Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Za przedstawiciela Najw. Faz. Rozw. - Wszechmocnica Ultymatywna. Klapaucjusz mruczał nieco, że Altruizyna znajdzie zastosowanie wyłącznie wśród ludzi, a roboty, jak były, nadal pozostaną w nieszczęściach bytowych, ośmieliłem się jednak zgromić go, podkreślając wspólnotę wszystkich stworzeń rozumnych i konieczność niesienia im pomocy. Przyszło do omawiania kwestii praktycznych, jasne było bowiem, że należy rozpocząć akcję uszczęśliwiania niezwłocznie. Klapaucjusz zaraz polecił małemu podzespołowi Ontogielni wytworzyć odpowiednią ilość preparatu, ja zaś, po naradzie ze znakomitym konstruktorem, zdecydowałem się wyruszyć na planetę ziemiopodobną, zamieszkałą przez istoty człekokształtne, która leżała zaledwie o cztery dni drogi. Pragnąłem być dobroczyńcą anonimowym, więc ustaliliśmy, iż najrozsądniej będzie, gdy się przedzierzgnę w człowieka, jak wiadomo, jest to wielce kłopotliwe, ale geniusz konstruktora i tu zwyciężył wszystkie przeszkody. Wyruszyłem tedy, mając w rękach dwie walizy, z których jedną wypełniało czterdzieści kilogramów białego proszku Altruizyny, drugą zaś - przybory toaletowe, piżamy, bielizna, zapasowe policzki, włosy, oczy, języki itp. Sam podróżowałem pod postacią proporcjonalnie zbudowanego młodzieńca z małym wąsikiem i grzywką. Klapaucjusz miał pewne wątpliwości, czy rzeczywiście należy stosować Altruizynę od razu na wielką skalę, więc, chociaż nie dzieliłem jego zastrzeżeń, zgodziłem się dokonać, po przybyciu na Geonię (tak się nazywała planeta), próbnego eksperymentu. Paliło mi się wręcz do chwili, w której rozpocznę wielki siew powszechnego braterstwa i wspólnoty, nie zwlekając tedy puściłem się, po serdecznym rozstaniu z Klapaucjuszem, w drogę. Aby przeprowadzić próbę, zatrzymałem się po przybyciu do celu w małej osadzie, u niemłodego już, dość ponurego karczmarza, w jego gospodzie, a poczynałem sobie tak zręcznie, że udało mi się wsypać garść proszku do studni przed domostwem już podczas przenoszenia sakwojaży z bryki do pokoju gościnnego. W obejściu panował niejaki rwetes, dziewki kuchenne biegały z szaflikami gorącej wody, gospodarz popędzał je gniewnie, wnet zatupotały kopyta i z bryczki zeskoczył starszy osobnik z walizką lekarską w ręku, skierował się jednak nie do domu, lecz do obory, skąd dobiegał chwilami głuchy poryk. Jak się dowiedziałem od pokojówki, zwierzę geońskie, będące własnością gospodarza, tak zwana krowa, rodziło. Zaniepokoiłem się tym trochę, bo, prawdę mówiąc, w ogóle nie pomyślałem o kwestii zwierzęcej, nic już jednak nie mogłem uczynić i zamknąłem się w pokoju, aby pilnie obserwować bieg wypadków. Jakoż nie dały na siebie czekać. Słyszałem dźwięk łańcucha studziennego - dziewki znowu nosiły wodę - i już po krótkiej chwili rozległ się ponowny ryk krowy, któremu zawtórowały inne, zaraz potem weterynarz, wrzeszcząc, wyleciał z obory, a trzymał się za brzuch, za nim zaś gnały podkuchenne, na końcu zaś oberżysta, wszyscy, uczestnicząc w cierpieniach porodowych krowy, z wielkim lamentem uciekali na wsze strony, aby niebawem powrócić, gdy bóle opuściły ich w pewnej odległości. W ten sposób ponawiali kilkakrotnie szturm do obory, za każdym razem wybiegając z niej całym pędem, w mękach porodu, zmieszany tak nieoczekiwanym rozwojem wydarzeń uznałem, że eksperyment należało przeprowadzić w mieście, gdzie nie ma zwierząt. Czym prędzej spakowałem się i zażądałem rachunku. W całym obejściu jednak wszyscy tak cierpieli od przychodzącego na świat cielęcia, że nie było nawet z kim mówić, chciałem odjechać sam, ale furmana, wraz z jego szkapami, też wzięły już bóle porodowe, zadecydowałem tedy, że pójdę do pobliskiego miasta piechotą. Chciałoż nieszczęście, iż kiedym szedł po kładce przez rzekę, ręka omskła mi się na uchwycie walizki, która, uderzywszy zamkiem w brzeg kładki, otwarła się i cały ładunek białego, proszku wysypał się z niej w mgnieniu oka. Stałem, osłupiały, patrząc, jak żwawy nurt rozpuszcza w sobie czterdzieści kilogramów Altruizyny - nic nie dało się wszakże zrobić, kości były rzucone, ponieważ rzeka zasilała właśnie miasto w pitną wodę. Szedłem aż do wieczora, miasto, gdym do niego dotarł, było już oświetlone, ulice gwarne, sporo na nich przechodniów. Wynalazłem sobie wnet niewielki hotelik, w którym stanąłem, wypatrując pierwszych oznak działania preparatu, ale nie dostrzegłem na razie żadnych. Znużony długą wędrówką, udałem się zaraz na spoczynek. W środku nocy obudziły mnie przeraźliwe krzyki. Zerwałem się z pościeli. Pokój był jasny od płomieni pochłaniających przeciwległy dom, zbiegłem na ulicę i tuż za progiem przewróciłem się o trupa, całkiem jeszcze ciepłego. Opodal sześciu zbirów, trzymając silnie starca, który wzywał ratunku, rwało mu obcęgami ząb za zębem z gęby, aż chóralny okrzyk ulgi obwieścił, iż odnaleziony został wreszcie i usunięty ten bolesny korzeń, który dręczył ich także wskutek transmisji, porzuciwszy bezzębnego i na wpół stratowanego, oddalili się, wyraźnie ukojeni