Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!
– Lepiej mówić jak najmniej i słyszeć jak najmniej. Zabawne, jak bardzo okazuje się to skuteczne. Anderson kiwn±ł głow±. – Ludzie na różny sposób szukaj± ucieczki. Dobrze o tym wiesz. Wyspa, ich tutejszy styl życia, też jest swojego rodzaju ucieczk±. Szczerze mówi±c, ja również z tego powodu przyj±łem tu posadę szefa policji. Nie s±dziłem, że trafi mi się jeszcze sprawa o zabójstwo. I przyznam się, że wcale do tego nie tęskniłem. – Nachylił się do mnie. – A dla ciebie ucieczka oznacza gorzałę, co? Musiał wyczuć w moim oddechu woń szkockiej. – Malutki łyk. Wiesz, jak to jest. – Nie, nie wiem. Nie mogę zrozumieć, jak możesz wystawiać na szwank wszystko, co z takim mozołem zbudowałe¶ przez ostatnie dwa lata. Przecież pamiętam, w jakim byłe¶ stanie po zakończeniu sprawy Lucasa. Nie s±dziłem, że dojdziesz jeszcze do siebie. – Uciekł spojrzeniem w bok. – Nie wiem, czy dobrze zrobiłem, wci±gaj±c cię w towarzystwo. Zerkn±łem na niego spod oka. – Mogę prosić? – skin±łem na kelnerkę, która podeszła do naszego stolika. Z trudem skupiłem uwagę na menu i złożyłem zamówienie. Anderson zrobił to samo. – Posłuchaj – rzekł, kiedy kelnerka odeszła. – Potrzebowałem pomocy, więc cię namówiłem. Ale może miałe¶ rację, opieraj±c się. – Popatrzył na mnie jak lekarz, który ma poinformować pacjenta, że cierpi na nieuleczaln± chorobę. – Wygl±da, że nie nadajesz się już do tej roboty. Za bardzo cię ona wykańcza. – Czy nie powiedziałe¶ mi wczoraj przez telefon, że wpierw musieliby cię odsun±ć od tej sprawy, żeby się mnie pozbyć? – Pozwalam ci się wycofać. Przemy¶l to. – Nie mam nad czym my¶leć. Za bardzo się w to zaangażowałem, żeby teraz zrezygnować. Kiwn±ł głow± niezbyt przekonany. – Nie narobię ci gnoju, zobaczysz – zapewniłem go. – Akurat. Poczułem się przyparty do muru, toteż postanowiłem się nieco od niego odepchn±ć. – Może tu wcale nie chodzi o to, że piję. – Co masz na my¶li? – Burmistrz na ciebie naciska. Masz mił± pracę. Chcesz j± zachować. No to czekasz na moje potknięcie, po czym mówisz, że padłem na deski i zostałem wyliczony. I wszyscy s± szczę¶liwi. – Na przykład kto? – obruszył się Anderson. Wzruszyłem ramionami. – Na przykład burmistrz i Darwin Bishop. – Pożałowałem, że nie mogę cofn±ć tych słów. Wiedziałem, że Anderson po prostu stara się mi pomóc. – Nie chciałem... – zacz±łem. Ale on zerwał się już na nogi. – Wiesz co? Pieprz się – rzucił, z trudem powstrzymuj±c się od krzyku. – ¬le mnie zrozumiałe¶. A poza tym to nie ja zacz±łem. Anderson zacisn±ł szczęki i po jego minie widać było, że z trudem nad sob± panuje. Zmusił się jednak, by usi±¶ć. – Jedyne, czego chcę, to rozwi±zać tę sprawę, nie rujnuj±c przy okazji ani swojego, ani twojego życia. Toteż kiedy widzę, że zaczynasz się przystawiać do żony podejrzanego... – A więc o to ci chodzi? – Daj mi skończyć. – Zniżył głos. – Kiedy widzę, że zaczynasz się przystawiać do Julii i znowu sięgasz po butelkę, martwię się, czy wci±ż zachowujesz jasno¶ć widzenia. Bo na tym mi wła¶nie zależy. Czy to takie dziwne? Albo może zapomniałe¶, że syn i m±ż tej kobiety s± głównymi podejrzanymi w sprawie? – Nie ma w tym nic dziwnego – zgodziłem się. – Wszystko rozumiem. – To dobrze. – Anderson wypił duszkiem szklankę wody z lodem. Odstawił j± ze stanowczo¶ci± godn± sędziego ogłaszaj±cego wyrok, po czym podejrzliwie rozejrzał się po sali. – Masz na jutro umówione spotkanie z Bishopem – o¶wiadczył. Trochę się zdziwiłem, że Bishop wyraził na to zgodę. – Co dokładnie powiedział? – zapytałem. – Je¶li co¶ powiedział, to nie do mnie, tylko do Claire Buckley. To ona załatwia dla niego takie sprawy. – Domy¶lam się, że nie tylko takie. – Bez dwóch zdań – zgodził się Anderson i mrugn±ł do mnie. – Sal Ferraro, ten mój kumpel, prywatny detektyw, który prze¶ledził podróże i pobyty Bishopa w hotelach, powiedział mi, że na przyszły miesi±c nasz miliarder zaplanował następn± wyprawę. Lipiec w Paryżu. Zarezerwował na tydzień bardzo drogi apartament w hotelu George V, tuż przy Champs-Elysees. – Czemu dla zachowania pozorów nie zarezerwował dwóch pokojów? Anderson u¶miechn±ł się. – A czemu Gay Hart pozował do zdjęcia w „Monkey Business”? A czemu Clinton wykorzystywał Gabinet Owalny do swoich romansów? – Dobre pytania. Pewnie my¶leli, że warto zaryzykować. Albo był to pęd ku samozniszczeniu. – Wła¶nie. To miałem na my¶li w zwi±zku z tob± i Juli±. – Przyj±łem do wiadomo¶ci – odparłem, maj±c nadzieję, że skieruję jego uwagę na inny temat. Wygl±dał na usatysfakcjonowanego. – Powiesz Bishopowi, że Billy się z tob± skontaktował? My¶lałem o tym. ¦ci¶le rzecz bior±c, Bishop miał prawo wiedzieć – nie tylko dlatego, że informacja dotyczyła jego syna, ale również dlatego, iż ton głosu Billy’ego pod koniec rozmowy ¶wiadczył, że Darwin Bishop i jego rodzina mog± się znaleĽć w niebezpieczeństwie. – Muszę – odparłem. – Dopóki nie będziemy absolutnie pewni, kto jest morderc±, nie chcę być powiernikiem niczyich sekretów. – Masz rację – zgodził się Anderson. Zacisn±ł usta i pokiwał głow±. – Czy to postanowienie obejmuje również Julię? – zapytał. – Ale jeste¶ uparty. – Obejmuje czy nie? – nie ustępował. Spojrzałem mu w oczy. – Już odpowiedziałem – stwierdziłem stanowczo. – Niezupełnie. Ale dobrze, zadam ci inne pytanie. – Zrobił pauzę. – Dlaczego wykluczamy j± z grona podejrzanych? – Julię? – Nie byłaby pierwsz± kobiet±, która zamordowała własne dziecko. Też była w domu w noc zabójstwa Brooke. – Nie brali¶my jej pod uwagę, gdyż obaj instynktownie czujemy, że nie ma z tym nic wspólnego