ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

- Otóż patrzy naszżurnalista ico widzi? Niebo w niczymnie przypominaowegowymarzonego raju, o którym słyszałw kościele,raczejobóz konRcentracyjny. Pyta przerażony: Święty Piotrze, co to ma znaczyć,przecież obiecywaliście coś całkiem innego! A święty Piotr odpoX, Wiada: Ty teżdałeś się nabrać, mój synu? Ty, który tylelat przepracowałeś w propagandzie? Całkiemotwarciekpił z Bukowskiego, któremu pozostało tylkodostosować się dojego tonu:-Zgaduję,że ja jestem tym dziennikarzem, a pan posełświętym Piotrem. Nie jestemtylko pewny, czy trafnie odczytałemmetaforę. Mamy rozumieć, że przed kamerami tylko udawał panstrach? - Oczywiście,redaktorze! Sztuka polegana tym, żeby nie tylko mówić rzeczy, które elektorat chceusłyszeć, ale także okazyBwać podobne uczucia. Co nieznaczy, że prywatnie jestem takiStrachliwy. i'Kłamie, pomyślał Bukowski. Jest za cwanym politykiem, żeby"wsadzić, że ludzie w strachu będągłosować na kogoś,kto publicz157. nie trzęsie gaciami. Jego przerażenie było prawdziwe. Teraz próbuje się tego wyprzeć. - Jestpan więcnietylkodobrym prawnikiem,aleteż niemniej zdolnym aktorem, panie pośle -zauważył z przekąsem. -Nie można być dobrym prawnikiem, nie będąc równocześnieaktorem. A tym bardziejw polityce bez aktorstwa nic się nie osiągnie. Przedpanem, redaktorze, iprzed panią, młodadamo, niemuszę udawać skromnisia. Owszem, jestem w tym niezły. Jużw szkolnym przedstawieniu "Czerwonego Kapturka" tak zagrałem wilka, że publiczność gryzła palce. Tylew tobie wilka, bucu, co w zdechłym psie, pomyślał Bukowski. Wciążnie miał pomysłu, jak się dobrać do swego rozmówcy. - Mam więc napisać, panie pośle, że wtelewizjiz premedytacją oszukiwałpanwidzów? -zaszarżowai. Potwarzy Waligóry przemknął cień, aleszybko znówustąpiłmiejsca pobłażliwemu uśmiechowi. - Przecież pan wie, że ja bym tego nie autoryzował. -A co by pan autoryzował? - Niech pan pisze, podyktuję panu:Tak,jestem przerażonyucieczką gangstera zwanego Polonezem. Nie dlatego, że czuję sięprzez niego osobiście zagrożony. To,co mnie przeraża, to bezsilność naszego państwa, któremu wypadły zęby. Jeślijego aparatnie jest w stanie zatrzymać prowincjonalnego bandyty, to jakobroni obywateliprzed naprawdę poważnymi zagrożeniaminaszych czasów? Jak zapobiegnie ekspansji międzynarodowychgrup mafijnych, dla którychnasz kraj jest oazą bezpieczeństwa? Jakwreszcie powstrzyma fanatycznych terrorystów, kiedy pewnego dnia postanowiąuderzyć w Warszawę i Kraków? - Brawo, panie pośle -zamruczał Bukowski pod nosem. -To właśnie jest powóddo przerażenia dlawszystkich uczciwych obywateli - ciągnął Waligóra z coraz większym zapałem. - Nasze państwo toczy rak partyjniactwa,prywaty, politycznegoawantumictwai wszechogarniającej korupcji. Rakowatatkankarozrasta się coraz bardziej, a zdrowa, zatruwana toksynami,wciąż się kurczy. Nawiasem mówiąc, panieredaktorze, te toksynysą rozprowadzane po organizmie społecznym także przezdziennikarzy. - Nic nowego, panie pośle. Ogólnie wiadomo, żewszystkie nieszczęścia sprowadzają na PolskęŻydzi i pismacy. 