Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Już trzecia nad ranem. Czyżby... Nareszcie otwierają się drzwi: Potocki! Rzut oka i wszystko jest jasne. Tamten umyka spojrzeniem: Robiłem, co mogłem wydusza z przymusem. Nic z tego nie wyszło. Wybacz, że naraziłem cię... Nie ma o czym mówić margrabia słyszy własny głos jakby zza grubej kotary. Daj adres. Co masz zamiar robić? pyta Potocki. Iść spać, wypocząć i wracać do Chrobrza. A może jednak... Żegnaj! O piątej nad ranem projekt adresu był już gotowy. Główny redaktor, Stawiski, głośno go czytał ockniętym z drzemki słuchaczom: Wydarzenia, które miały miejsce w Warszawie, wzburzenie umysłów, jakie je wywołało i jakie trwa w ich następstwie, głęboki ból, przejmujący wszystkich, skłaniają nas, by w imieniu kraju zanieść do tronu Waszej CesarskoKrólewskiej Mości prośbę, w nadziei, że jego szlachetne serce wysłucha głosu nieszczęśliwego narodu. Te wydarzenia, od których opisu wstrzymujemy się, nie są wybuchem społecznych namiętności tylko jakiejś jednej 74 75 warstwy, lecz jednomyślnym, gorącym objawem tłumionych uczuć i nie zaspokojonych potrzeb wszystkich mieszkańców. Długoletnie cierpienie narodu rządzącego się od wielu wieków za pomocą wolnych instytucji, pozbawienie go nawet jakiegokolwiek legalnego organu, dzięki któremu mógłby bezpośrednio przemawiać do tronu i wyjawiać swoje życzenia oraz potrzeby, postawiły kraj w taką sytuację, że tylko ofiarami może podnieść swój głos i dlatego poświęca ofiary. W duszy każdego mieszkańca tego kraju istnieje mocne poczucie odrębności narodowej w rodzinie europejskich ludów. Tego poczucia ani czas, ani wpływ rozlicznych wypadków nie zdołał zniszczyć ani osłabić. Wszystko, co je obraża i nadweręża, do głębi wstrząsa i niepokoi umysły. Kraj widzi z bólem, że niezaspokojenie jego potrzeb spowodowało brak zaufania nieodzownego pomiędzy rządzącymi a rządzonymi. Zaufanie to nie powróci, dopóki nie ustanie użycie gwałtownych, lecz bezskutecznych środków represyjnych. Kraj ten, dorównujący niegdyś poziomem cywilizacji innym krajom Europy, nie będzie w stanie rozwinąć swych moralnych i materialnych zasobów tak długo, jak długo zasady płynące z ducha narodu, jego tradycji i historii nie będą respektowane w kościele, w prawodawstwie, w wychowaniu publicznym i zgoła w całym społecznym organizmie. Życzenia tego kraju są tym gorętsze, że tylko on jeden w rodzinie ludów europejskich jest pozbawiony tych koniecznych warunków bytu, bez których żadne społeczeństwo nie może osiągnąć poznania celu, dla którego je powołała do życia Opatrzność. Składając u stóp tronu ten wyraz naszych cierpień i gorących życzeń, ufni we wspaniałomyślność Monarchy, odwołujemy się z zupełną wiarą do głębokiego poczucia sprawiedliwości Waszej CesarskoKrólewskiej Mości." Zręczne i godne skomentował Szlenkier. Jutro podpisze całe miasto, pojutrze cały kraj. Raczej już dzisiaj zauważył Kronenberg spoglądając na zegarek i tłumiąc ziewanie. Boże, już wpół do szóstej! 