ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Kelner skończył rozkładać sztućce, wyprostował się i ruszył do wyjścia. Był dla niej jedynym kontaktem ze światem zewnętrz- nym. Postanowiła zatrzymać go choćby na chwilę dłużej. - Co właściwie robisz w mojej ojczyźnie? - rzuciła szybko. Przystanął w pół kroku. Obejrzał się i popatrzył na nią z tak samo ka- mienną twarzą. Po chwili skrzywił się niewyraźnie, lekko rozchylając wargi w pantomimicznym wyrazie niezadowolenia. Zerknął szybko w kąt prze- ciwległej ściany pod sufitem i odwrócił się na pięcie, zamierzając wyjść z celi. Obrócił się jednak przez lewe ramię, o dwieście siedemdziesiąt stopni, gdy przez prawe wystarczyłby obrót o dziewięćdziesiąt stopni. Jednocześnie omiótł spojrzeniem szczyty wszystkich ścian celi. Nie było to wiele, jednakże Stephie szybko się domyśliła, co chciał jej przekazać. Dobrze znała każdy kąt tego pomieszczenia, od razu spostrzegła, że najpierw zerknął na kratkę otworu wentylacyjnego. Nie chciał mieć żadnych kłopotów z powodu roz- mowy z więźniem, dlatego dawał do zrozumienia, że za kratką jest ukryta kamera i mikrofon. Podejrzewała to zresztą już od pierwszej chwili pobytu w tej celi. Powoli zaczęła jeść obiad, rozmyślając nad tą niemą wymianą zdań. W pierwszej chwili uznała, że chłopak chciał jej przekazać: „Nie wolno mi z tobą rozmawiać. Jesteśmy obserwowani". Ale im dłużej się nad tym zasta- nawiała, tym bardziej była przekonana, że za pantomimą kelnera kryło się znacznie więcej. Czy to możliwe? - zadawała sobie pytanie. Przetrzymywa- no ją prawdopodobnie w siedzibie naczelnego dowództwa armii, gdzie do służby delegowano tylko starannie dobrany personel. Strażnik musiał się zatem odznaczać niekwestionowaną lojalnością, zresztą na takiego wyglą- dał. Tym bardziej więc jego zachowanie zdawało się emocjonujące. Kiedy wyskoczyła z pytaniem: „Co właściwie robisz w mojej ojczyź- nie?", najpierw popatrzył prosto w obiektyw ukrytej kamery, jakby chciał spojrzeć w oczy obserwującemu go oficerowi. Bo nie ulegało wątpliwości, że jej cela znajduje się pod stałym nadzorem oficera. Najprawdopodobniej obraz z kamery był też rejestrowany, by na każde żądanie dało się go skopio- wać i odtworzyć choćby w samym Pekinie. Ale to jedno spojrzenie było aż nadto wymowne. Pozornie wyglądało na przejaw zaskoczenia jej pytaniem. W rzeczywistości ten rzut oka na kamerę wcale nie był przypadkowy. Zwykły szeregowy żołnierz z narażeniem życia dał jej do zrozumienia, że nie przybył do Stanów Zjednoczonych z własnej woli. Był tu wyłącznie z powodu tych, którzy go teraz obserwowali. Dostał taki rozkaz. Jednocześnie udawanym zmieszaniem, obrotem przez niewła- ściwe ramię, chłopak jak gdyby chciał ją za to przeprosić. Stephie poczuła aż ciarki na skórze, kiedy to sobie uświadomiła. Wygraliśmy, pomyślała. To koniec wojny. 13 PÓŁNOCNA WIRGINIA 28 grudnia, 20.30 czasu lokalnego - Echo Fokstrot Dwa Jeden Dziewięć. Jak mnie słyszysz? Odbiór! - rozległo się we śnie majora Harta. - Zaatakować Pekin. Powtarzam. Zaata- kować Pekin. Nagle jakimś cudem wzleciał ponad łagodne wzgórza północnej Wirgi- nii i chwilę później znalazł się nad chińską stolicą, która dziwnie przypomi- nała Birmingham w Alabamie. Wylądował, po czym wkroczył do miasta i zaczął siać spustoszenie wśród budynków i samochodów za pomocą broni, która nawet najpotężniejsze konstrukcje obracała w pył, ale nie wyrządzała żadnej szkody ludziom. Nawet nie musiał specjalnie celować. Był jak Go- dzilla uzbrojona w automatyczny granatnik. - Echo Fokstrot Dwa Jeden Dziewięć. Jak mnie słyszysz? Odbiór! Hart otworzył oczy. Była noc, najlepsza pora na akcję. - Echo Fokstrot Dwa Jeden Dziewięć. Jak mnie słyszysz? Odbiór! To nie był sen. W lesie panowała zupełna cisza. Rozlegał się tylko ten natrętny głos w głębi jego ucha. Hart odchrząknął, wcisnął klawisz nadajnika i rzekł: - Tu Echo Fokstrot. Słyszę cię. Odbiór. - Echo Fokstrot, tu India Żulu Cztery Cztery - przedstawił się jego kon troler. - Zdrowy Rozsądek. Zdrowy Rozsądek. Zrozumiałeś? Odbiór. Harta na krótko ogarnęła panika. W głowie miał pustkę. Musiał nauczyć się kilkudziesięciu różnych par haseł, celowo tak dobranych, żeby nie koja- rzyły się z rzeczywistym znaczeniem, przez co trudno je było zapamiętać. - Echo Fokstrot - odezwał się zniecierpliwiony kontroler. - Powtarzam. Zdrowy Rozsądek. Zdrowy Rozsądek. Odbiór. Miał tylko jedną szansę. Jeśli w ciągu paru sekund nie poda prawidło- wego odzewu, będzie to oznaczało dla niego koniec wojny. Nie nawiąże więcej łączności z jednookim pułkownikiem. Milczenie czy brak wyja- śnień będzie dla dowódców sygnałem, że Chińczycy trzymają go na musz- ce. Musiałby wówczas na własną rękę przedzierać się przez linię frontu. I drugie ja podpowiedziało natychmiast: Zachowaj spokój. Nic nie mów. Wrócisz do domu. Ale inny głos w podświadomości wykrzyknął: Otwarty Dom! Dom? A gdzie to jest? Z mocno bijącym sercem Hart wcisnął klawisz nadawania i rzekł do mi- krofonu: - India Żulu Cztery Cztery, tu Echo Fokstrot Dwa Jeden Dziewięć. - Czy na pewno? Umilkł na chwilę, nie będąc pewnym odpowiedzi. - Otwarty Dom. Powtarzam. Otwarty Dom. Odbiór. Pułkownik zielonych beretów natychmiast zaczął mu dyktować rozkazy. Po długim oczekiwaniu mógł wreszcie ruszyć do akcji. - Przenieś się na stanowisko o współrzędnych Echo Golf Sześć Trzy Siedem Cztery, Kilo Alfa Dwa Dziewięć Siedem Trzy. Odbiór. Pospiesznie wyjął z plecaka mapę, naciągnął kaptur śpiwora na głowę i zapalił latarkę