ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Na przełomie roku, kiedy w okolicach Bożego Narodzenia przez cztery dni nie nadszedł od niej ani jeden list, przeraził się, że "dowiedziała się o tym i postanowiła zerwać ich znajomość". Z listów Czajkowskiego z tego okresu można wywnioskować, że powrót Modesta do życia brata mniej go podniecał, niż po- nowne pojawienie się w nim młodego Koli Konradiego, "aniołka", którego było "takim szczęściem całować i pieścić". Nawet drobny kryzys, pociągający za sobą konieczność dłuższego pobytu w San Remo, gdzie jego służący Aleksiej musiał się leczyć z syfilisu, tyl- ko na krótko przygnębił Czajkowskiego, którego nastrój ciągle się polepszał. A śmierć siostry przyrodniej Zinajdy, której prawie nie widywał od czasów swego dzieciństwa, skłoniła go do kilku typo- wych utyskiwań na los; tym razem bardziej się przejął, jaki wpływ wywrze to na innych, szczególnie na jego ojca i dzieci Zinajdy, niż na niego. Kompozytor tak szybko leczył się teraz ze swego urazu, że szybko wracał do dawnego trybu życia. Podczas pobytu we Florencji ostatniej jesieni spacerując wie- czorem z Anatolijem natknął się na tłum gapiów, zebrany wokół jakiegoś ulicznego grajka. "Okazał się nim chłopiec w wieku dzie- sięciu, jedenastu lat, śpiewający przy akompaniamencie gitary. Miał piękny, niski głos, obdarzony ciepłem i barwą rzadko spoty- kanymi nawet u najbardziej utalentowanych artystów. Najbar- dziej uderzające było to, że wykonywał pieśń tragicznie smutną, która brzmiała szczególnie wzruszająco w ustach chłopca. Byłem oczarowany." Wróciwszy dwa miesiące później do Florencji, tym razem w towarzystwie Modesta i Koli, przystąpił do rozpaczli- wych poszukiwań chłopca, którego w końcu spotkał podczas wy- stępów na corocznej zabawie karnawałowej. Odwołując "inne ro- mantyczne rendez-vous", jak napisał Anatolijowi, zaprosił chłop- ca, który miał na imię Vittorio, do swojego pokoju hotelowego, by mu tam pośpiewał. W listach do pani von Meck zachwycał się rytmicznością włoskich melodii ludowych, a szczególnie piosenką Vittoria Pimpinella (która miała stanowić ostatnią z jego 6 Pieśni opus 38); Anatolijowi opisywał "oszałamiającą urodę" chłopca i jego "nieopisanie kuszące spojrzenie i uśmiech", zanim znów wkro- czył radziecki cenzor. "Dopiero teraz - wyznał Anatolijowi - szczególnie po epi- zodzie ze swym małżeństwem, doszedłem ostatecznie do wniosku, że nie można bezkarnie postępować wbrew naturze. CZĘŚĆ IV 1879-1884 WĘDROWIEC Żałować przeszłości i mieć nadzieję na przyszłość, nigdy nie cieszyć się dniem dzisiejszym: oto jak upływa całe moje życie ROZDZIAŁ X Człowiek wolny 22 lutego 1878 roku, kiedy Czajkowski wciąż jeszcze delekto- wał się urokami Florencji, Nikołaj Rubinstein dyrygował w Moskwie prawykonaniem jego IV Symfonii. Pośród obecnych była ta, której utwór ten był potajemnie dedykowany - Mme von Meck. Doniosła mu, że mimo słabego poziomu orkiestry, jej zda- niem niewystarczająco przygotowanej, "publiczność przyjęła sym- fonię bardzo dobrze, szczególnie Scherzo. Pod koniec rozległy się gromkie oklaski, a gdy skończono grać, publiczność wywoływała Pana."' Mówiła mu tylko część prawdy. Jego najbliżsi przyjaciele-mu- zycy, do których opinii przywiązywał większą wagę, byli tak nie- pewni, jak ocenić poszczególne części symfonii, że przez miesiąc pozwolili Czajkowskiemu się zadręczać, nie wypowiadając słowa komentarza, nie mówiąc już o pochwałach. Z pewnością był na premierze obecny "duchem", jak się wyraził; przebywając we Flo- rencji wyliczył "minuta po minucie", kiedy zabrzmią początkowe takty i przewidział, co sobie będą myśleli słuchacze: "Prawdopo- dobnie, że pierwsza część (najbardziej złożona, ale zarazem naj- lepsza) jest zbyt długa - i przy pierwszym słuchaniu niezupełnie zrozumiała. Reszta [jest] znacznie łatwiejsza". W telegramie Ru- binstein i inni muzycy zapewnili go jedynie, że jego dzieło zostało dobrze odegrane, ale ani słowem nie wspomnieli o jego walorach. "Może - Czajkowski zastanawiał się na głos w liście do pani von Meck - są one oczywiste?" W odpowiedzi na jej gratulacje - jedyne słowo pochwały, ja- kie otrzymał, a i to od osoby nieobiektywnej - opisał symfonię jako "wierne echo" katuszy, które przeszedł w drugiej połowie 1877 roku. Ale również zadał sobie niemało trudu, by podkreślić, że była ona jedynie tym, "echem" i niczym ponad to. Bo większa część utworu została obmyślona i naszkicowana przed jego mał- żeństwem z Antoniną, chociaż przyznawał się do jego "przeróbki" podczas instrumentacji. Przechodzenie od nastrojów udręki i po- wagi do radości we wszystkich czterech częściach symfonii jasno odzwierciedla wpływ jaki wywarły na niego podczas pracy twórczej żona i protektorka. Teraz przedstawił pani von Meck ze szczegó- łami, jak nigdy wcześniej (ani nigdy potem) "program" utworu, punktując swoje uwagi muzycznymi cytatami z pierwszej części. Introdukcja jest jądrem całej symfonii, niewątpliwie tematem wiodącym. To fatum, to siła przeznaczenia, któ- ra przeszkadza osiągnąć cel w naszym dążeniu do szczęś- cia, która zazdrośnie strzeże, by pomyślność i spokój nie były zupełne i niezmącone, która jak miecz Damoklesa wisi nad głową i nieustannie zatruwa duszę. Jest niezwy- ciężona i nigdy nie można jej pokonać. Naszym jedynym wyjściem jest pogodzenie się z nią i bezowocne usychanie