ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Liścik pozwolił nagłówkom w gazetach na kontynuację ich dotychczasowej kakofonii. FARISZTA NURKUJE POD ZIEMIĘ - takie zdanie wyrażał w cokolwiek makabryczny sposób "Btitz", natomiast Pracowita Pszczółka w "The Daily" wolała tytuł GIBRIL WYLATUJE Z KLATKI. Ukazało się wiele fotografii tej legendarnej rezydencji, w której francuscy dekoratorzy wnętrz legitymujący się listami polecającymi od Rezy Pahlawiego - w dowód uznania za pracę, jaką wykonali w Persepolis - zużyli milion dolarów na odtworzenie na tych wysokościach czegoś, co przypominałoby namiot Beduina. Jeszcze jedna iluzja zniszczona poprzez jego nieobecność; GIBRIL ZWIJA OBÓZ, krzyczały nagłówki, lecz dokąd się udał - czy w górę, w dół, czy też w bok? Nikt nie wiedział. W tej metropolii języków i szeptów nawet najbardziej czułe uszy nie mogły wyłowić niczego wiarygodnego. Jednak pani Rekha Merchant, czytając wszystkie gazety, słuchając wszystkich stacji radiowych i wlepiając oczy we wszystkie programy telewizji Doordarshan, wyłuskała coś z listu Fariszty, znalazła w nim nutę, która uszła uwagi innych. Zabrała swoje dwie córki i syna na spacer po dachu wieżowca, w którym mieszkała. A nazywał się on Everest Vilas. Jego sąsiadka; prawdę powiedziawszy, z mieszkania bezpośrednio pod nim. Jego sąsiadka i przyjaciółka; dlaczego mam powiedzieć coś więcej? Oczywiście skandalizujące i złośliwe czasopisma tego miasta zapełniły kolumny insynuacjami i aluzjami. Po co teraz szargać jej reputację? Kim była? Bogatą kobietą, z pewnością, ale ostatecznie wieżowiec Everest Vilas to nie to samo co kamienica czynszowa w Kuria, no nie? Mężatką, tak mój panie, od trzynastu lat, a jej mąż - grubą rybą w łożyskach kulkowych. Niezależna, jej salony wystawowe z dywanami i antykami, pierwszorzędnie usytuowane w Kolaba, prosperowały świetnie. Swoje dywany nazywała klimami i klinami, natomiast starożytne rękodzieła - amtykami. Tak, a do tego była piękna, miała tę surową i gładką urodę rozcieńczonych mieszkanek podniebnych apartamentów miasta, przy tym kształt jej ciała, skóra i postawa - wszystko świadczyło o tym, że od dawna już nie miała nic wspólnego z tą zubożałą, ciężką i rojącą się od stworzeń ziemią. Wszyscy byli zgodni co do tego, że ma ona silną osobowość, pije jak smok z kryształów Lalique'a, bezwstydnie wiesza swój kapelusz na rzeźbie Nataradży z epoki Czolów, wie, czego chce i w jaki sposób błyskawicznie to zdobyć. Jej mąż był szarą, bogatą myszą, maszyną do robienia pieniędzy. Rekha Merchant przeczytała pożegnalny komunikat Gibrila Fariszty zamieszczony w gazetach, napisała własny list, zebrała dzieci, przywołała windę i ruszyła w stronę niebios (jedno piętro) na spotkanie wybranemu przez siebie przeznaczeniu. "Wiele lat temu - pisała w liście. - Wyszłam za mąż z tchórzostwa. Teraz wreszcie robię coś odważnego." Na swoim łóżku pozostawiła gazetę ze słowami Gibrila podkreślonymi na czerwono trzema nierównymi grubymi liniami, z których jedna przebiła stronę na wylot. Oczywistym więc było, że piszące o tym brukowe gazety cieszyły się dużym powodzeniem i że