Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Panika Hollisa sięgnęła szczytu. - Mam poślubić twą żonę? Bannor rzucił mu zniecierpliwione spojrzenie. - Skąd! Bądź moim przedstawicielem przed obliczem Boga. - Zapieczętował pismo woskiem i wstał. - Gdy wrócisz do Elsynoru z moją wybranką, będzie już po wszystkim. Stanę się mężem tej kobiety w oczach Boga i króla. -Klepnął przyjaciela po ramieniu; Hollis z trudem utrzymał równowagę. - Składam moją przyszłość w twe ręce. Znajdź mi jakąś dobrą, poczciwą istotę, która nie skusi mych żądz. Hollis zatknął pergamin za pas i westchnął z rezygnacją. Wiedział lepiej od innych, że kiedy Bannor coś postanowi, nie można z nim dyskutować. - Słyniesz w całej Anglii jako ulubieniec króla Edwarda. Nie będzie trudno znaleźć ci narzeczoną. Bannor uniósł ciemną brew. - Może będzie trudniej, niż się spodziewasz. To przeze mnie zginęły moje poprzednie żony. - Nie z twojej winy! Bannor podszedł do okna z rękami założonymi na plecach i wyjrzał na dziedziniec. Słyszał dziecięcy śmiech - niewinny i słodki. Jego rysy złagodniały; spod opryskliwości wyłonił się smutek. - Znajdź mi ją, Hollis. Znajdź mi kobietę, która pokocha moje dzieci jak własne. 25 TERESA MEDEIROS Hollis spojrzał na zatroskanego przyjaciela, najlepszego, jakiego kiedykolwiek miał, i serce wezbrało mu oddaniem. - Znajdę, mój panie. - Przyklęknął na jedno kolano, położył dłoń na rękojeści miecza. - Przysięgam na własne życie. 2 Bannor go zabije. Hollis wlókł się przez omszały las, prowadząc zmęczonego wierzchowca i ponuro przewidując najokropniejsze sposoby, w jakie przyjaciel może pozbawić go życia. Zwykły cios mieczem byłby zbyt miłosierny. Zasługiwał na to. by powoli go zanurzyć w kadzi wrzącego oleju, rzucić na pożarcie szczurom w lochach, posłać na nocne spotkanie z katem... Być może w ostatnich słowach powinien poprosić, by Bannor przybił jego głowę nad zwodzonym mostem jako ostrzeżenie dla innych rycerzy, jeśli okażą się na tyle głupi, by się podjąć równie niemożliwej misji. - Panie - odezwał się któryś z żołnierzy. - Ten dąb minęliśmy już cztery razy. - Może zgubiłeś drogę? - dodał drugi. - Zgubiłem - wymamrotał pogrążony w zamyśleniu Hol-lis. - Zgubiłem siebie. Samo poruszanie nogami wydawało mu się wyczerpującym wysiłkiem. Wraz ze swymi ludźmi przeczesywał angielskie ziemie już od dwóch miesięcy. Odwiedził wszystkie 27 TERESA MEDEIROS CISZA szlacheckie dwory od Windsoru po Walię, ale jeszcze nie znalazł odpowiedniej wybranki dla swego pana. Mimo czarnych proroctw Bannora, wszyscy ojcowie byli gotowi wepchnąć swe córki w ramiona pana na Elsynorze. Ale kiedy najstarsza z ich pociech była zbyt słodka i piękna, najmłodsza okazywała się zbyt ponura i brzydka. Jedne wyznawały, że nie lubią dzieci, podczas gdy inne klepały się po brzuchu i obiecywały, że dadzą jego panu wielu krzepkich synów. Na jakiś czas na duchu podniósł go widok córki lorda, dziewczyny o bujnej kibici i wąsie gęstszym od jego zarostu, lecz radość minęła, gdy panna złapała go za kolano pod stołem, zatrzepotała rzęsami i powiedziała, że taki przystojny zdrowy mężczyzna sam powinien znaleźć sobie żonę. Przerażony wizją Bannora zmiażdżonego w uścisku jej potężnych ud, uciekł z zamku pod osłoną nocy. Westchnął, zgnębiony. Pod stopami szeleścił im gruby dywan zeschłych