Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
A dziś od rana nie mogłem znaleźć ciebie, panie. Nie było cię tutaj, milordzie. Althume wolał się nie oglądać na niewinnie wyglądającą drewnianą szkatułkę, która stała za nim. Przybyła wczesnym rankiem z Pelnaru. Korciło go, żeby otworzyć ją jeszcze raz i popatrzeć na zawartość. Miałem coś do załatwienia gdzie indziej odparł. Tak mi powiedziano, kiedy przyszedłem pierwszy raz. Więc poszedłem poobserwować dom lady Sherrine, żeby zobaczyć, co się dzieje. Byłem ciekaw, czy posłucha Lorda Smoka i pojedzie do niego. Albo czy on przyjedzie do niej, żeby się pogodzić. Ale nie przyjeżdżał, a stajenni przygotowali konie. Oni i reszta służby nie mieli wesołych min. Pewnie się bali, że jak ich pani wróci zła, to się im dostanie. Więc zamierza stawić się na wezwanie mruknął Althume. Złączył końce palców na wysokości twarzy i zamyślił się. Nie mógł zmarnować takiej okazji. Wprawdzie miał nie większe szansę niż przy grze w kości, ale wyglądało na to, że wszyscy bogowie mu sprzyjają. Najpierw nieoczekiwany prezent od niani Ranna. Potem cenna przesyłka, która szczęśliwie nadeszła w chwili, gdy rozstanie Sherrine z Lindenem Rathanem było prawie pewne. Mógł teraz zyskać na czasie. Klejnot Duszołap nasyci się kulą zimnego ognia Lorda Smoka. I jeszcze to ich zerwanie... Rzucić kość podsuniętą przez bogów? Warto spróbować. Otworzył szufladę, wyciągnął sakiewkę srebrników i cisnął szpiegowi. Tamten złapał ją chciwie w powietrzu. Idź rozkazał mag. Dobrze się spisałeś. To dla Bractwa. Niech popłynie ich krew odpowiedział rytualnym zwrotem mężczyzna i w ukłonach opuścił pokój. Althume słuchał oddalających się kroków i zastanawiał się, od czego zacząć. Sherrine może wszystkich zwodzić, że romansowała z Lordem Smokiem tylko dla Bractwa, ale jego nie oszuka. Zauważył, jak patrzyła na Lindena Rathana, kiedy myślała, że nikt nie widzi. Dziewczyna jest zakochana po uszy. Mag nie znał Sherrine zbyt dobrze, ale w swoim nienaturalnie długim życiu spotkał już wiele mężczyzn i kobiet, których miłość przerodziła się w nienawiść z powodu jednego słowa wypowiedzianego w złości. Jeśli zostanie odtrącona, będzie pałała żądzą zemsty. Co za ironia nawet nie wie, że wystarczy, żeby po prostu zaczekała do chwili swojej Pierwszej Przemiany. Podszedł do rzeźbionego sekretarzyka w drugim końcu gabinetu. Otworzył go kluczem zawieszonym na szyi na jedwabnej wstążce i wyjął srebrną magiczną czarę i buteleczkę czarnego atramentu. Ustawił czarę na stole i napełnił. Rzucił zaklęcie i pochylił się nad nią, próbując rozróżnić zamazane obrazy, które pojawiały się i znikały. Magia chroniąca Ludzi Smoków była zbyt silna; zdołał dostrzec tylko jedno: ściągniętą gniewem twarz Lindena Rathana. Althume odruchowo cofnął się. Szare oczy zdawały się przeszywać go na wylot wściekłym spojrzeniem. No, no... mruknął mag. Chyba cię nie doceniłem, Lordzie Smoku. Nie jesteś taki miękki, jak myślałem. Pod twoją łagodną powierzchownością kryje się istota ze stali. Ale... nawet najtwardszą stal można złamać. Tylko jak namówić lady Sherrine, żeby pomogła cię zniszczyć? 