158- Rozumiem, że todlapana przykre, redaktorze, ale niechpangam powie, kogonajmocniej lansują dziś media? Politycznych:chuliganów, ludzi gotowych podpalićkrajdla zaspokojenia swoich chorych ambicji. Zamiast rzetelnie informować, ostrzegaćSprzed wiszącą nad państwem groźbą anarchii,chaosu, a wefekcię, być może, faszystowskiej dyktatury, wy, państwo żurnaliści,i' urządzacie publiczne igrzyska dla pijanej gawiedzi, w którychwygrywa ten, kto mocniej walicepem albo kopie przeciwnikaVi'w jaja. A czemutak robicie? Boście jużdawno zapomnieli o slużbie publicznej. Dziś wasze jedyne bożki tonakład, oglądalność,Ealuchalność. Przykro mito mówić, alemam nadzieję, że pan bęidzie miał odwagę tesłowa opublikować. Musimy wierzyć, że jeszBcze zachowała się jakaś zdrowa tkanka, od której będzie możnaIzacząćozdrowieńczyproces. ". I ty, bucu, prawisz mi morały, myślał Bukowski. -Mamrozumieć, że panwłaśnie chce rozpocząć ten proces,Spanie pośle? Ę - Poproszono mnie o to. Askoro jestem potrzebny krajowi,jakże mógłbymodmówić? - Kto pana poprosił? - Ludzie,którzy chcąratować polską lewicę przed samozagładą a kraj przed groźbą chaosu inędzy, które doprowadzą do dyktatury. - Więc potwierdza panto, co się tu iówdziesłyszy, że ma powstaćjakaśnowa lewica? - Wie pan, redaktorze, słyszy się oróżnych nowych lewicach. Niektóre znich chcą tworzyć bardzo starzy gracze,których jedymą ideologiąjest ich własna kieszeń. Albo, co jeszcze gorsze, własne chore ambicje. - Pansię nie uważa za starego gracza? -Mam nadzieję, że panma dobrąpamięć, redaktorze. Wyszedłem z tejgry. - Kiedyklub lewicy panawykluczył? -Nie. To ja wystąpiłem z tego klubu. Boto już nie jest żadna lewica. Przestałem akceptować reguły, narzucone przez szulerów. Mam nadzieję,że doczekamy się czasów, kiedy postawi się lewicę przed sądem, który nie będzie przekupiony i nie ulegnie politycznej presji. -Trzeba by imjeszcze dowieść winy. 159. -Ja bym to potrafił. Daję panusłowo honoru. Bukowski pomyślał o podejrzeniach staregoKowalskiego,żeDorota zbierała dla Waligórykwity na ludzi. - Jak poważnie można więc traktować pogłoski, że przymierzasię pan, poewentualnej wygranej,do fotela ministraspraw wewnętrznych? -spytał ostrożnie. - Pogłoski, redaktorze, trzeba traktować jak pogłoski. Niezwykłemdzielić skóryna niedźwiedziu. Ale jeśli będę potrzebnykrajowi, to oczywiście, gotów jestem przyjąć każde obowiązki. Obowiązki,redaktorze, nie fotel. Ja na pewno nie siedziałbym nafotelu, kiedy osławionygangster uciekałby zagranicę. Bukowski poczułnową nadzieję, że udało mu się złapać Waligórę. - Skąd pan wie,że uciekł za granicę? Przez chwilę myślał, że polityk zdradził się mimo woli. Ale nie. Jegospokój był niezmącony. - A pan tonibynie wie, redaktorze? -Przypadkiem wiem. - Widzi pan. Prasa ma swoje źródła,a ja swoje. Tego faceta naprawdę nie należało lekceważyć. - Jestem pod wrażeniem, panie pośle. Jeszczepan nie jest ministremspraw wewnętrznych, a już dysponuje pan wiedzą dostępnątemu resortowi. - Tosię nazywakompetencja, redaktorze - odpowiedział Waligóra, nie kryjąc zadowolenia. -Mogę teraz jao coś zapytać? - Magda Trela po raz pierwszywtrąciładopiero wówczas, kiedy Bukowski skończył już rozmowę. -Oczywiście, młoda damo. Waligóra na dźwiękjej głosu natychmiast przyjął pozę niezwyciężonegoi zawsze gotowego do akcjiplayboya. Bukowskizauważyłz niechęcią, że głos Treli po prostuociekał zmysłowością. Jakby chciała spytać polityka,czyniezechciałbyjej zaprosić nakolację razem ze śniadaniem. Zastanawiał się, jakdaleko byłabyzdolna się posunąć, żebyudowodnić,jaka jestdobra. Dostrzegałwniej dziwną determinację, jakiejwśród kandydatek do zawodu zjej pokolenia już się nie spotykało