Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Spadła na niego! Położyła nieczyste dłonie na niepokalanych szatach jego życia i musiał stawić jej czoło w obliczu całego świata! Całego świata! Przyszło mu na myśl, że nawet samo podejrzenie istnienia takiej wichrzycielki wśród ścian jego domu rzucało nań cień i pociągało za sobą potępienie. Wyciągnął przed siebie obie ręce, jakby chcąc odeprzeć nadciągającą plugawą prawdę, i natychmiast przerażone conclave niemych zjaw, stojących w jasnych głębiach luster, uczyniło w jego kierunku ten sam gest odepchnięcia i zgrozy. Na próżno rozglądał się dokoła, jak człowiek w chwili rozpaczy szukający broni lub kryjówki, aż wreszcie zrozumiał, że jest rozbrojony i przyparty do muru przez wroga, który bez najmniejszego skrupułu zada cios w samo serce. Znikąd nie mógł oczekiwać pomocy ani spodziewać się rady od siebie samego, gdyż przez nagły wstrząs, spowodowany jej ucieczką, pojęcia, które winny były dominować w nim ze względu na wychowanie, przesądy i otoczenie, tak mu się pomieszały z nowymi, istotnymi uczuciami, uczuciami podstawowymi które przechodziły ponad wszelką wiarą, kastą czy wykształceniem że nie był zdolny połapać się, co jest naprawdę, a co być powinno; nie mógł rozróżnić niezbitej prawdy od przekonujących pozorów. Zrozumiał instynktownie, że prawda na nic mu się nie zda. Trzeba ją ukryć w jakiś sposób, bo wytłumaczyć jej nie można. Naturalnie, że nie! Kto by chciał nawet słuchać? Po prostu trzeba być bez skazy i zarzutu, aby utrzymać się w życiu na przodującym stanowisku. Muszę przejść ponad tym, jak tylko można najumiejętniej powiedział sobie i począł przemierzać pokój tam i na powrót. Co zrobić najpierw? Pomyślał: Wyjadę nie, nie wyjadę. Stawię światu czoło. I, powziąwszy to postanowienie, uczuł, iż ogromnej otuchy dodała mu refleksja, że rola jego będzie milcząca i nietrudna, gdyż niepodobna przypuścić, aby ktokolwiek chciał mówić z nim o szkaradnym postępku tej tej kobiety. Wmawiał w siebie, że przyzwoici ludzie a znał tylko takich nie lubią drażliwych tematów. Uciekła z tym niezdrowym tłustym osłemdziennikarzem. Dlaczego? Był taki, jakim każdy mąż być powinien. Dał jej dobre stanowisko, otworzył przed nią przyszłość, otaczał niezmiennie wielkimi względami. Robił przegląd swego postępowania z pewnym rodzajem posępnej dumy. Był bez zarzutu. A zatem, dlaczego? Z miłości? Profanacja! Nie mogło tu być mowy o miłości. Sromotny impuls namiętności. Tak, namiętności. Jego własna żona! Boże! Boże! I obraz domowego nieszczęścia w całej swej nagości przejął go takim wstydem, iż złapał się na niedorzecznym rozważaniu, czy nie ucierpiałby mniej na honorze, wzbudzając ogólne przekonanie, że bijał żonę. Są mężowie, którzy to robią a wszystko raczej niż ten ohydny fakt, bo przecież jasne jest jak słońce, że z zarodkiem jego żył przez pięć lat a to już jest nadto haniebne. Wszystko, co chcecie! Wszystko! Brutalność Lecz natychmiast porzucił ten zamiar i począł rozmyślać nad sprawą rozwodową. Pomimo szacunku, jaki żywił dla praw i zwyczajów, nie uważał sądu rozwodowego za ucieczkę odpowiednią dla dostojnej boleści. Wydawał mu się raczej nieczystą, pełną nieprawości jaskinią, do której mężczyźni i kobiety są wciągani przez przeciwne losy po to, by wić się tam w obliczu nieubłaganej prawdy. Nie powinno się pozwalać na coś podobnego. Ta kobieta! Pięć lat być żonatym, pięć lat, i nic nie widzieć. Aż do ostatniego dnia dopóki nie odeszła z całym spokojem. I wyobraził sobie wszystkich znajomych zajętych roztrząsaniem pytania, czy on był przez cały czas ślepy, głupi czy zakochany. Co za kobieta! Ślepy! Wcale nie. Czyż człowiek prawy mógł wyobrazić sobie takie zepsucie? Oczywiście nie. Odetchnął swobodniej. Taką postawę należy przybrać, taka nie uchybia jego godności, stawia go w korzystnym świetle, no i trzeba przyznać, że jest moralna. Szczerze pragnął, aby cnota (w jego osobie) zatriumfowała przed światem. A ona utonie w niepamięci. Niech zapomnienie pochłonie ją, pogrzebie, zatraci! Nikt o niej nie wspomni. Ludzie wykwintni a wszystkich bez wyjątku znajomych jego można było określić tym mianem brzydzili się naturalnie rozmową o takich rzeczach. Czyż nie? O, tak. Nikt nie wspomniałby o niej w jego obecności. Tupnął nogą, przedarł list na pół, raz jeszcze i raz jeszcze. Myśl o współczujących przyjaciołach wzbudziła w nim poryw niepohamowanej podejrzliwości. Cisnął na ziemię kawałeczki papieru. Zatrzepotały w powietrzu, opadły u stóp jego i na ciemnym dywanie zabieliły się jak rozsypana garstka płatków śniegu. Po napadzie gniewu ogarnął go nagły smutek, wywołany niewesołą myślą, która przemknęła po spalonej powierzchni jego serca niby niosący chłód, smętny cień chmury przez znękaną upałem jałową równinę