ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Nigdy też jej członkowie nie zetkięliby się z pytaniem, dlaczego żyją tak, a nie inaczej, dlaczego rzymają się takich, a nie innych reguł. (Jeszcze raz podkreślmy, '/s rozważamy tutaj pewien wyidealizowany przypadek, którenij nie odpowiadah ściśle żadna chyba rzeczywista sytuacja- Zak-ada się czasami, że warunkom tym odpowiadały dawne odizolowane wsie bądź odległe wyspy, ale przy bliższym zbadaniu na ogół okazuje się, że nawet to przypuszczenie nie jest w pełni prawdziwe. Wielki naukowiec brytyjski Raymond Williams wypowiedział pamiętne słowa: "Jeśli chodzi o wspólnotę, znamienne .est, że zawsze była ona k i e-d y ś".) Jeśli więc nawet taka idealna wspólnota istniała niegdyś, to z całą pewnością nie istnieje dzisiaj. Ludzie najczęściej odwołują się do niewzruszonej siły "naturalnej" jedności, kiedy pojawia się potrzeba skonstruowania wspólnoty bądź ratowania rozpadającej się dawnej jedności. Ilekroć więc sięgamy po zwroty typu "Wszyscy się zgodzimy, że...", próbujemy powołać do życia, utrzymać bądź odtworzyć wspólnotę opinii i przekonań, któr-a nigdy nie istniała w sposób "naturalny". Robimy to w warunkach wyraźnie nie sprzyjających istnieniu i trwałości "naturalnych" wspólnot: w świecie, w którym występują obok siebie sprzeczne przekonania, ścierają się odmienne opisy rzeczywistości, a w obronie każdego poglądu musimy sięgać do racji. W praktyce idea wspólnoty jako "duchowej jedności" służy przeprowadzeniu nie istniejącej Jeszcze granicy, która "nas" oddzielić ma od "nich"; jest to instrument mobilizacji, wzbudzenia w grupie przeświadczenia o wspólnym losie i jednakowych interesach, co sprzyjać ma zespołowym działaniom. Powtórzmy: odwołanie się do "naturalności" wspólnoty jest sposobem na skuteczność apelu. Najszerzej zakrojone (i bodaj najbardziej efektywne) próby tworzenia wspólnoty odwołują się Razem i osobno paradoksalnie do czynników, na które ludzie nie mają wpły których nie mogą wybierać ani zmienić: do "wspólnej kn dziedzicznego charakteru, odwiecznej więzi z ziemią, wów< gdy chodzić ma o los i misję pewnej rasy. Wspólna historyc przeszłość, pamięć dziejowych klęsk i zwycięstw, "złożone w sze ręce historyczne dziedzictwo" uczynić mają z n a r o d u cai wieczyście spojoną na dobre i na złe. Wspólnotę r e ligi j scementować ma objawienie udzielone naszym przodkom, ( niejsze prześladowania i wyrastający stąd naczelny obowia zachowania przez potomków prawd wiary i obrzędów uświ< nych żarliwością i męczeństwem w przeszłości. Tym, co spra1 że odwołanie się do takich rzekomo bezspornych "faktów" użytecznym narzędziem konstruowania wspólnoty, będzie pr stawienie ich jako nieodwołalnych i obligujących, dzięki cz< zamaskowany zostaje element wyboru i związanej z nim powiedzialności. Aby narzucić członkom konstruowanej ws noty określony wybór, stawia się ich w sytuacji, w której , ma wyboru": decyzja została już podjęta przez przodków l opatrzność. Niezgoda na zjednoczenie sił może być tutaj pot towana wręcz jako zdrada. Ci, którzy się do niej posuw wyrzekają się własnej natury, pamięci ojców, ich schedy itd renegaci, pyszałki albo co najmniej głupcy ośmielający się sp ciwiać rozstrzygnięciu, którego dokonała już historia. Nie we wszystkich jednak przypadkach wysiłki kreow wspólnoty mogą odwołać się do czynników, na które nikt nie wpływu i które dlatego nie podlegają decyzji. Liczne n polityczne i religijne jawnie głoszą chęć stworzenia współ przekonań czy wiary poprzez nawrócenie ludzi na i których dotąd nie znali, lub które odrzucali ze szkodą dla sit W efekcie takich działań powstać ma wspólnota wiernych, l łączących się w imię sprawy odsłoniętej im przez natchntoi założyciela religijnej sekty bądź polityka porywającego rozlec cią wizji. Przy tego typu próbach sięga się nie do języka uś conej tradycji, przeznaczenia dziejowego czy misji klasowej, do dobrej nowiny, przejrzenia na oczy, "ponownych naród a przede wszystkim: prawdy. Wskazuje się teraz nie na syn: rzekomo bez wyjścia, lecz, przeciwnie, na szlachetny akt wy członkowie od narodzin do śmierci żyją tylko we wspólnym gronie, ani nie podróżując w inne okolice, ani nie przyjmując odwiedzin przedstawicieli innych grup, wiodących odmienny tryb życia. Społeczność taka nie miałaby okazji, aby spojrzeć na swoje zwyczaje "Ł zewnątrz", zobaczyć w nich coś osobliwego i zastanawiającego, co wymagałoby wyjaśnienia i argumentacji. Nigdy też jej członkowie nie zetknęliby się z pytaniem, dlaczego żyją tak, a nie inaczej, dlaczego trzymają się takich, a nie innych reguł. (Jeszcze raz podkreślmy, że rozważamy tutaj pewien wyidealizowany przypadek, któremu nie odpowiadała ściśle żadna chyba rzeczywista sytuacja. Zakłada się czasami, że warunkom tym odpowiadały dawne odizolowane wsie bądź odległe wyspy, ale przy bliższym zbadaniu na ogół okazuje się, że nawet to przypuszczenie nie jest w pełni prawdziwe. Wielki naukowiec brytyjski Raymond Williams wypowiedział pamiętne słowa: "Jeśli chodzi o wspólnotę, znamienne jest, że zawsze była ona kie-d y ś".) Jeśli więc nawet taka idealna wspólnota istniała niegdyś, to z całą pewnością nie istnieje dzisiaj. Ludzie najczęściej odwołują się do niewzruszonej siły "naturalnej" jedności, kiedy pojawia się potrzeba skonstruowania wspólnoty bądź ratowania rozpadającej się dawnej jedności. Ilekroć więc sięgamy po zwroty typu "Wszyscy się zgodzimy, że..