Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Przysadzisty, o niskim zawieszeniu ciągnik, który zajmował prawie całą powierzchnię podłogi, miał być w każdej chwili gotów do drogi ledwo się dotknęło zapłonu. Teraz by już nie zapalił, trzeba by trzech albo czterech lamp lutowniczych i mocarnych mężczyzn w tej samej liczbie, żeby silnik choć raz zaskoczył. Zamknąłem drzwi i przeszedłem do głównego baraku. Jego wnętrze wypełniały metalowe stoły, różne maszyny i wszelkie nowoczesne urządzenia do rejestrowania i interpretacji każdego zaobserwowanego szczegółu charakteryzującego klimat Arktyki. Nie wiedziałem, jakie funkcje spełnia większość zgromadzonych tam przedmiotów ani mnie to nie obchodziło. Wystarczyło mi stwierdzić, że jest to centrum meteorologiczne. Obejrzałem barak dokładnie, lecz bez pośpiechu i uznałem, że nie widzę tam nic dziwnego bądź nie pasującego do reszty. W jednym z kątów, na pustej drewnianej skrzynce ustawiona była przenośna radiostacja ze słuchawkami ostatnio nazywa się to nadbiornik. Obok w skrzyni z solidnego, natłuszczonego drewna znajdowało się piętnaście akumulatorów żelazowoniklowych, zwanych bateriami NiFe, połączonych ze sobą. Z haka na ścianie zwisała dwuwoltowa lampka kontrolna. Przytknąłem jej odsłonięte styki do zewnętrznych końcówek akumulatora, jaki tworzyły połączone baterie. Gdyby miały one w sobie choćby ułamek początkowej mocy, lampka kontrolna zapłonęłaby jasnym blaskiem. Nawet nie zaczęła się żarzyć. Oderwałem kawałek przewodu od lampy i przytknąłem go do obu końcówek. Najmniejszej iskierki. Kinnaird nie kłamał mówiąc, że baterie się wyczerpały. Ale przecież ani przez moment nie sądziłem, że kłamie. Wyruszyłem do ostatniego baraku tego, który zawierał zwęglone podczas pożaru szczątki siedmiu ludzi. Smród zwęglonych ciał i spalonej ropy teraz wydawał się silniejszy, jeszcze bardziej mdlący. Stanąłem w drzwiach i ostatnią rzeczą, na którą miałem ochotę, było uczynienie choćby jednego kroku naprzód. Zrzuciłem futrzane, następnie wełniane rękawice, ustawiłem lampę na stole, wyjąłem latarkę i ukląkłem przy pierwszym denacie. Minęło dziesięć minut i jedynym moim pragnieniem było wydostać się stamtąd jak najprędzej. Są przypadki, których lekarze nawet doświadczeni patolodzy będą unikać za wszelką cenę. Po pierwsze ciała zbyt długo pozostające pod wodą, po drugie ciała ofiar pobliskiej eksplozji podwodnej, wreszcie ludzie dosłownie spaleni żywcem. Zaczynałem odczuwać już lekkie mdłości, lecz zamierzałem pozostać, dopóki nie skończę. Skrzypnęły drzwi. Odwróciłem się, by zobaczyć wchodzącego komandora. Długo zwlekał, spodziewałem się go wcześniej. Porucznik Hansen, ze złamaną ręką owiniętą w gruby wełniany gałgan, wszedł za nim. Tego właśnie dotyczyła podsłuchana przez telefon rozmowa: komandor wezwał posiłki. Swanson zgasił latarkę, podsunął gogle na czoło i zdjął osłonę twarzy. Na widok tego, co ujrzał, oczy mu się zwęziły, nozdrza wykrzywiło mimowolne obrzydzenie, a z czerstwych policzków znikł rumieniec. I ja, i Hansen, mówiliśmy mu, czego się ma spodziewać, ale nie był przygotowany na coś takiego; rzadko się zdarza, że wyobraźnia nie dorównuje rzeczywistości. Przez moment myślałem, że ogarną go mdłości, lecz dostrzegłem, jak blady rumieniec powraca na policzki i wiedziałem już, że tak się nie stanie. Doktorze powiedział ochrypłym tonem, który zdawał się jedynie podkreślać sztywną oficjalność. Życzę sobie, by pan natychmiast powrócił na okręt, gdzie nie opuści pan kabiny bez zezwolenia. Wolałbym, żeby udał się pan tam dobrowolnie, w towarzystwie porucznika Hansena. Pragnę uniknąć kłopotów. Wierzę, że pan również tego pragnie. Jeśli zaś jest pan odmiennego zdania, Rawlings i Murphy czekają za tymi drzwiami. To wojownicze słowa, komandorze powiedziałem. Przy tym bardzo nieprzyjazne. A Rawlings i Murphy z pewnością mocno przemarzną. Wsunąłem prawą dłoń w kieszeń spodni ze skóry karibu w tę, gdzie miałem broń i bez pośpiechu badałem wzrokiem kapitana. Mieliście jakąś naradę? Swanson spojrzał na Hansena i skinął w kierunku drzwi. Hansen już miał się obrócić, lecz zatrzymały go moje słowa: Korzystamy z władzy, nieprawdaż? I nie zasłużyłem na żadne wyjaśnienie, czy tak? Hansen miał nietęgą minę. Źle się czuł w swojej roli od początku. Podejrzewałem, że Swanson również, ale on gotów był wypełniać zamysł, bez względu na uczucia. Doskonale pan zna przyczyny tej decyzji, chyba że biorę pana za człowieka, o wiele bardziej inteligentnego niż pan nim jest w istocie, a przypisuję panu wybitną inteligencję. Kiedy wszedł pan na pokład Delfina w Holy Loch, zarówno admirał Garvie, jak i ja, żywiliśmy wobec pana podejrzenia. Sprzedał nam pan historyjkę o tym, że jest ekspertem od warunków arktycznych i że pomagał pan w zakładaniu tej Stacji. Gdy nie przyjęliśmy tego za wystarczające pełnomocnictwo czy choćby powód, by pana ze sobą zabrać, opowiedział pan wysoce przekonywającą bajeczkę, że urządzono tutaj komórkę wczesnego ostrzegania przed atakiem rakietowym i chociaż zdziwienie budził fakt, iż admirał Garvie nigdy o tym nie słyszał, wzięliśmy ją za dobrą monetę