ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Komputer ma w pamięci balistykę bomb, których używają, bierze pod uwagę przeciążenie i trzydzieści dwa razy na sekundę wylicza punkt wypuszczenia bomby. We właściwym momencie wyrzucają automatycznie. -Kontroler mówiąc obserwował przez lornetkę lecącą jeszcze bombę. Czołg zniknął w chmurze dymu. - Trafiony! - nadał kontroler. - Po co im sterowanie laserowe, skoro i tak mają celność takiego rzędu? - zapytał Stansell. - Daje im większą elastyczność i pozwala precyzyjnie korygować teoretyczne położenie celu. Poza tym pozwala pilotowi podejść z większym błędem. Kiedy leci się z prędkością prawie jednego macha, a nieprzyjaciel odpala w kierunku pilota wszystko co ma, nie zawsze daje się wykonać tak wzorowy manewr. Czasami trzeba zanurkować, a na pewno zygzakuje się, jak tylko się da. Na sto procent... - Kontroler patrzył ponad pustynią, przypominając sobie nalot na Libię z tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego szóstego roku, w którym brał udział. Zgłosił się drugi F-111, pilotowany przez Von Drexlera. Stansell nasłuchiwał radia, podczas gdy maszyna nadleciała i zaczęła się wznosić. - Leci pod ostrzejszym kątem niż Doucette - zauważył pułkownik. I to znacznie. - Kontroler pokręcił głową. - V.D. za mocno ciągnie za drążek -jest zbyt agresywny. Nie mieści się już w tej chwili w obszarze wypuszczenia bomby. Komputer nie znajdzie żadnego rozwiązania. Nic z tego nie będzie. - Kończę bez zrzutu - zameldował Von Drexler. - Awaria systemu. - Akurat, awaria systemu - mruknął kontroler. - Nie zmienił się od czasu, kiedy latałem w Czterdziestym Ósmym. Nigdy nie przyznaje się do błędu. - Nie zaskoczył mnie - przyznał Stansell, zastanawiając się, jakiej wymówki użyje „V.D." składając raport z misji. - Pewnie wrzeszczy teraz na swojego oficera uzbrojenia - dodał kontroler. - Von Drexlera nie obchodzi, czy bomba trafi w cel. On przejmuje się tylko tym, żeby wyjść cało i dobrze wyglądać. Rozdział dwudziesty drugi Dzień D minus 13 Irbil, Irak Wyjeżdżający z dowództwa irackiej dywizji konwój nabierał szybkości, opuszczając granice miasta. Posuwał się w stronę pierwszego niewysokiego pasma wzgórz, leżących sześć kilometrów na północny wschód. Bili Carroll siedział na platformie rozklekotanej ciężarówki, na którą Kurdowie załadowali warzywa i dwie kozy, aby je sprzedać na targu w Irbil. Liczył mijające go z naprzeciwka wojskowe pojazdy. Ciężarówka musiała zjechać na bok, kiedy zbliżył się jadący na przedzie kołowy transporter opancerzony produkcji radzieckiej, BTR-60. Przejechało jeszcze pięć ośmio-kołowych, ważących po dziesięć ton transporterów. Ostatni wycelował na wszelki wypadek w ciężarówkę swoje zamontowane w wieżyczce karabiny maszynowe kalibru 14,5 oraz 7,62 mm. - Naliczyłem sześć transporterów - oznajmił Sindi. - Prawdopodobnie w każdym znajduje się czternastu żołnierzy — stwierdził Amerykanin. Niepokoił się o zaplanowany i zorganizowany przez siebie atak. Podejrzewał, że w przypadku klęski Kurdowie obwinia jego. - To dobry wóz pancerny, trzeba na nie uważać — pouczył. Mustafa wzruszył tylko ramionami. Jak wszyscy Kurdowie, członkowie Pesh Merga rzadko zastanawiali się, czy mają szansę w toczącej się bitwie. Dwaj mężczyźni naliczyli jeszcze dwadzieścia cztery ciężarówki ZIŁ-157. Wewnątrz każdej z nich pełno było żołnierzy. - W jednej ciężarówce jest około dwudziestu - dwudziestu pięciu ludzi - ocenił Sindi. — To dobre ciężarówki, mogłyby nam się nadać. — Przejechały dwa