Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Nie mieliśmy złudzeń, że zdołamy skompletować przekłady przed pierwszym kwietnia. Bylibyśmy szczęściarzami, gdyby udało się nam odtworzyć do tego czasu treść pierwszych dwóch spośród pięciu zwojów. Nie było również nadziei, żeby wniosek o przesunięcie terminu sympozjum spotkał się z przyzwoleniem Rady Królewskiego Towarzystwa Geograficznego. Biuro londyńskiego oddziału Anglo-Sturvesant zakończyło już przygotowania, zaproszenia zostały rozesłane i potwierdzone, załatwiono noclegi, transport i sto innych spraw. Spieszyłem się, by uporządkować i opisać tyle spośród tej nieprawdopodobnej masy faktów i legend, ile zdołam w tym krótkim czasie, jaki mi pozostał do sympozjum. Musiałem przy tym strzec się pokusy romantyzowania, do czego mam skłonność. Słowa poety rozpalały moje emocje, starałem się kopiować jego porywczy styl, wychwalać herosów i karcić rzezimieszków, tak jak on to czynił. Wszystkich mieszkańców Księżycowego Miasta głęboko wciągnęła ta opowieść, nawet Eldridgea Hamiltona, który jako jedyny z nas nie pochodził z Afryki. Pozostałych, dla których Afryka zarówno pod względem naukowym, jak i uczuciowym była oazą, pieśni te olśniewały tętniącym w nich życiem. Jakże często odczytywałem nasze dzieje jako echo wysiłków i dokonań mieszkańców Opetu. Jakże blisko wydawali się związani z nami, pomimo upływu tylu lat! Przez pierwsze pięć lat osada na brzegach jeziora rozkwitała. Wznoszono budowle z pni i błota, a mieszkańcy oswajali się ze swoim nowym krajem. Nawiązali stosunki handlowe z Yuye. To byli żółci ludzie, z całą pewnością przodkowie Hotentotów. Byli narodem pasterskim, mieli stada kóz i bydła. Byli też myśliwymi i tropicielami, zbieraczami grudek złota ze złotonośnych piasków rzek. Habbakuk Lal w imieniu nieletniego króla zawarł z królem Yuye traktat przyznający Opetowi całą ziemię pomiędzy wielką rzeką a wzgórzami Tuya w zamian za pięć bel tkaniny i dwadzieścia żelaznych mieczy. Usatysfakcjonowany Habbakuk Lal, dla którego prądy i zapachy morza były niemal obiegiem własnej krwi w żyłach, udał się na środkowe morze pięcioma swoimi najszybszymi statkami załadowanymi złotem i kością słoniową Opetu. W ciągu dziewięciu miesięcy zakończył rejs, zakładając strażnice wzdłuż zachodniego brzegu Afryki, i powrócił z ładunkiem paciorków, tkanin i innych luksusów cywilizacji. Wytyczył szlak, którym skarby Afryki Południowej napływać miały do świata. Przywiózł z sobą zwerbowanych dla kolonii Opet metalurgów, kamieniarzy, budowniczych statków, jak również poszukiwaczy przygód. Ale kiedy wyczerpały się zapasy gromadzone latami, strumyczek złota i kości słoniowej wysechł, Habbakuk Lal poprowadził setkę ludzi do miasta Yuye. Chcieli otrzymać prawa do prowadzenia poszukiwań i łowów na obszarze całego królestwa Yuye; ich król zgodził się chętnie, kładąc swój znak na skórzanym zwoju. Wówczas też wydał ucztę, by zabawić swych znakomitych gości. Przynoszono piwo w wielkich tykwach, nad dołem wypełnionym żarzącymi się węglami piekł się wół, gibkie dziewczęta Yuye tańczyły nago, a ich naoliwione żółte ciała lśniły w słońcu. W samym środku biesiady król Yuye wstał i zaciśniętą pięścią wskazał ludzi, których żądania stawały się coraz bardziej nieumiarkowane. - Zabić te białe diabły! - krzyknął, a jego wojownicy wyskoczyli z ukrycia. Habbakuk Lal zdołał umknąć, torując sobie drogę toporem wirującym nad głowami wojowników królewskich, zataczającym szaleńcze kręgi. Trzech jego ludzi ruszyło za nim, ale resztę powalono na ziemię, a czaszki ich zgruchotane zostały przez wojenne pałki Yuye. Habbakuk Lal i jego waleczna trójka uszli ścigającym i dotarli do brzegu wielkiej rzeki, gdzie czekał przycumowany okręt. Umknęli pod białymi żaglami i przywieźli ostrzeżenie do Opetu. Kiedy wojownicy Yuye w sile czterdziestu tysięcy ludzi zaroili się wśród czerwonych urwisk, czekała już na nich pięciotysięczna armia Opetu. Przez cały dzień żółta horda załamywała się jak morskie fale na szeregach łuczników Opetu; przez cały dzień powietrze aż gęste było od strzał przypominających chmary szarańczy. W chwili kiedy Yuye cofnęli się wyczerpani, a ich upór załamał się, Habbakuk Lal rozwarł swoje szeregi i wypuścił rębaczy. Jak charty króliki, jak wilki owce, ścigali napastników, aż ciemność położyła kres rzezi. Yuye zginął w płomieniach płonącego miasta, a jego ludzi pojmano w niewolę. Takie jest prawo Afryki, krainy która sprzyja silnym, i gdzie dumnie stąpa lew. Rozwijająca się kolonia umocniła swoją bazę i rozkwitała. Metalurgowie odkrywają złoża metali, łowcy poszerzają tereny myśliwskie, hodowcy łączą bydło Yuye z czystokrwistymi bykami, które Habbakuk Lal przywiózł z północy. Rolnicy sieją ziarno i podlewają je wodą z jeziora