Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Lecz wcielenie tych ofensywnych zasad w życie wywołało różne poglądy. W latach 1924_#1929, z grubsza biorąc istniały dwa obozy: Swieczina i Tuchaczewskiego. Swieczin hołdował zasadzie, że sowiecka sztuka wojenna ma kontynuować zasady dawnej, suworowskiej, narodowej rosyjskiej sztuki wojennej. Twierdził, że Rosja powinna unikać prowadzenia wojny "uderzeniowej", a ma dążyć do wojny "na wyczerpanie". Taka wojna daje Rosji, jego zdaniem, największe korzyści, gdyż całkowicie niszczy przeciwnika i pozwala następnie przejść do niczym nie powstrzymanej ofensywy. Temperament Tuchaczewskiego nie pozwalał mu na żadne kunktatorstwo. Jak Trockiego ponosił temperament, gdy tworzył swą doktrynę "ustawicznej rewolucji", tak samo Tuchaczewskiego pchał on w kierunku doktryny "wielkich mas" i "miażdżących uderzeń taranowych". Pogromca marynarzy Kronsztadu z iście napoleońskim uporem szedł po buławę marszałkowską. Z tą samą bezwzględnością, z jaką później został sam zlikwidowany, usunął Swieczina i wytępił jego uczniów. On sam, były niemiecki jeniec wojenny, był najzagorzalszym zwolennikiem wojskowego Rapallo. Zachwycał się niemieckimi teoriami Blitzkriegu, oddając Niemcom tereny sowieckie dla eksperymentów wojskowych, a sowieckie fabryki czołgów i lotnictwa na produkcję sprzętu dla Reichswehry. Swym niespornym talentem strategicznym umiał zarazić samego nawet Stalina, który jeszcze w 1936 nie wahał się publicznie obwieścić, że "żadna kapitalistyczna świnia nie wepchnie swego ryja do naszego kraju, a bić wrogów będziemy na podejściach do naszych granic", nie zastanawiając się zapewne, że zdradza w ten sposób na wskroś ofensywny charakter sowieckiego planu wojny. Gdy byłem w sowieckich więzieniach i później już na wolności mogłem widzieć niekiedy w urzędach sowieckich plakaty, na których wielki świński ryj otrzymywał uderzenie kolbą rosyjską gdzieś mniej więcej na wysokości Warszawy. Czyż w Polsce nie mieliśmy z tego wszystkiego wysnuć wniosków przy organizacji obrony państwa? Trzeba było wielu lat, aby Stalin i partia spostrzegły się, że ich "defensywny" plan konstrukcji państwa nie zgadza się zupełnie z tą dynamiką ofensywną, którą reprezentuje doktryna Tuchaczewskiego, będąca wiernym odpowiednikiem teorii Trockiego o "ustawicznej rewolucji". Doktryna ta spowodowała, że dyslokacja sowiecka była właściwie już z góry przygotowaną w czasie pokoju koncentracją, a bazy zaopatrzeniowe daleko wysunięte na zachód. W mało którym z procesów sowieckich i oskarżeń podsądnych o łączność z Trockim było tyle uchwytnej treści rzeczywistej, ile w oskarżeniu Tuchaczewskiego. Po likwidacji jego, jego towarzyszy i szerokiej rzeszy jego wielbicieli, wrócono czym prędzej do teorii Swieczina. Dwaj nowi marszałkowie, Szaposznikow i Timoszenko, wystąpili już ze zgoła suworowowskimi, narodowymi koncepcjami prowadzenia wojny kosztem terenu, mas, człowieka. Wszystko dla cara i ojczyzny! W czasach cara białego figurował w tym haśle jeszcze i "Bóg", a car czerwony stawał się sam "bogiem" i o rewolucji mówił wzorem absolutyzmu francuskiego: "Rewolucja to ja". Sylwetki więzienne Zimą i wiosną 1941 siedziałem z dyrektorem fabryki w Leningradzie. Wiktor Nikołajewicz Krawczenko (przypadkowa zbieżność nazwiska ze znanym obecnie szeroko autorem książki o Rosji Sowieckiej) twierdził, że był komunistą już w czasie rewolucji r. 1917. Jako młody chłopiec wstąpił do NKWD. Pełnił stanowisko naczelnika szeregu więzień i dowódcy oddziałów, które likwidowały opierających się kolektywizacji. Opowiadał chętnie, z widocznym sadyzmem, jak torturował ludzi. Usprawiedliwiał wszystkie środki, które wzmacniały system komunistyczny. Osobiście był człowiekiem wyjątkowo niesympatycznym, mało inteligentnym, dokuczliwym we wszystkich drobiazgach życia więziennego. Wystrzegaliśmy się go, gdyż denuncjował u władz więziennych. Po pewnym czasie przestałem z nim w ogóle rozmawiać. Kiedyś wrócił po śledztwie do celi, skatowany do ostatnich granic. Majaczył. Cały czas powtarzał: - I kogo mam jeszcze wskazać? Zaryzykowałem i spytałem, co to ma znaczyć. - Pytają mnie, kto należy do mojej organizacji. Ja wiem, że donos napisał na mnie mój kolega, który chce zająć moje miejsce. Wymieniłem nie tylko żonę, i krewnych, ale wszystkich znajomych, nie znam już więcej nazwisk