ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

- A zatem nie zrobi pan nic, żeby zapobiec ich perwersyjnym rozrywkom? - To może być nawet zabawne. - Sarason nonszalancko wzruszył ramionami. - Nie jest pan lepszy od nich. Amaru wykrzywił wargi w obleśnym grymasie. - Znajduję wiele radości rzucając na kolana kobiety tak wyniosłe jak ty. - Skinął na jednego ze swoich ludzi. - Tobie przypadnie zaszczyt spełnienia funkcji parowozu. Julio. Szczęśliwiec wystąpił z grona rozczarowanych kompanów i rozciągając usta w lubieżnym uśmiechu, ułapił Loren za ramię. Mały Rudi Gunn, okrutnie poszkodowany i z trudem trzymający się na nogach, nagle pochylił głowę, rzucił się w przód i walnął bykiem zbira zabierającego się do Loren. Atak był równie skuteczny, jak cios wymierzony kijem od miotły pancernej bramie fortecy. Potężny Peruwiańczyk tylko z cicha mruknął, a potem bez gniewu rąbnął Gunna na odlew i rzucił go na dno jaskini. - Do rzeki z tym małym sukinsynem - polecił Amaru. - Nie! - wykrzyknęła Loren. - Nie zabijajcie go, na rany boskie! Jeden z ludzi Amaru chwycił Gunna za stopę i zaczął go wlec w stronę wody. - Chyba popełniacie błąd - ostrzegł Sarason. - Czemu? - Amaru popatrzył nań spode łba. - Ta rzeka przypuszczalnie wpada do zatoki. Może zamiast pozostawiać unoszone falą zwłoki, które przecież da się zidentyfikować, należałoby pozbyć się ich na dobre? Amaru namyślał się przez chwilę, a potem wybuchnął śmiechem. - Podziemna rzeka, która zaniesie ich do Morza Corteza... To mi się podoba. Amerykańskim funkcjonariuszom śledczym nigdy nie przyjdzie do głowy, że zostali zabici sto kilometrów od miejsca, gdzie ich znaleziono. Ta myśl bardzo do mnie przemawia. - Zwrócił się do mężczyzny, trzymającego Gunna za nogę. - Ciśnij go jak najdalej w nurt. - Nie, proszę, nie! - wyjęczała błagalnie Loren. - Pozwólcie mu żyć, a zrobię wszystko, czego żądacie. - Zrobisz to tak czy owak - odrzekł beznamiętnie Amaru. Peruwiański bandyta cisnął Gunna do rzeki z łatwością lekkoatlety miotającego kulą. Rozległo się pluśnięcie i Gunn zniknął w czarnej wodzie. Amaru spojrzał na Loren i skinął w stronę Julia. - No to zaczynajmy program. Loren wrzasnęła, z szybkością kocicy skoczyła na mężczyznę trzymającego ją za ramię i wraziła mu w oczy kciuki zakończone długimi paznokciami. Po grocie poniósł się pełen udręki krzyk. Niedoszły gwałciciel poderwał dłonie do twarzy i kwiknął jak zarzynana świnia. Amaru, jego ludzi i Sarasona sparaliżował na moment widok wyciekającej spomiędzy palców krwi. - O Matko Chrystusa! - jęczał Julio. - Ta dziwka mnie oślepiła! Amaru podszedł do Loren i mocno uderzył ją w twarz. Zachwiała się, lecz nie upadła. - Zapłacisz za to - powiedział z lodowatym spokojem. - Przed śmiercią, ale kiedy już spełnisz swoją rolę, spotka cię ten sam los. Strach w oczach Loren ustąpił miejsca nieopanowanej wściekłości. Gdyby miała dość sił, walczyłaby z nimi zębami i pazurami jak tygrysica, do ostatka. Dni złego traktowania i głodu jednak uczyniły ją słabą jak niemowlę. Kopnęła Amaru, lecz przyjął cios ze stoicyzmem słonia, którego ukąsił komar. Chwycił ją za ręce, wykręcił do tyłu i sądząc, że jest bezradna, spróbował pocałować, ale Loren splunęła mu w twarz. Rozwścieczony, walnął ją pięścią w podbrzusze. Loren zgięła się wpół i usiłowała złapać oddech, jęcząc z bólu. Opadła na kolana i powoli, wciąż ściskając rękoma brzuch, osunęła się na ziemię. - Skoro Julio został wyłączony z gry - powiedział Amaru - wy, chłopcy, bierzcie się do dzieła. Po Loren sięgnęły grube i silne męskie dłonie, zakończone paluchami o szponiastych paznokciach. Przewróciły ją na wznak, przygwoździły do ziemi ramiona i nogi. Rozkrzyżowana połączonymi siłami oprychów, w których gronie był jednooki Quasimodo, Loren wydała rozpaczliwy okrzyk bezbronnej kobiety. Zdarto z niej ostatnie strzępy odzieży. Widok gładkiej kremowej skóry, lśniącej w sztucznym blasku lamp pozostawionych przez saperów, pchnął zwierzęce podniecenie napastników do ostatecznych granic. Jednooki Quasimodo przyklęknął pomiędzy nogami Loren; sapał urywanie i obnażał zęby w grymasie zwierzęcej chuci. Przypadł wargami do jej ust. Poczuła smak krwi, gdy zgryzł jej dolną wargę. Loren czuła się jak w sennym koszmarze. Jednooki wyprężył się do tyłu i przeciągnął sękatymi łapskami po obnażonych piersiach Loren; odniosła wrażenie, że jej delikatną skórę kaleczy gruby papier ścierny... Z odrazą we fiołkowych oczach wydała przeciągły krzyk. - Broń się! - wyszeptał ochryple jednooki adonis. - Lubię kobiety, które się bronią. Kiedy przygwoździł do ziemi poniżoną i przerażoną Loren, jej wrzaski przemieniły się w jęk bólu. Nagle poczuła, że ma wolne ręce; w tej samej chwili przeorała paznokciami twarz Quasimoda. Oszołomiony szarpnął się do tyłu, a po jego policzkach spłynęły dwa równoległe strumienie krwi. Tępo popatrzył na kompanów. - Czemu ją puściliście? - syknął. Tamci jednak, zwróceni do rzeki, tylko gapili się głupawo, rozdziawiając gęby. Zgodnie uczynili znak krzyża, jak gdyby zamierzali odegnać diabła. Nie patrzyli ani na gwałciciela, ani na Loren. Ich oczy utkwione były w rzece, Amaru, idąc za ich przykładem, odwrócił głowę i wbił spojrzenie w czarną wodę. To, co ujrzał, mogło doprowadzić do obłędu najprzytomniejszego człowieka. Pod powierzchnią rzeki zbliżało się do brzegu i nabierało mocy niesamowite światło. Potem przebiło powierzchnię, stając się cząstką okrytej hełmem głowy. Niczym odrażający stwór, zrodzony w mrocznych głębinach wilgotnego piekła, ludzka, a zarazem jakby nieludzka postać powoli wydźwignęła się z głębin i ruszyła w stronę brzegu. Zjawa ta, spowita w narośla czy też podobne do wodorostów macki, sprawiała wrażenie przybysza z najgłębszych otchłani jakiejś dalekiej planety, w istocie jednak musiała być po prostu emisariuszem zaświatów