Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Za dwa lata wszystko będzie pięknie wyglądało, będzie tu piękniej i wygodniej; pokażę wam rysunki i przedstawię wam także budowniczego, będzie dziś u mnie na obiedzie. - Charmant - powiedział generał. - Tu jest rajsko! - powiedziała generałowa - a tutaj istny zamek warowny. - To mój kurnik - powiedział hrabia. - Gołębie mieszkają w wieży, indyki na pierwszym piętrze; a na parterze rządzi stara Elza. Są tu pokoje gościnne dla wszystkich: kwoki mają swój pokój, kura z kurczętami swój, a i kaczki mają własne wyjście do wody. - Charmant! - powiedział generał. I wszyscy wyszli obejrzeć te cuda. Pośrodku izby stała stara Elza, a obok niej budowniczy Jerzy; on i Emilka spotkali się po wielu latach w kurniku. Tak, to Jurek stał tutaj i wyglądał bardzo ładnie; twarz miał szczerą i energiczną, czarne, błyszczące włosy, a na ustach uśmiech, który zdawał się mówić: mam koło ucha sprytnego duszka, który was zna dobrze z zewnątrz i od środka. Stara Elza zdjęła swe drewniane chodaki i stała w pończochach ze względu na wytwornych gości. Kury gdakały: ko, ko, ko!, kogut piał; kaczki uciekały kwacząc: kwa, kwa! A delikatna, blada dziewczyna, przyjaciółka lat dziecinnych, córka generała, stała z rumieńcami na tak zwykle bladej twarzyczce, oczy jej stały się wielkie, a usta zdawały się mówić, mimo że nie wymówiła ani jednego słowa. Uśmiech, jakim go przywitała, był najbardziej uroczy, taki, jaki mógłby sobie wymarzyć młodzieniec nie spokrewniony z młodą panienką, uśmiech, jakim się obdarza tancerza. Ona i młody budowniczy nigdy jeszcze ze sobą nie tańczyli. Pan hrabia uścisnął rękę Jerzego i przedstawił go: - Nie jest nam zupełnie obcy, nasz młody przyjaciel, pan Jerzy. Generałowa kiwnęła głową, córka zrobiła taki ruch, jak gdyby mu chciała podać rękę, ale nie uczyniła tego. - Nasz mały pan Jerzy - powiedział generał. - Stary przyjaciel z naszego domu, charmant. - Zrobił się z pana prawdziwy Włoch - powiedziała generałowa. - Mówi pan pewnie po włosku jak urodzony Włoch? Generał powiedział, że generałowa śpiewa po włosku, ale nie umie mówić. Przy stole Jerzy siedział po prawej stronie Emilki, generał poprowadził ją do stołu, generałową poprowadził hrabia. Jerzy mówił i opowiadał, a potrafił dobrze opowiadać, miał dar wymowy nie mniejszy od starego hrabiego, który również potrafił mówić. Emilka siedziała milcząc, uszy jej łowiły każde słowo, oczy błyszczały. Ale nie mówiła nic. Na werandzie pomiędzy kwiatami stali Jerzy i Emilka: zasłaniał ich różany żywopłot. Jerzy znowu mówił. - Dziękuję za troskliwą opiekę nad moją matką - powiedział - wiem, że tej nocy, gdy umierał mój ojciec, pani zeszła do sutereny i była przy matce, dopóki ojciec nie zamknął oczu. Dziękuję pani! - Chwycił rękę Emilki i pocałował ją, mógł to przecież uczynić przy tej okazji, zaczerwieniła się mocno, ale uścisnęła mu rękę i spojrzała na niego niebieskimi, cudnymi oczami. - Pana matka była poczciwą duszą. Jakże pana kochała! Wszystkie pana listy odczytywałam jej, wydaje mi się, że pana znam. Jaki pan był miły dla mnie, kiedy byłam mała, dawał mi pan obrazki. - Które pani darła - powiedział Jerzy. - Nie, mam jeszcze mój zamek na rysunku... - Teraz muszę go wybudować w rzeczywistości - powiedział Jerzy i gdy wymówił te słowa, bardzo się do tej myśli zapalił. Generał i generałowa, gdy się znaleźli u siebie w pokojach, rozmawiali o synu dozorcy; jakże potrafił się poruszać i wyrażał się z takim znawstwem, i tyle wiedzy posiadał. - Mógłby zostać nauczycielem domowym - powiedział generał. - Ma talent - odrzekła generałowa i potem nie mówiła już nic więcej. Często w letnie, piękne dni odwiedzał Jerzy zamek hrabiego. Odczuwano jego brak, gdy nie przychodził. - Jak pana Bóg sowicie obdarzył w porównaniu z nami, biednymi ludźmi - mówiła do niego Emilka. - Czy zdaje sobie pan z tego sprawę? Jerzemu pochlebiało to bardzo, że piękna, młoda dziewczyna patrzy na niego z podziwem. Uważał, że i ona jest niezwykle zdolna. A generał był coraz bardziej przekonany, że to niemożliwe, aby Jerzy był dzieckiem z sutereny. - Matka była wprawdzie całkiem zacną osobą - mówił - muszę to przyznać nieboszczce. Przeszło lato, nadeszła zima, znowu zaczęto mówić o Jerzym. Był on dobrze widziany nawet w najwyższych sferach; generał spotkał go na balu dworskim. W domu generała miano wyprawić bal na cześć Emilki. Czyż mieli zaprosić Jerzego? - Kogo król zaprasza, tego i generał może zaprosić - powiedział generał i uniósł się o cały cal na palcach. Zaproszono Jerzego i przyszedł; książęta przyszli, hrabiowie, jeden tańczył lepiej od drugiego, ale Emilka zatańczyła tylko pierwszy taniec; w czasie tego tańca skręciła sobie nogę; nie było to wprawdzie nic groźnego, ale jednak bolesne; musiała być ostrożna, nie tańczyć, tylko przyglądać się, jak inni tańczą, siedziała więc i patrzyła, a budowniczy stał u jej boku. - Ofiarowuje jej pan zapewne cały kościół Świętego Piotra - powiedział generał przechodząc obok nich i uśmiechnął się najserdeczniej, jak potrafił