Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Covenant rzucił się na Jaskiniowego Upiora. Próbował pchnąć go kamiennym nożem, ale połową dłoni nie mógł dobrze chwycić rękojeści. Zdołał tylko skaleczyć wroga w łopatkę. Nóż wypadł mu z niepewnych palców. Jaskiniowy Upiór odwrócił się i jednym uderzeniem powalił go na ziemię. Cios oszołomił Covenanta, lecz Bannor ocalił go, atakując stwora. Jaskiniowy Upiór bronił się jak w uniesieniu, jakby odniesione przed chwilą zwycięstwo nad Gwardzistą Krwi dodawało mu sił. Nie zważając na ciosy Bannora, pochwycił go w swe długie, silne ramiona i zaczął dusić. Bannor uderzał go w oczy i uszy, ale oszalały Upiór tylko wzmacniał uchwyt. Gniew na nowo zaszumiał Covenantowi w głowie. Wciąż lekko otępiały, przesunął się do nieruchomej postaci Taramanthy i porwał jej laskę. Nie drgnęła nawet, a on nie prosił o pozwolenie. Odwrócił się, zatoczył laską krąg nad głową i z całej siły uderzył Jaskiniowego Upiora w kark. Biała i szkarłatna moc rozbłysła w bezgłośnej eksplozji. Upiór padł martwy. Błysk na moment oślepił Covenanta. Rozpoznał jednak chory, czerwony odcień płomienia. Odzyskując wzrok, spojrzał na swoje dłonie, na obrączkę. Nie pamiętał, by zdejmował ją z leptoru, teraz jednak tkwiła na serdecznym palcu i pulsowała krwawo pod wpływem przesłoniętego chmurami księżyca. Następny Jaskiniowy Upiór wynurzył się z mroku. Covenant instynktownie pchnął laską. Napastnik runął w jaskrawym, czerwonym rozbłysku. Na ten widok wybuchła dawna furia. Przemoc zaćmiła mu myśli. Foul! ryknął, jakby sam Wzgardliwy stał przed nim, i runął w środek bitwy. Wymachując laską jak obłąkany, Covenant powalił kolejnego Jaskiniowego Upiora, i jeszcze jednego, i jeszcze. Nie patrzył, dokąd idzie. Po trzecim ciosie wpadł do jednego z grobów i przez długi czas leżał tam jak martwy. Kiedy wreszcie powstał, dygotał z odrazy. Ponad nim wrzała bitwa. Nie wiedział, ilu napastników zginęło lub odniosło rany. Minął jednak decydujący moment; drużyna zmieniła taktykę. Prothall porzucił gryfa, by pomóc Pianościgłemu. A kiedy Gigant wstał, ociekając krwią, to on zaatakował gryfa, zaś Prothall stanął obok Mhorama przeciwko ur-Podłym. Bannor wciąż zajmował pozycję nad Covenantem, ale Quaan zebrał ocalałych ze swego Eomanu i otoczył Variola i Taramanthę. W chwilę później dobiegł dźwięczny zew Ranyhyn. Uwolniwszy konie, włączyły się do bitwy. A kiedy ich kopyta i zęby zbierały krwawe żniwo wśród Jaskiniowych Upiorów, Prothall i Mhoram razem wystawili swe płomienne laski, blokując ur-Podłego. Gorący miecz rozpadł się na kawałki czerwone jak lawa, a wybuch mocy powalił samego wiedmistrza. Klin natychmiast zmienił szyk, wysuwając nowego przywódcę, lecz najsilniejszy zginął i ur-Podli z wolna zaczęli ustępować. Na drugim skrzydle Pianościgły zaskoczył gryfa. Potwór atakował wojowników wokół Variola i Taramanthy, gdy Gigant wyskoczył z krzykiem i w śmiertelnym uścisku splótł ramiona wokół tułowia potwora. Swym ciężarem ściągnął go na ziemię; tarzali się po trawie. Ur-podły spadł na ziemię i Quaan ściął go, nim zdążył unieść swój pręt. Gryf zawył przeraźliwie z bólu i wściekłości. Próbował przekręcić się, dosięgnąć Pianościgłego pazurami i kłami. Ten jednak ściskał zwierza z całych sił. W milczeniu hamował szamotania, by zabić, nim potwór wyrwie się i rozedrze go na strzępy. Udało się. Wściekłym szarpnięciem zacisnął ramiona i usłyszał głośny trzask kości. Gryf ryknął po raz ostatni i skonał. Gigant długo leżał obok martwego ciała i dyszał chrapliwie, nim wstał niepewnie. Czoło miał rozcięte aż do kości. Nie ustawał jednak. Otarł krew z oczu i rzucił się w zwarty klin ur-Podłych. Formacja rozpadła się pod tym uderzeniem. Ur-Podli natychmiast wybrali ucieczkę. Zniknęli w ciemności, zanim Pianościgły zdążył wstać. Ich zdrada jakby podcięła szaleńczą odwagę Jaskiniowych Upiorów. Nie potrafiły już stawić czoła ogniom Lordów. Panika szerzyła się, rozpalana laskami wybuchała w podatnych sercach. Krzyk porażki rozległ się wśród napastników. Jaskiniowe Upiory zaczęły uciekać. Z wyciem zawodu rozbiegły się wokół płonącego drzewa. Podrygiwały groteskowo, ale siła i długość kończyn pozwalały im na szybką ucieczkę. Po kilku sekundach na polanie nie pozostał już ani jeden. Pianościgły rzucił się w pogoń. Wykrzykując gigancie przekleństwa, pędził tak, jakby zamierzał ich wszystkich rozgnieść pod nogami. Szybko zniknął w mroku, a po chwili ucichły też jego wołania. Jednak od czasu do czasu rozlegały się stłumione wrzaski, kiedy dopadał Jaskiniowe Upiory. Tuvor zapytał Prothalla, czy kilku z Gwardii Krwi nie powinno przyłączyć się do Pianościgłego. Wielki Lord potrząsnął głową. Dość już uczyniliśmy rzekł, oddychając ciężko. Nie zapominaj o przysiędze pokoju. Zmęczeni, ale z ulgą stali w milczeniu, zakłócanym jedynie ciężkimi oddechami i jękami rannych Upiorów. Nikt się nie ruszał; w uszach Covenanta ta cisza brzmiała jak modlitwa. Niepewnie wysunął się z rowu