36 Jazda Promenadą jeszcze nigdy tak mu się nie dłużyła. Kief i Tarlna gawędzili wesoło, a on zastanawiał się, jak im powiedzieć o tym, co zaszło. Dojeżdżali już do drzewa, pod którym zawsze czekały Maylin i Kella. Był ciekaw, czy dziś je zobaczy. Raczej w to wątpił. Ale wyciągnął się w siodle i zaczął wypatrywać ich w tłumie. Ku swemu zdumieniu zobaczył je tam, gdzie zawsze. Zrobiło mu się lżej na sercu. Może Maurynna zrozumiała, że chodziło mu tylko o jej bezpieczeństwo i przemówiła Maylin do rozsądku. Uniósł rękę i uśmiechnął się. W tym momencie zdał sobie sprawę, że Kella nie macha do niego i nie chichocze jak zwykle. Dziewczynka siedziała na ramionach siostry i patrzyła na niego smutno. Potem odwróciła się. Zabolało go to bardziej niż nienawiść w oczach Maylin; jej wzrok mówił, że chętnie obdarłaby go żywcem ze skóry. Po chwili obie zniknęły w tłumie. Linden znów ujął wodze w obie dłonie i zagryzł wargi. A to co? zapytał zdumiony Kief. Twoje nowe krewniaczki są chyba na ciebie wściekłe. To jadowite spojrzenie powaliłoby nawet smoka. Podejrzewam, że to pomysł Maylin; chciała mi pokazać, co o mnie myślą po wczorajszym wieczorze. Wbrew pozorom ta mała jest drapieżna niczym śnieżny kot. Czy między tobą a twoją duszobliźniaczką zaszło coś złego? Linden westchnął. Nadeszła chwila, której się obawiał. No cóż... Tak. Choć mieliśmy z Sherrine umowę, że będziemy się widywać bez zobowiązań, była zazdrosna o Maurynnę. Na wspomnienie zakrwawionej twarzy Maurynny przeszedł go dreszcz grozy. Nie zdawał sobie sprawy, jak wyraźny jest ten obraz, dopóki w jego umyśle nie rozległ się okrzyk Kiefa: Bogowie, miejcie nas w opiece! Straciła oko?! Nie, bogom niech będą dzięki odrzekł Linden. Na szczęście to tylko wyglądało tak strasznie. Szybko opowiedział Kiefowi i Tarlnie, co było dalej. Natychmiast zażądali dokładnej relacji z całego zajścia. A dziś wcześnie rano odbyliśmy z Sherrine nieprzyjemną rozmowę zakończył Linden. Pewnie mam w niej śmiertelnego wroga. Była wściekła, że stanąłem po stronie prostaczki. Też coś! parsknęła Tarlna. Ta prostaczka to nowa Lady Smok. Ci Cassorijczycy mają obsesję na punkcie wysokich pozycji społecznych. Według ich własnego prawa Sherrine należy się surowa kara. Ta obsesja ma swoją dobrą stronę zauważył Kief. Pozwala nam wykonywać nasze obowiązki. Jedno z nas zostało znieważone upierała się Tarlna. I nie ma szans na wyrównanie krzywd dodał z goryczą Linden. Księżna Alinya miała rację; nie powinienem się widywać z Maurynną. To dla niej zbyt niebezpieczne. Przynajmniej na razie. Zwłaszcza jeśli kilku szaleńców ma ochotę wskrzesić Bractwo zgodził się Kief. Choć zastanawiam się, czy to może być prawda. Nawet jeśli jest, musieliby mieć potężnego maga, by mogli stać się rzeczywiście niebezpieczni przypomniała Tarlna. A słyszeliście o kimś takim? Bo ja nie. Nie przyznał Kief. I bogom niech będą dzięki skwitował to Linden. Promenada wznosiła się łagodnie w kierunku pałacu. Linden patrzył kwaśno na granitowe ściany wyrastające przed nim. Z wielką niechęcią myslał o czekającym go posiedzeniu Rady