ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Zobaczyli nas, znieruchomieli i pomachali nam ręką. Ja im odmachałem, dziadek nie. Prowadząc, nigdy nie pozdrawiał nikogo ruchem głowy ani nikomu nie machał, a to dlatego, że bał się oderwać ręce od kierownicy. Wiedziałem to od mamy, która mówiła, że ludzie gadają za jego plecami, uważają go za chama i aroganta. Osobiście nie sądzę, żeby się tym przejmował. Jechaliśmy za Montgomerymi, dopóki nie skręcili do odziarniarni. Przyczepę ciągnął zdezelowany massey harris, prowadzony przez Franka, najstarszego syna Montgomerych. Frank wyleciał z piątej klasy podstawówki i wszyscy w kościele uważali, że marnie skończy. Szosa numer sto trzydzieści pięć przeszła w Main Street, krótką ulicę przecinającą całe miasto. Minęliśmy kościół baptystów, co robiliśmy bardzo rzadko, gdyż zwykle wstępowaliśmy tam na modlitwę. Wszystkie sklepy, składy, urzędy, kościół, a nawet szkoła stały frontem do Main Street. W soboty samochody, traktory i przyczepy jechały ulicą zderzak w zderzak, gdyż farmerzy zjeżdżali tłumnie do Black Oak na cotygodniowe zakupy. Ale tego dnia była środa, więc bez kłopotów zaparkowaliśmy przed sklepem kolonialnym Popa i Pearl Watsonów. Czekałem na chodniku, dopóki dziadek nie kiwnął głową w stronę drzwi. Był to znak, że mogę kupić sobie ciągutkę na kredyt. Kosztowała tylko centa, co wcale nie oznaczało, że dziadek fundował mi ją, ilekroć przyjeżdżaliśmy do miasta. Bywało, że głową nie kiwał, ale nawet kiedy nie kiwał, wchodziłem do sklepu i snułem się przy kasie dopóty, dopóki Pearl nie wsunęła mi ciągutki do ręki, surowo zastrzegając, żebym pod żadnym pozorem nie mówił o tym dziadkowi. Bała się go. Eli Chandler był biedakiem, lecz biedakiem niezwykle dumnym. Prędzej umarłby z głodu, niż przyjąłby jałmużnę, a jałmużną była w jego mniemaniu nawet ciągutka. Gdyby dowiedział się, że przyjąłem od niej choćby cukierka, zbiłby mnie kijem, dlatego ilekroć Pearl kazała mi przysiąc, że dochowam tajemnicy, zawsze chętnie przysięgałem. Ale tym razem dziadek głową kiwnął. Pearl jak zawsze odkurzała ladę. Wszedłem, sztywno uścisnąłem ją na powitanie, sięgnąłem do słoja, wyjąłem ciągutkę, po czym złożyłem zamaszysty podpis na rachunku. Pearl przyjrzała się mu uważnie i powiedziała: - Coraz lepiej, Luke. - Nieźle jak na siedmiolatka, co? - odrzekłem; pod okiem mamy już od dwóch lat wprawiałem się w ćwiczeniu podpisu. - Gdzie Pop? - Pearl i Pop byli jedynymi dorosłymi, którzy pozwalali mi mówić do siebie po imieniu, ale tylko w sklepie i tylko wtedy, kiedy byliśmy sami. Gdy wchodził jakiś klient, natychmiast stawali się panem i panią Watson. Nikomu o tym nie mówiłem, jedynie mojej mamie, a ona powiedziała, że żadne inne dziecko na pewno nie ma takiego przywileju. - Na zapleczu, układa towar - odrzekła Pearl. - Gdzie dziadek? Jej życiowym powołaniem było śledzenie poczynań wszystkich mieszkańców miasta, dlatego na pytanie zwykle odpowiadała pytaniem. - W herbaciarni. Szuka Meksykanów. Mogę wejść na zaplecze? - Postanowiłem z nią wygrać. - Lepiej nie. Ludzi ze wzgórz też najmujecie? - Jeśli tylko ich znajdziemy. Eli mówi, że teraz przyjeżdża ich znacznie mniej niż kiedyś. I że są trochę szurnięci. Gdzie Champ? - Champ był starym psem, który nie odstępował Popa na krok. Pearl uśmiechała się, ilekroć mówiłem o dziadku "Eli". Już miała zadać mi jakieś pytanie, gdy zadzwonił dzwoneczek u drzwi i do sklepu wszedł prawdziwy Meksykanin, zalękniony i potulny jak wszyscy Meksykanie, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Pearl grzecznie skinęła mu głową. - Buenos dias, senor! - krzyknąłem. - Buenos dias. - Meksykanin uśmiechnął się nieśmiało i zniknął za półkami. - To dobrzy ludzie - rzuciła półgłosem Pearl, jakby tamten rozumiał po angielsku i mógł poczuć się urażony komplementem. Odgryzłem połowę ciągutki i zacząłem powoli żuć; drugą połowę zawinąłem w papierek i schowałem do kieszeni na później. - Eli martwi się, że będzie musiał dużo im płacić - powiedziałem