liści. Wkrótce pokryje go pierwszy śnieg. Nie miał wyboru; musiał wrócić do Elsynoru i przyznać się Bannorowi do porażki. Być może bez głowy będzie mu do twarzy. Zatrzymał się i spojrzał w mrok; dopiero teraz zdał sobie sprawę, co żołnierze usiłowali mu powiedzieć. Zabłądzili. w dodatku już jakiś czas temu. Stare drzewa wznosiły się nad nimi, ponure i dostojne. Złotoszkarłatne korony rozpraszały słoneczny blask. Tuż przed sobą dostrzegł lukę w zaroślach. Pewnie nie zwróciłby na nią uwagi, gdyby z daleka nie dobiegło go echo cienkiego chichotu. Żołnierze cofnęli się nieco i wymienili niepewne spojrzenia. - Może byście, panie, dobyli miecza - odezwał się jeden z nich. - To może być drzewny duszek. 28 - Albo elf - dodał drugi, kreśląc krzyż na piersiach. - Właśnie. Ich kobiety porywają śmiertelników do podziemnego świata, by skraść im nasienie. Hollis parsknął pogardliwie. - Nas by wyrzuciły i posłały po naszego pana. Bannor mógłby sam jeden zaludnić całe królestwo elfów. Przykląkł i rozgarnął lśniące listowie. Przed nimi pojawiła się dolina zdobna w cienie chmur i promienie słońca. Jej mieszkańcy pędzili i tarzali się w zbrązowiałej trawie, radośni, jasnowłosi i szybcy. Początkowo Hollis sądził, iż rzeczywiście odkrył królestwo elfów - lecz wkrótce potem jedna z małych istot potknęła się o korzeń i przewróciła. Ryk wściekłości dowodził niezbicie, że istotka należy do grona śmiertelników. Ledwie Hollis zdążył pomyśleć, że należałoby ratować chłopca, od brykającego stadka dzieci odłączyła się ich pasterka, która pobiegła ku zbłąkanej owieczce. Przygarnęła do siebie ryczące dziecko. Hollis obserwował ją z coraz większą ciekawością. Światło raziło go w oczy, więc nie dostrzegał jej rysów. Choć ruchy pasterki miały w sobie dziewczęcą grację i płynność, jej strój nie zdradzał wieku. Włosy miała schowane pod wełnianym czepkiem, a brzydki kaftanik i fartuch były strojem zapewne służącej lub chłopki. Ale to nie jej wygląd go zaintrygował, lecz opiekuńcze pochylenie ramion nad dzieckiem, które tuliła do piersi. Byli za daleko, by mógł usłyszeć jej głos, lecz potrafił sobie wyobrazić łagodne słowa, którymi usiłowała uspokoić chłopca. Hollis przysiadł na ziemi. Być może podszedł do sprawy nie z tej strony, co trzeba. Bannor nigdy nie twierdził, że jego nowa żona ma pochodzić ze szlachetnego rodu. Może przedstawić mu młodą Fionę - jakąś nieśmiałą, krzepką 29 TERESA MEDEIROS ClS/A wieśniaczkę, która zajmie się jego rozdokazywaną gromadką i nie będzie niczego wymagać od swego męża i pana? Powoli jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu. Żołnierze podkradli się bliżej, z niepokojem spoglądając w dół. Jeden przesunął mu dłonią przed oczami. Hollis nawet nie mrugnął. - Panie, co się stało? Miałeś wizję? -- Jakbyś zgadł. Oto odpowiedź na moje modły. - A gdy mężczyźni wymienili zaniepokojone spojrzenia, dodał z błogim uśmiechem: - Madonna. Miał ochotę zjechać po stromym zboczu prosto w dolinę, ale bał się, że spłoszy dziewczynę i jej podopiecznych. Najprościej będzie znaleźć najbliższą wioskę lub zamek. Ktoś na pewno powie mu, kim jest owo dziewczę i gdzie mieszka. Znów rozgarnął zarośla, nie mogąc pohamować ciekawości. Jeszcze tylko jedno spojrzenie. W tej samej chwili chłopczyk wyrwał się z objęć dziewczyny i wdrapał się po sękatym pniu jabłoni