Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Ten, któremu pomogłem uciec, Paul Jonas, ukrywa się przed nimi już całkiem długo. - Udało ci się jednak z nimi kilkakrotnie skontaktować, prawda? Tak mówiłeś. - Owszem. Wprowadziłem Cho-Cho we właściwe miejsce. To było mistrzowskie posunięcie, z którego byłem naprawdę dumny. Wiesz, jak to zrobiłem? System operacyjny - quasi-żywa sieć neuronowa lub cokolwiek to jest - wydawał się zafascynowany moimi ochotnikami. Zwrócił na nich szczególną uwagę, dlatego obserwując uważnie jego poczynania, udało mi się ich mniej więcej zlokalizować. Pokażę ci coś. - Sellars poruszył ręką i mecz jai alai z Ameryki Południowej, który Ramsey oglądał kątem oka, zniknął. Chwilę później ukazał się widok plątaniny roślin, oglądany jakby przez obiektyw rybie oko. - Oto mój ogród, miejsce medytacji - oświadczył Sellars. - Moje tearmun, jak bym powiedział w ojczystym języku. Każde źródło mojej wiedzy jest tu przedstawione w postaci roślin: drzew, mchu, kwiatów i tak dalej. Tak więc to, co widzisz, wcale nie jest ogrodem, lecz aktualnym obrazem moich informacji. Czy raczej obrazem sprzed tygodnia. Widzisz te ciemne zaczątki grzybów wyrastające z gleby? Tu... i tu? A także to coś dużego pod powierzchnią? To był system operacyjny. Takie wybrzuszenie, taki węzeł aktywności wskazywał na to, że w tym miejscu system podjął szczególny wysiłek. Często, ale nie zawsze, znaczyło to, że monitorował część poczynań moich ochotników. Jak widać, rozdzielili się na kilka grup. A zatem możesz się dostać do systemu przy pomocy dziecka jak Cho-Cho. Potrafisz mniej więcej określić położenie swoich ludzi na podstawie kształtu systemu operacyjnego. - Ramsey zmrużył oczy, wpatrując się w zieloną plątaninę widoczną na ekranie. - W takim razie na czym polega problem? - Tak było tydzień temu. A tak jest teraz. Różnica była ogromna, nawet Ramsey to dostrzegł. Wydawało się, że przez ogród Sellarsa przeszedł przymrozek - zniknęły całe fragmenty roślinności, inne pokurczyły się i poczerniały. Ramsey nie potrafił powiedzieć, co dokładnie się stało, ale widać było wyraźnie, że nastąpiła jakaś katastrofa. - System operacyjny... nie istnieje. - Istnieje, ale jest bardzo ograniczony albo się wycofał. - Sel-lars przybliżył kilka miejsc w opustoszałym ogrodzie. - Teraz działa jak typowe urządzenie, jakby zniszczono jego zaawansowane funkcje. Nie rozumiem tego. Co gorsza, w żaden sposób nie mogę zlokalizować moich ludzi. Zniknęli mi z pola widzenia. - Rozumiem twój niepokój... - To nie wszystko. Zauważyłeś, jaki cichy i ponury jest dzisiaj Cho-Cho? Wczoraj doświadczyliśmy czegoś bardzo niepokojącego. Mimo iż nie mogłem zlokalizować moich ochotników, spróbowałem wprowadzić chłopca do sieci, żeby się rozejrzeć w sytuacji. Obaj o mało nie zginęliśmy. - Co? - System zachowuje się inaczej, przynajmniej jeśli chodzi o nieproszonych gości w sieci. Już nie robi wyjątków dla dzieci - ani dla nikogo innego. Zabezpieczenia sieci Graala, śmiertelnie niebezpieczne, choć nie rozumiem dlaczego, są teraz absolutnie nie do przejścia. Nic nie wchodzi, nic nie wychodzi. Ramsey zastanawiał się nad tym, co usłyszał. - A zatem ludzie, których wprowadziłeś do systemu, są... straceni? - Przynajmniej w tej chwili. Całkowicie. Jestem okropnie bezradny. I tutaj zaczyna się twoja rola, Decatur. - Moja? Proces chyba niewiele tu pomoże. Sellars uśmiechnął się niewyraźnie. - Obawiam się, że zaszliśmy o wiele dalej. Wiem, że nie potrafisz w pełni odczytać tego, co pokazuje mój ogród, ale wierz mi, mamy mało czasu. Wydarzenia następują bardzo szybko. Cały system Graala jest bardzo niestabilny, zagrożony całkowitym paraliżem. - To chyba dobrze, co? - Nie. Nie, dopóki zdrowie dzieci zależy od tej sieci. Nie, dopóki ludzie, których popchnąłem do tej wojny, pozostają tam uwięzieni. Widziałeś, jak jedno z dzieci umierało, a my czekaliśmy bezradnie. Czy chcesz odbyć podobną rozmowę z rodzicami Salome Fredericks? - Jezu, nie, oczywiście, że nie. Ale jak mógłbym ci pomóc? - Im więcej o tym myślę, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że Olga Pirofsky może być naszą jedyną nadzieją. Próbowałem wszystkich sposobów, aby dostać się do systemu. Próbowałem wpiąć się z zewnątrz do połączeń moich ochotników i choć jest to możliwe, to jednak wciąż coś nie pozwala mi przejść po linku przez system zabezpieczeń i dalej w głąb sieci. - Ale po co ci, do licha, Olga Pirofsky? To tylko miła pani, która słyszy jakieś głosy. - Myślę, że mogłaby dużo zdziałać, gdyby jej się udało. W tej chwili potrzebujemy czegoś, co być może tylko ona mogłaby nam dostarczyć: dostępu do osobistego systemu Felixa Jongleura. - Jeśli ktokolwiek potrafi obejść system bezpieczeństwa sieci, to tylko ten, kto ją stworzył. Jeśli istnieje coś, co pomogłoby nam dostać się do sieci Graala, a tym samym nawiązać kontakt z ludźmi, których naraziłem na śmiertelne niebezpieczeństwo, to z pewnością można to znaleźć w systemie Jongleura. - Ale Olga...? To chyba nie jest robota dla sympatycznej pani w średnim wieku. Do tego trzeba raczej... Chryste, sam nie wiem, jednostki specjalnej! Komandosów! To jest zadanie dla majora So-rensena, a nie pani, która prowadziła program dla dzieci. - Wcale nie. To jest właśnie zadanie dla kogoś takiego jak Olga. Wierz mi, major Sorensen bardzo nam się przyda, a zwłaszcza jego fachowa wiedza na tematy ochrony. Ale nikt nie będzie płynął nocą na wyspę Jongleura, przekradał się między jego strażnikami, a potem wspinał po murach jego wieży niczym bohater filmu szpiegowskiego. Do tej twierdzy można się dostać jedynie... na zaproszenie. - Na zaproszenie? Sellars, ona rzuciła pracę. Już dla nich nie pracuje