ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Nie mów mi, że w ciągu tygodnia nie zdążyłby zorgani- zować własnego ślubu! Korneliusz pociągnął wodę ze szklanki i na chwilę zapadła cisza. Opierał się na łokciu, zwróco- ny do mnie tyłem, gdy tymczasem ja przyglądałam się skrawkowi jego ciała widocznemu pomiędzy spodniami a bluzą od piżamy. Wyciągnęłam rękę. Moje palce podkradły się do jego skóry na odleg- łość milimetra. - I co masz zamiar zrobić? - spytałam mechanicznie i cofnęłam rękę, kiedy odstawił szklankę. - A co ja mogę zrobić? Facet mnie trzyma za jaja. To wulgarne wyrażenie, zupełnie nie pasujące do języka, którym się posługiwał w mojej obec- ności, zdradzało, do jakiego stopnia Korneliusz jest wytrącony z równowagi, równocześnie zaś trochę go otrzeźwiło. Zapiął bluzę, dyskretnie sprawdził rozporek i odrzucił kołdrę. - Oboje powinniśmy iść spać - rzekł, wstając z łóżka i kierując się w stronę drzwi łączących na- sze pokoje. - Już po północy. - Ależ, Korneliuszu... - Nadzieja, że na resztę nocy pozostanie u mnie, była tak silna, iż odru- chowo próbowałam go zatrzymać. - Może to jeszcze nie oznacza nieszczęścia - dodałam szybko. - Sam przepada za Vicky, a cokolwiek byś o nim mówił, jestem pewna, że postara się być dobrym mę- żem. Oczywiście szkoda, że Vicky nie wyszła za mężczyznę, który naprawdę ją kocha, ale... - O Boże, nie zaczynaj znowu z tą swoją obsesją na punkcie Sebastiana! To jakieś wynaturzenie! - Daleko mu do twojej niezdrowej fiksacji na punkcie córki! - wypaliłam i aż podskoczyłam, gdy Korneliusz trzasnął drzwiami, nie trudząc się, by mi odpowiedzieć. Cała drżąca usiadłam na brzegu łóżka. Czas płynął, a ja siedziałam tak bez ruchu. Właśnie pogodziłam się z myślą, że resztę nocy spędzę w samotności, kiedy wśliznął się z po- wrotem do pokoju. Choć zawiązał trok porządniej, spodnie dalej opadały mu w pasie, bo był taki szczupły. Usiadł przy mnie i nakrył moją dłoń swoją. Patrzyłam na te cudowne ręce, które powinny należeć do artysty, i wyobraziłam sobie, jak szkicują piękny obraz albo grają nokturn Szopena. Ale Korneliusz nie grał na żadnym instrumencie, a kartom papieru powierzał jedynie swój podpis. W życiu otrzymałam od niego zaledwie dwa listy. Pisał do szpitala, kiedy urodziłam drugie dziecko z mojego pierwszego małżeństwa. Zachowałam te listy i jeszcze do tej pory, osiemnaście lat po narodzinach Andy'ego, czytałam je od czasu do czasu, żeby przypomnieć sobie dni, kiedy mogliśmy się ze sobą bez trudu porozumieć, nawet na papierze. Milczeliśmy oboje już przez minutę, w końcu więc powiedziałam spokojnie: - Przykro mi, że cię zdenerwowałam tą niemądrą uwagą. Naprawdę powinieneś położyć się i odpocząć, bo znów ci się pogorszy. Bez wahania wskoczył do łóżka, a gdy zgasiłam światło i położyłam się obok niego, jego palce od razu splotły się z moimi. Leżeliśmy tak przez jakiś czas - połączeni, lecz dalecy, oboje pogrążeni w swoich myślach - i w chwili gdy poczułam, że dłużej już nie zniosę tego napięcia, jego dłoń rozluź- niła uścisk i zasnął. Odczekałam dość długo, by upewnić się, że śpi wystarczająco głęboko, a potem opasałam się jego ręką i przytuliłam do niego w ciemności tak mocno, jak tylko starczyło mi odwagi. 2 Obudził się o świcie. Poczułam, że jego palce bezwiednie błądzą po moim udzie i w ułamku se- kundy także się obudziłam, śmiertelnie przerażona, że domyśli się, iż sama położyłam jego dłoń tam, gdzie najbardziej pragnęłam jej dotknięć. Udając, że jeszcze śpię, poruszyłam się odrobinę, by mógł cofnąć rękę. Leżeliśmy bez ruchu. Pomyślałam z ulgą, że znów zasnął, lecz on rzekł cicho: - Alicjo? - a nie doczekawszy się odpowiedzi, zapalił światło, które oboje nas oślepiło. Gdy zdołałam otworzyć oczy, zobaczyłam, że wciąż zasłania twarz dłonią. Miałam trzy sekundy na obejrzenie sobie linii jego ramie- nia i barku, zanim ręka opadła. Szybko odwróciłam wzrok. - Alicjo... - Nie, nie rozmawiajmy teraz, Korneliuszu. Jak zamierzasz przebrnąć przez cały dzień w biurze, jeśli się lepiej nie wyśpisz? To nie jest pora na rozmowy, a poza tym i tak nie ma o czym mówić. - Mój Boże - westchnął - czasami naprawdę myślę, że powinniśmy się byli rozwieść. Nie mogłam dłużej udawać, że jeszcze na wpół śpię, i przemawiać do niego chłodnym, bezna- miętnym głosem. Zerwałam się, na oślep odgarnęłam włosy z oczu i krzyknęłam: - Nie mów tak! Jak śmiesz mówić w ten sposób! Nigdy, nigdy więcej nie wolno ci mówić takich rzeczy! - Nie mogę znieść tego, że jesteś nieszczęśliwa. - Naprawdę cierpiał. W oczach błyszczała mu rozpacz. - Kocham cię tak bardzo, że nie mogę tego znieść. Myślałem, że wtedy w kwietniu znaleź- liśmy jakieś wyjście, ale... - Korneliuszu - jakoś udało mi się przybrać ton suchego rozsądku - sądzę, że popełnilibyśmy wielki błąd, roztrząsając kwietniową decyzję właśnie teraz, kiedy oboje jesteśmy na skraju nerwowego wyczerpania