kolejne BTR-y. Jeden z nich był pojazdem dowódcy. Później pojawiło się jeszcze dwanaście ciężarówek, pękających w szwach od zapasów. Na samym końcu jechały cztery transportery. - Rozdzielają personel i zapasy - skomentował Carroll. - Musimy zmienić taktykę. Zanim zaatakujemy, Irakijczycy powinni wysłać stąd więcej żołnierzy. - 147 Wyszukał małe, polowe radio produkcji izraelskiej ukryte w worze warzyw i zaczął nadawać. Mustafa postukał w dach kabiny i zawołał do kierowcy, żeby wjeżdżał do miasta. Ghalib al-Otaybi siedział w fotelu dowódcy sztabowego BTR-60, nasłuchując radia. Jego słuchawki tłumiły hałas dwóch silników GAZ-49B. Świeżo mianowany muąaddam, czyli podpułkownik, prowadził swoją pierwszą w życiu operację jako dowódca batalionu. Zarówno do stopnia wojskowego, jak i pełnionej funkcji doszedł dzięki koneksjom rodzinnym i przyjaciołom, którzy wcześniej zadbali o to, żeby doświadczenie bojowe Ghaliba w wojnie iracko-irańskiej ograniczyło się do czuwania nad bezpieczeństwem dowództwa. Ruch na drodze wiodącej na targ w Irbil był taki sam, jak zwykle, a może nawet nieco mniejszy. Ustał zupełnie, jeszcze zanim konwój dojechał do pierwszego pasma niewysokich ysT-gom.. Następne jedenaście kilometrów dzielące Irakijczyków od leżącej u stóp stromego zbocza wioski zostało pokonanych w założonym czasie. Otay-bi nie zauważył niczego, co wskazywałoby na jakąkolwiek aktywność kurdyjskich partyzantów. Jednak wywiad podpułkownika mylił się, a więzień skłamał. Ghalib dowie się tego, kiedy konwój powróci do bazy. Włączył nadawanie i rozkazał pojazdom zmniejszyć odstępy, kiedy dowódca pierwszego BTR-a zameldował o dostrzeżeniu wioski. Przed nimi kryło się ponad trzystu kurdyjskich bojowników, zmieniających pozycje po ostatnim meldunku radiowym Carrolla. Kiedy tylna straż Otaybiego wyjechała z wioski, konwój został zaatakowany. - Broń ręczna - zameldował przedni strzelec, zamykając właz i zajmując miejsce w wieżyczce. W aluminiowy pancerz wozu zabębnił grad kul kalibru 7,62 mm. Wszystkie odbiły się w powietrze, nie robiąc nikomu krzywdy. Strzelec omiótł wzgó-rze serią z cekaemu, podczas gdy kierowca przyspieszał. Trzy BTR-y ruszyły za dowódcą batalionu, a dwa następne zatrzymały się, tworząc dla niego osłonę. W ten sposób zatrzymały szereg podążających z tyłu ciężarówek. Wysypali się z nich ludzie, szukając w popłochu kryjówek. Ostatni transporter konwoju znajdował się zaledwie kilkadziesiąt metrów za wioską, kiedy zza skały wyskoczył szesnastoletni chłopak w turbanie, dźwigając ciemnozieloną rurę - amerykańską rusznicę przeciwpancerną, dostarczoną przez Izrael. W stronę odległego o trzydzieści parę metrów BTR-a poleciała mała rakieta. Irakijczycy nie zdążyli jeszcze zauważyć chłopca, kiedy pocisk przebił aluminiowy pancerz i zabił strzelca. Chłopak rzucił się do ucieczki, podczas gdy w transporter trafiły jeszcze dwie rakiety. Ostatnia wyrwała zawieszenie z lewej strony i toczący się wciąż dziesięciotonowy wóz obrócił się, blokując drogę. Otaybi, ukryty bezpiecznie w pancernym pojeździe znajdującym się w środku konwoju, wydał rozkaz, aby żołnierze oczyścili teren w stronę wioski i samą wioskę, zabijając każdego zauważonego Kurda, uzbrojonego czy nieuzbrojonego, mężczyzn, kobiety i dzieci. 148 Żołnierze przeczesujący wieś zameldowali, że nie zauważyli jakiejkolwiek podejrzanej aktywności. Wioskę zamieszkiwali „swoi" i nie znaleziono żadnych Kurdów. Dowódca batalionu ocenił, że to krótki, przypadkowy atak, który nie będzie w stanie go powstrzymać