Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Był oszołomiony, widząc, jak precyzyjnie to zaplanowała. Zamierzał właśnie wedrzeć się do powozu, gdy drogę zastąpiła mu potężna postać w cylindrze. Był to ojciec Rachel, pan Bodwin, prawnik. - Zakładam, że odmówił pan zmiany sposobu życia - oznajmił. - Porywa pan moją żonę? - zapytał Micky. Był wściekły, że tak wyprowadzono go w pole. - Opuszcza pana z własnej nieprzymuszonej woli. - Głos Bodwina drżał lekko, ale prawnik stawiał mu czoło. - Powróci, kiedy zrezygnuje pan ze swoich występnych poczynań i oczywiście podda się zadowalającemu badaniu lekarskiemu. Przez chwilę Micky miał ochotę go uderzyć - ale tylko przez chwilę. Gdyby się nie powstrzymał, prawnik z pewnością oskarżyłby go o czynną napaść, a taki skandal skompromitowałby go jako dyplomatę. Rachel nie była tego warta. O co mam walczyć? - zadał sobie pytanie w tej patowej sytuacji. - Może ją pan sobie zatrzymać - oświadczył. - Skończyłem z nią. - Wrócił do domu i zatrzasnął drzwi. Usłyszał odjeżdżający powóz. Z pewnym zdumieniem skonstatował, że żałuje odejścia Rachel. Oczywiście, ożenił Się z nią wyłącznie dla wygody - był to jedyny sposób, aby namówić Edwarda do zrobienia tego samego - i pod niektórymi względami życie bez niej będzie łatwiejsze. Jednakże ich pojedynki inteligencji sprawiały mu jakąś dziwną przyjemność. Nigdy dotąd nie przeżywał czegoś podobnego z kobietą. Co prawda Rachel często była również męcząca. Ostatecznie doszedł do wniosku, że lepiej mu będzie samemu. Gdy wreszcie odzyskał oddech, włożył cylinder i wyszedł. Była ciepła letnia noc, z rozgwieżdżonym, czystym niebem. Londyńskie powietrze zawsze było lepsze w lecie, bo ludzie nie musieli palić węglem, aby ogrzać domy. Idąc Regent Street, wrócił myślami do interesów. Od chwili, kiedy miesiąc temu kazał pobić Tonia Silvę, nie usłyszał już więcej o jego artykule na temat kopalni saletry. Najprawdopodobniej Silva wciąż leczył rany. Micky wysłał Tacie zakodowany telegram z nazwiskami i adresami świadków, którzy podpisali zeznania znalezione w pokoju Tonia. Przypuszczalnie byli już martwi. Hugh, podnosząc niepotrzebny alarm, wyszedł na głupca i Edward był uszczęśliwiony. Tymczasem Edward uzyskał od Solly'ego Greenbourne'a wstępną zgodę na wspólną emisję obligacji kolejowych Santamaria. Sprawa nie była łatwa. Solly, podobnie jak większość inwestorów, bardzo ostrożnie podchodził do spraw południowoamerykańskich. Przed zawarciem umowy Edward musiał zaproponować większą prowizję i wziąć udział w opracowanym przez Greenbourne'a planie gry akcjami. Podkreślał przy tym fakt, że byli kolegami szkolnymi, i Micky podejrzewał, że ostatecznie szalę przechyliła poczciwość Solly'ego. Teraz spisywano umowy. Trwało to dosyć długo. Micky'emu szalenie utrudniała życie niecierpliwość Taty, który nie mógł zrozumieć, że takich interesów nie sposób załatwić w ciągu paru godzin. Żądał pieniędzy natychmiast. Gdy jednak Micky pomyślał o pokonanych już przeszkodach, był z siebie zadowolony. Po zdecydowanej odmowie Edwarda zadanie wydawało mu się niemożliwe do zrealizowania, ale dzięki pomocy Augusty zdołał skłonić jej syna do małżeństwa i załatwić mu partnerstwo w banku. Potem uporał się z opozycją Hugha Pilastera i Tonia Silvy. Teraz miał zebrać owoce swoich wysiłków. W kraju kolej Santamaria na zawsze pozostanie koleją. Pół miliona funtów stanowiło ogromną sumę, większą niż wynosił budżet wojskowy Cordovy. To jedno osiągnięcie będzie miało większe znaczenie niż wszystko, czego kiedykolwiek dokonał jego brat Paulo. Kilka minut później znalazł się w lokalu U Nellie". Zabawa była już w toku - stoliki zajęte, powietrze gęste od tytoniowego dymu, a przez dźwięki niewielkiej orkiestry głośno grającej melodie taneczne przebijały się nieprzyzwoite żarty i ochrypły śmiech. Wszystkie kobiety miały na twarzach maski - niektóre niewielkie i zwykłe, inne dość skomplikowane, a kilka okryło całe głowy, tak że widać im było jedynie oczy. Micky przecisnął się przez tłum, kłaniając się znajomym i całując po drodze kilka dziewczyn. Edward był w pokoju do gry, ale gdy tylko go zobaczył, wstał od stołu. - April ma dla nas dziewicę - powiedział bełkotliwie. Było już późno i najwyraźniej dużo wypił. Dziewictwo nigdy nie stanowiło szczególnej obsesji Micky'ego, ale zawsze było pewnym bodźcem, jeżeli dziewczyna się bała. Poczuł dreszczyk podniecenia. - Ile ma lat? - Siedemnaście. A więc pewnie dwadzieścia trzy, pomyślał, wiedząc, jak April określa wiek swoich dziewczyn. Mimo to był zaintrygowany. - Widziałeś ją? - Tak. Oczywiście jest w masce. - Jasne. Micky zastanawiał się, jaką historyjkę im opowie. Czy okaże się dziewczyną z prowincji, która uciekła z domu i znalazła się w Londynie bez środków do życia? A może porwano ją z farmy albo po prostu jest pokojówką znużoną harowaniem po szesnaście godzin dziennie za sześć szylingów tygodniowo. Kobieta w małej czarnej maseczce dotknęła jego ramienia. Maska była tylko symbolem i bez trudu rozpoznał April. - Prawdziwa dziewica - zapewniła. Niewątpliwie kazała Edwardowi zapłacić majątek za przywilej zdeflorowania dziewczyny