ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

.. - Umilkła, pokręciła głową. - Przepraszam. Odbiegam od tematu. - Nie szkodzi. Chciałabyś pisać? - Pisać? Ja? - Jej niezwykle oczy rozszerzyły się, a potem parsknęła śmiechem. - Nie. Tylko lubię wiedzieć, najakiej zasadzie różne rzeczy działają. - A gdy mowa o działaniu, jutro czeka nas pracowity dzień. Malory poklepała Flynna po ręce. - Rozumiem. Przywiozę Moego - zwrócił się do Dany. - Zaczyna już brakować psiego żarcia. On pochłaniajak słoń. - Podrzucę ci trochę. - Ujął jej twarz w dłonie. - Trzymaj go blisko siebie, dobra? - Raczej nie ma innej możliwości. - Flynn, mógłbyś przy okazji zabrać Simona? - Zoe odruchowo zaczęła sprzątać naczynia. - On i Moe rozumieją się bez słów, więc nie powinien ci sprawić kłopotu. - Jasne. - A my chyba już się zmyjemy. Sprawdzę, czy uda mi się zapędzić tego faceta do odrobienia pracy domowej. - Kciuk Dany wycelował w Jordana. - Masz dla mnie jakąś radę, Zoe? - Przekupstwo. Oto moja metoda. Brad zbliżył się o krok, przykrył ręką dłoń Zoe. Podskoczyła jak spłoszony królik. - Nie musisz zawracać sobie tym głowy. - Przepraszam. - Natychmiast odstawiła talerze. - Siła przyzwyczajenia. Pomyślał, że ta kobieta celowo przeinacza w duchu co drugie jego słowo. - Chodziło mi tylko o to, żebyś nie robiła sobie kłopotu. Czy ktoś chce kawy? -Ja. - Nieprawda, nie chcesz. - Łokieć Dany skierował Jordana w stronę drzwi. - Robota czeka, koleś. Dostaniesz kawę, kiedy napiszesz kilka stron. - Przekupstwo - Zoe z aprobatą pokiwała głową. - Nigdy nie zawodzi. Do pokoju wpadł Moe, zamazana plama futra. Zachwycony widokiem przyjaciół zaczął podskakiwać i lizać ich po rękach; merdając ogonem, w szaleńczej radości zmiótł ze stolika kieliszki i wsadził nos w talerz z krewetkami koktajlowymi, zanim został powstrzymany. - Przepraszam, przepraszam. - Flynn złapał psa za obrożę i odciągnął go, czy raczej dał mu się odciągnąć w stronę drzwi. Zamknę go w samochodzie Jordana. Wystaw mi rachunek za szkody. No to na razie. Aha, Zoe, Simon potrzebuje jeszcze kilku minut, żeby skończyć grę. Jezu Chryste, Moe! Stój! - Tak wygląda teraz moje życie - oznajmiła radośnie Malory. I wcale nie narzekam. Dzięki, Brad, przykro mi z powodu naczyń. Zoe, Dana, dozobaczeniarano. Dobranoc,Jordanie. - Muszę ratować moją tapicerkę. - Jordan chwycił Dane za ramię i ruszył ku drzwiom. - Pogadamy później. - Nie szarp mnie. Całusy, Brad. Dojutra, Zoe. Drzwi zatrzasnęły się za nimi i zapanowała absolutna cisza. Zoe zdołałajedynie pomyśleć, że to wszystko działo się niesłychanie szybko. W żadnym wypadku nie zamierzała wychodzić ostatnia. To było okropne. Przerażające. Właściwie powinna pomaszerować czym prędzej po Simona, ale nie bardzo wiedziała, gdzie jest pokój gier. Nie mogła przecież stać w miejscu i nawoływać syna. Musiałajednak coś zrobić. Schyliła się, by pozbierać szkło, które Moe strącił na podłogę. Jednocześnie Brad wpadł na ten sam pomysł. Stuknęli się głowami i natychmiast wyprostowali, napięci jak struny. - Ja to podniosę. - Przykucnął, zebrał kieliszki i postawił na stoliku. Znajdował się teraz dostatecznie blisko, by poczuć jej zapach. Za każdym razem wydawał mu się inny, czasami zmysłowy, czasami lekki, zawsze bardzo kobiecy. Między innymi to go w niej fascynowało. Tajej zmienność. -Kawy? - Naprawdę powinnamjuż pójść po Simona. Zwykłe o tej porze kładzie się spać. - Ach, tak. Rozumiem. Stał, patrząc na nią i Zoe poczuła rumieniec zakłopotania pełznący od nasady karku. Czy zrobiła coś nie tak? Coś przeoczyła? - Dziękuję za zaproszenie. - Cieszę się, że mogliście przyjść. Nastąpiła długa pauza, podczas której Zoe powstrzymywała się z wysiłkiem od zagryzania ust. - Simon... Nie wiem dokładnie, gdzie go szukać. - W pokoju gier. Och... - Brad zaśmiał się, rozbawiony swoim i jej zachowaniem. - Przecież ty nie wiesz, gdzie jest ten pokój. Chodź, zaprowadzę cię. Dom, w którym się znalazła, coraz bardziej się Zoe podobał i coraz mocniej ją onieśmielał. Przede wszystkim był ogromny, a przy tym urzekający, olśniewający i po prostu piękny. Przypuszczała, że ozdoby na półkach i stolikach to coś znacznie więcej niż zwykłe bibeloty. Brad skręcił z korytarza do pokoju, który skojarzył się Zoe z biblioteką. Wysoki drewniany sufit potęgował wrażenie rozmachu i przytulności zarazem. - Tyle tu miejsca. - Urwała, przerażona, że powiedziała to głośno. - Rzecz w tym, że mój ojciec, gdyjuż raz zaczął, nie mógł przestać. Wpadał na kolejny pomysł i dołączał go do projektu. - To wspaniały dom - zapewniła pospiesznie. - Wcale nie wydaje się przeładowany mimo tylu rozmaitych szczegółów. Musiałeś mieć szczęśliwe dzieciństwo. - Miałem. Przeszedł do następnego pokoju. Uszu Zoe już wcześniej dobiegł ryk silników, rozgłośna strzelanina oraz pełne uniesienia skandowanie Simona: ,,dawaj, dawaj, dawaj". Gra wideo, polegająca na wojnie gangów samochodowych czy czymś podobnym, błyskała na gigantycznym ekranie telewizyjnym, zajmującym pół ściany