nagłówki nie mówiły o niczym innym, jak o SKOKU USYCHAJĄCEJ Z MIŁOŚCI ŚLICZNOTKI i o tym, że ZROZPACZONA PIĘKNOŚĆ DECYDUJE SIĘ NA OSTATNI SKOK. Ale: Być może ona również miała fioła na punkcie powtórnych narodzin, a Gibril, nie rozumiejąc potwornej potęgi metafory, zalecił lot. Aby ponownie się narodzić, najpierw musisz, a przecież była podniebnym stworzeniem, piła szampana z Lalique'a, żyła na Evereście i jeden z współmieszkańców Olimpu odleciał; a jeżeli on to potrafił, to i ona mogła ulecieć na skrzydłach i powrócić do marzeń. Nie udało jej się. Pasztun, zatrudniony jako portier w drapaczu Everest Vilas, oferował światu następujące pozbawione upiększeń świadectwo: - Akurat chodziłem sobie, a tu tutaj, tylko po terenie należącym do budynku, kiedy nagle usłyszałem głuche uderzenie, łuppp. Odwróciłem się. Było to ciało najstarszej córki. Miała kompletnie zmiażdżoną czaszkę. Spojrzałem w górę i zobaczyłem, że spada chłopiec, a za nim młodsza dziewczynka. Co tu dużo gadać, o mały włos nie spadli wprost na mnie. Zakryłem usta ręką i podszedłem do nich. Młodsza dziewczynka cicho jęczała. Wtedy jeszcze raz spojrzałem w górę i zobaczyłem, że spada pani. Jej sari wydęło się jak balon, włosy miała rozpuszczone. Przeniosłem wzrok na coś innego, gdyż spadała i patrzenie byłoby nietaktem. Rekha i jej dzieci spadły z Everestu; żadne z nich nie ocalało. Winą po cichu obciążono Gibrila. Cóż, na jakiś czas pozostawmy ów wątek w tym miejscu. Aha, nie zapomnijcie: on ją widział po tym, jak umarła Widział ją kilka razy. Sporo czasu minęło, zanim ludzie zrozumieli, jak bardzo chory był ten wielki człowiek. Gibril gwiazda. Gibril, który pokonał Nieznaną Chorobę. Gibril, który obawiał się snu. Po odejściu Gibrila wszechobecne dotąd podobizny jego twarzy zaczęły niszczeć. Z jaskrawych, gigantycznych tablic reklamowych, z których roztaczał opiekę nad przechodniami, zaczęły opadać kawałkami i rozsypywać się jego leniwe powieki. Opadały coraz bardziej, aż tęczówki zaczęły wyglądać jak dwa księżyce poprzecinane chmurami lub miękkimi ostrzami długich rzęs. Ostatecznie powieki odpadły, powodując, że namalowane oczy Gibrila stały się wyłupiaste i szalone. W pobliżu pałaców przemysłu filmowego w Bombaju zauważono, że olbrzymie tekturowe podobizny Gibrila marnieją coraz bardziej i przekrzywiają się. Bezwładnie zwisając na podtrzymujących je szafotach, potraciły ręce, konają, trzaskają im karki. Portrety z okładek czasopism nabrały śmiertelnej bladości, a oczy stały się jakieś zapadłe i puste. W końcu podobizny Gibrila po prostu zniknęły z zadrukowanych stron, tak że błyszczące okładki leżących w kioskach czasopism takich jak "Celebrity", "Society" i "Illustrated Weekly"ť nagle zgasły, zaś ich właściciele z miejsca wylali drukarzy z pracy, a winę zwalili na złą jakość farby drukarskiej. Nawet na samym srebrnym ekranie, hen, wysoko ponad głowami jego wyznawców siedzących w ciemności, ta, zdawałoby się, nieśmiertelna fizjonomia zaczęła rozkładać się, pokrywać pęcherzami i blednąc; z niewyjaśnionych powodów aparaty projekcyjne zacinały się za każdym razem, kiedy wyświetlały Gibrila