Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Takie nakrycia głowy nosi się tylko w Teksasie. - Po wakacjach zamierzają się przenieść do Bostonu. - Dobrze, że jesteś, panienko - zwrócił się do Kathryn pan Murray. - Właśnie rozmawialiśmy z twoją mamą o szkole. Nasza mała Lucy jest w twoim wieku. - Lucy to nasza córka - dodała miłym głosem jego żona. - Musimy wybrać dla niej jakąś szkołę i twoja mama... Mąż nie dał jej dokończyć. - Myślisz, że naszej małej Lucy podobałoby się w tym twoim Liceum... jak mu tam? Smitha? No tak, pomyślała dziewczyna, nie dość, że ich córka będzie mieszkała w moim pokoju, to może jeszcze zajmie miejsce w mojej ławce. - Stuarta - sprostowała. - Mnie podoba się bardzo. -Zerknęła z wyrzutem na matkę i dopiero teraz zauważyła, że w jej uprzejmym uśmiechu nie ma cienia wesołości, a zmarszczki wokół oczu, które dotychczas tworzyły prawie niewidoczną siateczkę, wyraźnie się pogłębiły. Uzmysłowiła sobie, że mamie też musi być strasznie smutno, i nie wypowiedziała słów, które miała na końcu języka, o tym, że nigdy nie pogodzi się ze zmianą szkoły. -Widzieli już państwo górę? - spytała grzecznie przybyszy z Teksasu. - O, tak - odparła natychmiast pani Murray, jakby się 23 Jackie Stevens bała, że mąż ją w tym ubiegnie. - Bardzo nam się podobało, naprawdę bardzo. - Po zachwycie w jej oczach widać było, że mówi szczerze. - Mnie tam, prawdę powiedziawszy, bardziej by odpowiadało coś za miastem, ale skoro mojej pani się podoba... Żona popatrzyła na niego z uśmiechem pełnym wdzięczności i w tym momencie Kathryn uznała, że nie ma co liczyć na to, że na dom na Beacon Hill nie znajdzie się kupiec, więc ona i mama będą mogły w nim zostać. Pożegnała się uprzejmie i poszła na górę do swojego pokoju. Długo zastanawiała się nad tym, czy już dziś powiedzieć matce o tym, co zasugerował Marc, ale w końcu uznała, że lepiej poczekać z tym do jutra i najpierw omówić sprawę z ojcem. Obawiała się, że mama odbierze jej pomysł jako pewien rodzaj zdrady i będzie jej bardzo przykro. Zresztą Kathryn czuła się trochę jak zdrajczyni, choć z drugiej strony tłumaczyła sobie, że nie byłaby przecież jedynym na świecie dzieckiem rozwiedzionych rodziców, które mieszka z ojcem. Jutro, jak zwykle w soboty, miała się spotkać z tatą na obiedzie, więc będzie okazja z nim porozmawiać. W sobotę rano pani Porter zaproponowała Kathryn wizytę u swojej kuzynki Brendy. - Mogłybyśmy przy okazji rozejrzeć się po okolicy, popytać o szkołę - próbowała zachęcić córkę. - Pojedź sama - odparła dziewczyna, która wciąż miała nadzieję, że jednak nie będzie musiała zmieniać szkoły. -Ja muszę się trochę pouczyć - skłamała, po czym spojrzała 24 Nigdy nie mów nigdy na zegarek i dodała: - A za cztery godziny przyjeżdża po mnie tata. Pewnie nie zdążyłybyśmy wrócić. Matka zmierzyła ją uważnym wzrokiem. - Dwa tygodnie przed końcem roku szkolnego musisz się jeszcze czegoś uczyć? - spytała trochę podejrzliwie. -Za cztery godziny spokojnie mogłybyśmy być z powrotem. - Nie, mamo, pojedź sama - odparła Kathryn głosem męczennicy. - No trudno. - A właśnie! Czy te nowobogackie cudaki z Teksasu kupią w końcu nasz dom? - Tyle razy zwracałam ci uwagę, żebyś nie oceniała nikogo na podstawie wyglądu. To bardzo mili, przyzwoici ludzie. Dziewczyna spuściła głowę. Jej mama, która sama pochodziła z bardzo szacownej, starej bostońskiej rodziny, była niezwykle tolerancyjna i pozbawiona wszelkich uprzedzeń wobec ludzi i Kathryn zawsze ją za to podziwiała. - Masz rację - przyznała z pokorą. - Wygląda na to, że kupią - powiedziała pani Porter. -Skoro nie chcesz jechać, to posiedzę trochę u Brendy i wrócę pewnie wtedy, jak ty będziesz na spotkaniu z ojcem. Córka uśmiechnęła się do niej niepewnie; czuła, że nie jest wobec matki całkiem w porządku, lecz w tej chwili cel, który Kathryn przyświecał, wydawał się jej najważniejszy. L-ześć, tata! - Kathryn wgramoliła się na nieprawdopodobnie niskie siedzenie porsche carrery ojca i ucałowała go w oba policzki. 25 Jackie Stevens - Cześć, skarbie. - Pan Porter, jak zawsze, przytulił córkę, lecz ta wyczula w nim jakąś rezerwę. - Bardzo głodna? - Jak wilk. Gdzie jedziemy? Do Mammy Marii? -Od trzech miesięcy co sobotę jeździli na obiady do włoskiej restauracji, w której podawano wspaniale przyrządzone owoce morza i pyszne świeże pieczywo domowej roboty. - Nie - odparł ojciec. - Dziś będzie niespodzianka. Zawsze uwielbiałaś niespodzianki, prawda? - Owszem, wtedy, jak wiedziałam, co mnie czeka, i tylko udawałam, że nie mam o niczym pojęcia. - Roześmiała się. Pan Porter oderwał jedną rękę od kierownicy i pogłaskał Kathryn po policzku. - Cała moja córeczka! - No, powiedz - nalegała dziewczyna. - Tak naprawdę to nie znoszę niespodzianek, tych prawdziwych. - Musisz jeszcze trochę poczekać. Cierpliwość jest największą z cnót