ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Tyler wychwytywała tylko ich urywki - coś o rozlokowaniu agentów na wszystkich głównych stacjach kolejowych, dworcach autobusowych i lotniskach. Nagle uderzyła ją pewna myśl. To się, o wiele za szybko dzieje. Jack Collier był tylko dzieciakiem, kilka lat młodszym od jej brata. Jego życie wywróciło się do góry nogami - owszem, pewnie był z tego powodu wściekły. Ale czy posunąłby się do morderstwa? Tyler poruszyła się niespokojnie i znowu zaczęła się wpatrywać w zdjęcie Colliera. Wcześniej przeczytała zapis przesłuchania Duttona przez policję bostońską. Wiedziała więc o wydaleniu Colliera i jego nienawiści do profesora. Wiedziała też o kryminalnej przeszłości chłopaka, jeśli tak to można nazwać. Kiedy Collier wszedł w konflikt z prawem, miał trzynaście lat. Wychowywał się w zastępczej rodzinie, w robotniczej dzielnicy. Owszem, popełnił błędy, ale za nie odpokutował. A potem zapracował sobie na darmowe studia w Harvardzie. Nawet gdyby rzeczywiście przepisał skądś swoją pracę kwalifikacyjną, czy można było go uznać za zdolnego do popełnienia morderstwa? Tyler nie znała odpowiedzi na to pytanie. Nie podobał jej się jednak kierunek, w jakim zmierzało śledztwo. Moon wyciągał wnioski wyłącznie na podstawie zeznań Duttona - wnioski mające poważne konsekwencje. To nie było w porządku. Należało nieco przyhamować, posuwać się naprzód krok po kroku. - Chwileczkę - powiedziała wreszcie, nieco głośniej niż to było konieczne. Poczekała, aż zapadnie cisza. - Nawet jeśli Jack Collier faktycznie w jakiś sposób zmodyfikował bakterie wytworzone przez Michaela Duttona, nie oznacza to, że jest mordercą. Równie dobrze mógł to być wypadek... - Doktor Ross - przerwał jej Moon, odsuwając się od stołu. - Widziała pani wiadomość na tablicy. Collier wyleciał z Harvardu. Groził Duttonowi. Szukał zemsty. Tyler, coraz bardziej zirytowana, podniosła zdjęcie dwóch szkieletów. Jeśli Moon dalej będzie jej przerywał, to tego pożałuje. - Naprawdę wierzy pan, że to zostało zrobione rozmyślnie? Niby jak? Sam pan mówił, że kiedy to się stało, oprócz ofiar w pomieszczeniu nie było nikogo. Moon wzruszył swoimi potężnymi ramionami. - Pewnie zastawił pułapkę. Uruchamianą mechanizmem zegarowym albo wyposażoną w czujniki ruchu. A teraz podejrzany ma przy sobie drugą płytkę z bakteriami, więc należy uznać go za uzbrojonego i niezwykle niebezpiecznego. Tyler zmrużyła oczy. Przekonanie, że Collier zamierza wykorzystać płytkę z bakteriami jako broń biologiczną, było co najmniej przedwczesne. - Jakie ma pan dowody na potwierdzenie tej teorii? Vincent Moon na wpół podniósł się z krzesła. Po jego minie można się było od razu zorientować, że nie przywykł, by ktokolwiek kwestionował jego wnioski. Agenci siedzący najbliżej niego jakby się skurczyli; na ich twarze padł ogromny cień szefa. - Mamy odciski palców Colliera. Mamy motyw. I mamy przyznanie się samego Colliera, wypisane kredą na tablicy na miejscu zbrodni: „To się nazywa karma, profesorze. Mam nadzieję, że pożre pana żywcem”. Więcej dowodów nam nie potrzeba. Tyler poczuła, że płoną jej policzki. Nie zamierzała dać się zastraszyć. Wstała z krzesła i wyprostowała się. - Możemy udowodnić, że Jack Collier był w laboratorium jakiś czas przed śmiercią tych dwojga. Poza tym, nie mamy nic konkretnego. Zgadzam się, że trzeba go zatrzymać i przesłuchać, ale coś mi się zdaje, że pan już w tej chwili jest gotów skazać go za zabójstwo. Moon był wyraźnie zaskoczony jej wybuchem. - Wydaje mi się, że kto jak kto, ale pani nie powinna ulegać współczuciu. Ten terrorysta nie dość, że zamordował dwoje swoich znajomych, to jeszcze rozmyślnie zniszczył lekarstwo na raka. Wielu ludzi będzie cierpieć przez Jacka Colliera. Oczy Moona na chwilę spoczęły na piersi Tyler. Natychmiast poczerwieniała, ale oparła się pokusie, by zapiąć kaszmirowy żakiet. Nie była pewna, czy w jej aktach zostało opisane to, co przeżyła w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym trzecim roku, ale Moona nie powinno to nic a nic obchodzić. A jednak, jego uwaga trafiła w czuły punkt. Choć próbowała zachować obiektywizm, ta sprawa miała dla niej znaczenie osobiste. Nie zamierzała jednak pozwolić, by emocje wzięły górę nad rozsądkiem. - Moje życie osobiste nie ma z tym nic wspólnego - powiedziała zniżonym głosem. - Jestem agentem federalnym, podobnie jak pan. Staram się zwracać uwagę przede wszystkim na fakty