Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Nawet on nie mógł przywrócić życia małej Walerii Redfern i jej rodzicom. Mel dał bratu znak głową i z sali kontroli ruchu wyszli na korytarz. - Posłuchaj, staruszku - powiedział. - Powinieneś odpocząć od tego wszystkiego, i to porządnie. A może nie tylko odpocząć. Może w ogóle powinieneś stąd odejść. - Nasłuchałeś się gadania Natalii - odrzekł Keith i po raz pierwszy od początku rozmowy uśmiechnął się. - W tym, co mówi, jest zwykle dużo racji. Mel pomyślał, że bez względu na swoje problemy brat miał ogromne szczęście, że trafił na taką żonę. MyśL o szwagierce przypomniała mu Cindy, która przypuszczalnie znajdowała się jeszcze w drodze na lotnisko. Wydawało mu się wprawdzie nielojalne porównywanie własnego małżeństwa z innym na korzyść tego drugiego, ale trudno się było czasem powstrzymać. Zastanawiał się, czy Keith zdaje sobie sprawę, jaki z niego szczęściarz, przynajniej w tej jednej ważnej dziedzinie życia. - Jest jeszcze coś - powiedział. - Nigdy nie poruszałem tego tematu, ale może nadszedł już czas. Zdaje się, że nie opowiedziałeś mi wszystkiego o tym, co zdarzyło się w Leesburgu... tamtego dnia, kiedy doszło do wypadku. Może nikomu się nie zwierzyłeś, bo czytałem twoje zeznanie. Czy jest jeszcze coś, o czym nigdy nie mówiłeś? Keith wahał się tylko przez chwilę. - Tak - przyznał - jest. - Domyślałem się tego - powiedział Mel, starannie dobierając słowa. Czuł, że to, co teraz mówi, może mieć przełomowe znaczenie. - No cóż, jeżeli zechcesz mi o tym powiedzieć, to powiesz. A jeżeli nie, to trudno, nie będę wtykał nosa w cudze sprawy. Tyle, że czasem człowiek powinien się zainteresować kimś bliskim, powiedzmy bratem, nawet jeśli tamten nie chce, żeby się wtrącać. Dlatego się właśnie tym interesuję... Słuchasz mnie? - spytał cicho. - Tak, słucham - odparł Keith. Pomyślał, że mógłby przerwać tę rozmowę. Może powinien to zrobić już, od razu - bo przecież nie miała sensu - przeprosić i wrócić do radaru. Mel pomyślałby, że załatwią to później, nie wiedząc, że następnej rozmowy już nie będzie. - Wracając do tego dnia w Leesburgu - podjął z uporem Mel. - To, czego mi nigdy nie powiedziałeś... ma coś wspólnego z tym, jak się czujesz, co się z tobą dzieje. Prawda? Keith potrząsnął głową. - Zostawmy to, Mel. Proszę cię! - A więc nie mylę się. Ma to jakiś związek, prawda? Po co zaprzeczać czemuś, co oczywiste? Keith skinął głową. - Tak - powiedział. - Nie powiesz mi jaki? Komuś musisz powiedzieć, prędzej czy później musisz. - W głosie Mela brzmiała natarczywa prośba. - Obojętne, co to jest, nie możesz tego tłamsić w sobie przez całe życie. Kto cię lepiej zrozumie, jak nie brat? Nie możesz tego tłamsić... Kto cię lepiej zrozmie, jak nie brat? Keithowi wydawało się, że głos Mela, a nawet widok jego twarzy, dociera do niego jakby z drugiego końca tunelu, z bardzo daleka. Na drugim końcu tunelu znajdowali się też inni bliscy mu ludzie: Natalia, Brian, Theo, Perry Yount, przyjaciele, z którymi dawno stracił kontakt. Z nich wszystkich jeden jedyny Mel wyciągnął teraz do niego rękę starając się przerzucić most nad dzielącą ich przepaścią, ale tunel był długi, a on tyle czasu spędził w osamotnieniu, że zbyt się od siebie oddalili. A jednak... - Mam ci powiedzieć tutaj? Teraz? - spytał czując się tak, jakby to mówił ktoś inny. - Czemu nie? - zachęcił go Mel. Właśnie, czemu nie? Po tym pytaniu coś w nim drgnęło, zbudziła się chęć zrzucenia ciężaru, chociaż i tak nic by to ostatecznie nie zmieniło... A może by zmieniło? Czyż nie to stanowiło sens sakramentu spowiedzi? Oczyszczenie, uwolnienie się od grzechu przez przyznanie się do niego i skruchę? Różnica polegała oczywiście na tym, że spowiedź przynosiła przebaczenie i okupienie winy, podczas gdy on nie spodziewał się okupić swojej winy nigdy. A przynajmniej... do tej pory tak uważał. Teraz zaciekawiło go, co miałby do powiedzenia Mel. Gdzieś w jego umyśle uchyliły się drzwi, dotąd zamknięte. - Chyba nie ma powodu, dla którego nie miałbym ci powiedzieć - rzekł wolno. - Nie zajmie to wiele czasu. Mel milczał. Instynkt podszepnął mu, że niewłaściwymi słowami mógłby zniweczyć nastrój brata, uciąć zwierzenia, do których lada chwila miało dojść, a na które czekał tak długo i z takim niepokojem. Sądził, że jeśli wreszcie dowie się, co opętało Keitha, zdołają wspólnymi siłami się z tym uporać. Pomyślał, że im szybciej, tym lepiej. - Czytałeś moje zeznanie - zaczął Keith monotonnym głosem. - Tak powiedziałeś. Wiesz prawie wszystko o tym, co zaszło tego dnia. Mel skinął głową. - To, o czym nie wiesz ty ani nikt oprócz mnie, co nie wyszło na jaw podczas śledztwa, a co wciąż mnie nurtuje... - Keith zawiesił głos, zdawało się, że na tym poprzestanie. - Na miłość boską! Dla twojego dobra, ze względu na Natalię, na mnie..