76 Tak powiedział Zamoyski a teraz przetłumaczę to na francuski i o dziewiątej ty, mój kochany zwrócił się do syna pójdziesz z brulionem do pana Segur i poprosisz, ażeby zechciał poprawić moją francuszczyznę. Na miłość boską, ojcze, po co? Raczej ty mógłbyś poprawiać jego. Po co? Ponieważ warto stworzyć chociażby cień pozoru, że stoi za nami Francja. Niech przed wysłaniem adresu jej konsul przynajmniej go przeczyta. Będzie wyglądało, że wziął niejako udział w całej tej sprawie. Pan Andrzej podszedł do okna. Szarzeje powiedział. Nastaje nowy dzień. Coś się skończyło, coś się zaczęło. Niech Bóg ma nas w swojej opiece. Na ulicach rojno od samego rana. Przed kawiarniami przemawiają z wysokości krzeseł Chałubiński, Walko, Jurgens i Ciszek. Obwieszczają nowinę, wzywają do składania podpisów, nawołują do spokoju i posłuszeństwa narodowej straży obywatelskiej konstablom. Oto oni, konstable: studenci, uczniowie i rzemieślnicza młodzież, ozdobieni zaimprowizowanymi emblematami. Boże! Starcowi, który zapewne pamięta Najjaśniejszą Niepodległą, łzy pociekły z oczu. Gdyby ten chłopaczek kazał mnie obić batogiem, tobym mu dobrowolnie nadstawił grzbietu! Turkot kół. Oczy wszystkich zwracają się w tamtą stronę. W bocznej szybie karety ascetyczna twarz arcybiskupa. Mężczyźni odkrywają głowy, wiele kobiet klęka. Konie idą wolno, tłum sunie za karetą. Drzwi do pałacu Zamoyskich stoją otworem. Pan Andrzej wychodzi przed próg i pod ramię wprowadza dostojnego gościa. Ludzie tłoczą się do środka. Cała dolna część mieszkania zalana ciżbą. Konstable formują kolejkę do stolika z wyłożonym adresem. Pierwszy składa podpis arcybiskup, drugi Zamoyski, po nich członkowie Komitetu Towarzystwa Rolniczego i delegaci miejscy. 77 Zbliża się Beer Mayzeles w wysokiej lisiej czapie. Gwar cichnie. Hrabia podchodzi z wyciągniętą ręką i ściskając dłoń nadrabina, mówi głośno: Cieszę się, że przyjął pan zaproszenie, by podpisać adres w imieniu własnym i swoich rodaków. W tym dokumencie uciśniony naród odsłania swe rany. Uważamy Żydów za naszych braci, za dzieci wspólnej ojczyzny. Z radością podpiszę w imieniu polskich Żydów odpowiada z ukłonem Beer Mayzeles. Czujemy się Polakami i kochamy Polskę tak samo jak wy. Jesteśmy wdzięczni, że przyjmujecie nas do wspólnoty i braterstwa. Niebo się wypogadza nad nami mówi z uśmiechem Zamoyski. Zbliża się wiosna rzecze na to Beer Mayzeles już czas przystąpić do wymiatania śmieci. Na ulicach wystawione stoliki. Ludzie cisną się, by złożyć podpisy na wyłożonych arkuszach. Nagłe poruszenie. Najświeższe wiadomości! Tłum faluje. Gazety zostają rozchwytane w mig. Jedni głośno czytają drugim: W celu wykrycia winnych tego nieszczęśliwego starcia zarządziłem śledztwo. Nie będę tolerował gwałtów bez względu na to, kto je popełnił." Kto nie będzie tolerował? Namiestnik, książę Gorczakow. Hura! Dobrze ci tak, Zabołocki! Cicho! Słuchajcie dalej! Pogrzeb pięciu poległych odbędzie się 2 marca 1861 roku. W imię miłości kraju, w imię najświętszych, najdroższych nam obowiązków wzywamy wszystkich mieszkańców miasta, by cześć, jaką oddamy ofiarom podczas pogrzebu ich ciał, odznaczała się najwyższą godnością, najwyższym spokojem. Mieszkańcy Warszawy, usłuchajcie tych słów waszych braci!" Czyich słów? Kto to podpisał? Delegacja Miejska! Patrzcie, rozlepiają plakaty! Co tam? My niżej podpisani delegaci miasta Warszawy zawiadamiamy, że ktokolwiek jutro pokaże się z orężem w dłoni, będzie uznany za zdrajcę ojczyzny." Po ulicach krążą księża Stecki i Wyszyński, obchodzi je Ruprecht i inni. Strzeżcie się prowokatorów upomi 78 nają. Oddawajcie broń, żeby nie posłużyła za pretekst do wystąpienia przeciwko nam