwo wieczne. Czy prawdziwie kochasz Maryję i jej syna Jezusa? Tak rozmy¶laj±c kroczył Mikołaj przez wie¶ ogl±daj±c spustoszenia, jakie wywołało morowe powietrze: opuszczone domy, powybijane szyby w oknach, zdechłe kury. Tu mieszkał Miara – Boże mój. Nagle usłyszał głos Adamczewskiego, który mieszkał teraz sam w pustym domu, rodzinę odwiedzał na cmentarzu. – Mikołaj, jak mi Bóg miły. Pasterz przywitał się z nim i zapytał: – Nie uciekacie w bagna? – Nie, Mikołaju, ja nie z tych, co was za oszusta mieli, ja wam wierzyłem, a kiedy was w karczmie wy¶miewali, wyszedłem, pamiętacie chyba. Jeżeli s±dzone mi umrzeć, wolę na swoim. Wasza Gienia wszystkim co potrzebuj± udziela pomocy, to i mnie w razie czego. Nagrzeszyłem, wiem, ale... – Co tu macie w ręce? – zainteresował się Mikołaj. – Łapkę na myszy – Adamczewski pokazał j±. – Kot mi zagin±ł, to myszy buszuj±. Ich się morowe powietrze nie ima. Mikołaj poklepał Adamczewskiego po imieniu, po czym rzekł: – Pokutuj szczerze za swoje grzechy i ufaj Bogu. – Kiedy ta zaraza od nas odejdzie? – Odejdzie – odpowiedział Mikołaj. – Ale naród musi się odmienić. Pasterz wzi±ł do ręki zawieszony na szyi różaniec i całuj±c medalik szepn±ł: „Jezusie Nazareński, Królu Żydowski...” „Skończy się...” – usłyszał wewnętrzny głos. Chciał i¶ć na cmentarz, ale czuł się zmęczony, więc modl±c się do Matki Bożej chodził po wsi i pocieszał żyj±cych jeszcze, że morowe powietrze ustępuje, a oni kłaniali mu się w pas i dziękowali za wstawiennictwo do Bogurodzicy. Nagle z lasu wybiegła Gienia, więc pasterz zaczekał na ni± mówi±c: „Powoli, bo upadniesz i nos sobie rozbijesz”, ale ona nie umiała pomału chodzić, ani wolno robić cokolwiek. – ¦więty... to znaczy „przewielebny” – mówiła zasapana. – Uspokój się. Była ta komisja? – Była i jest, alem się w pobliże nie dostała, ale i takem co nieco słyszała