Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!
Na burtach umocowano kółeczka do przywi± zywania ładunków. Zabieramy się do dzieła. W południe sko¶nie podcięty od tyłu do przodu kil przymocowany już jest solidnie do dna długimi ¶rubami i czterema wkrętami, jakie jeszcze mia łem. 0 0 l128 3 Stoj±cy wianuszkiem trędowaci przygl±daj± się w milczeniu naszej pracy. ¦więty wyja¶nia, co mamy robić, a my wykonujemy posłusznie jego polecenia. Na twarzy ¦więtego nie widać żad nych blizn, ale kiedy mówi, spostrzegamy, że jedna tylko, lewa strona jego twarzy się porusza. Potwierdza to sam i dodaje, że choruje na such± odmianę tr±du. Tors i praw± rękę dotkn±ł już pa raliż i wie, że wkrótce niedowład obejmie też praw± nogę. Prawe oko jest nieruchome, wygl±da jak szklane. Widzi na nie, lecz nie może nim poruszać. Przemilczę nazwiska trędowatych. Być może ci, którzy ich kochali czy znali, nigdy się nie dowiedz±, w jak straszliwy sposób umierali, rozkładaj±c się żywcem. 0 0 1 1 5 1 74 1 l128 3 Nie przerywaj±c pracy, ucinam sobie pogawędkę ze ¦więtym. Nikt więcej nie odzywa się ani słowem. Oprócz tego razu, gdy jeden z nich przestrzega mnie, kiedy sięgam po zawiasy, które oderwali od szafki z infirmerii, by wzmocnić zamocowanie kila. 0 0 l128 3 - Nie dotykaj, niech leż± na razie tam, gdzie s±. Skaleczyłem się w palec i na którym¶ zosta ło trochę krwi... 0 0 1 1 5 1 74 1 l128 3 Jeden z trędowatych dwukrotnie polewał zawiasy rumem i podpalał. 0 0 1 1 5 1 74 1 l128 3 "Teraz możesz je sobie wzi±ć." - mówi. 0 0 1 1 5 1 74 1 l128 3 - Ponieważ już parokrotnie odbywałe¶ tę podróż - zwraca się ¦więty do jednego z trędowa tych - wytłumacz dokładnie Papillonowi, co i jak ma robić, bo żaden z nich jeszcze się na morze nie wypuszczał. 0 0 l128 3 Słuchamy wyja¶nień, nie przerywaj±c pracy. 0 0 1 1 5 1 74 1 l128 3 - Dzisiaj, wczesnym wieczorem, będzie odpływ. Zaczyna się o trzeciej. O zmierzchu, około szóstej, pr±d będzie już tak silny, że w niecałe trzy godziny znajdziecie się o jakie¶ sto kilometrów dalej, bliżej uj¶cia rzeki. O dziewi±tej powinni¶cie się zatrzymać. Musicie przeczekać, przywi±zani solidnie do jakiego¶ drzewa w dżungli, sze¶ć godzin, jakie trwać będzie przypływ, czyli do trzeciej nad ranem. Ale nie wypływaj o tej godzinie, bo pr±d się tak szybko nie zmienia. Powiosłujecie na ¶rodek rzeki o pół do pi±tej rano. Będziesz miał przed sob± półtorej godziny do wschodu słońca i pięćdziesi±t kilometrów do zrobienia. Tylko tyle, i musisz zd±żyć. O godzinie szóstej, kiedy za czyna się rozja¶niać, wypływasz na pełne morze. Nawet jeżeli strażnicy by cię zauważyli, nie będ± mogli ruszyć za tob± w po¶cig, bo nadzialiby się na falę przypływu. Nie byliby w stanie jej poko nać, a ty już będziesz za ni±. Ten kilometr przewagi nad nimi, jaki powiniene¶ mieć, kiedy cię zo bacz±, decyduje o twoim życiu. Ta łódĽ ma tylko jeden żagiel, ile ich miałe¶ na pirodze? 0 0 1 1 5 1 74 1 l128 3 - Dwa: żagiel główny i fok. 0 0 l128 3 - Łódka jest ciężka, może mieć nawet dwa foki: jeden sztaksel, od dziobu do masztu, i dru gi wypuszczony do przodu poza dziób, żeby go podnosił do góry. Stawiasz wszystkie żagle i wa lisz prosto w kierunku fal płyn±cych z pełnego morza, które nigdy nie jest spokojne u uj¶cia rzeki. Każesz się twoim kumplom położyć na dnie łodzi, by była bardziej stabilna, a ty mocno trzymasz ster w ręku. Nie przywi±zuj sobie linki od żagla do nogi, tylko przewlecz przez kółko, jakie spe cjalnie jest zainstalowane w tym celu w dnie łodzi, i trzymaj j± w ręku owinięt± jeden raz na nad garstku. Kiedy będziesz widział, że wiatr i wysoka fala mog± cię położyć na wodzie, a nawet wy wrócić, puszczaj wszystko i łódĽ natychmiast wróci do równowagi. Je¶li tak się zdarzy, zostaw żagiel w łopocie i płyń dalej do przodu z wiatrem na sztakslu i genui. Dopiero kiedy wypłyniesz na niebiesk± wodę, będziesz miał czas spu¶cić żagiel główny, zwalić go na pokład. PóĽniej znowu go podniesiesz i popłyniesz dalej. Znasz drogę? 0 0 1 1 5 1 74 1 l128 3 - Nie, wiem tylko, że po to, by dotrzeć do Wenezueli i Kolumbii, trzeba wzi±ć kurs na pół nocny zachód. 0 0 l128 3 - Tak, ale uważaj, żeby cię nie wyrzuciło znowu na brzeg. Ze znajduj±cej się po drugiej stronie rzeki Gujany Holenderskiej zostaniesz ekstradowany, z Gujany Brytyjskiej również. Tryni dad nie oddaje zbiegów, ale zmusz± cię tam do opuszczenia wyspy w ci±gu dwóch tygodni. W Wenezueli czeka cię ekstradycja, ale najpierw musisz u nich popracować przy budowie dróg rok czy dwa. 0 0 1 1 5 1 74 1 l128 3 Chłonę każde jego słowo. Mówi mi jeszcze, że od czasu do czasu próbuje szczę¶cia, ale ponieważ dotknięty jest tr±dem natychmiast go odsyłaj± z powrotem. Przyznaje, że jeszcze nigdy nie udało mu się dotrzeć dalej niż do Georgetown w Gujanie Brytyjskiej. Tylko po stopach widać, że jest chory na tr±d, bo stracił wszystkie palce, a chodzi boso. ¦więty prosi mnie, bym dokładnie powtórzył wszystkie zalecenia, jakie otrzymałem. Czynię to bezbłędnie. 0 0 1 1 5 1 74 1 l128 3 - A jak długo trzeba płyn±ć w kierunku pełnego morza? - pyta w tej samej chwili Jan Bez Trwogi. 0 0 l128 3 Nie daję się nikomu uprzedzić i odpowiadam pierwszy: 0 0 1 1 5 1 74 1 l128 3 - Przez trzy dni płynę na północo-wschód. Uwzględniaj±c dryf, da to w sumie kierunek pół nocny