Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
- Przerwał. - Nie mogę mówić szybciej, to nie w moim stylu. - Nic nie powiedziałem. - Przez cały czas czuję pana presję - powiedział płaczliwie Meadowes i westchnął. -Nabrali się na to wszyscy, ci z zarządu i inni. Wie pan, jacy są ludzie: jeśli się wie, czego się chce... - A on wiedział. - Myślę, że parę osób domyślało się, że chce załatwić jakiś własny interes, ale nikt się tym nie przejął. Prawdę mówiąc, wiedzieliśmy, że kręci, ale cóż, może zasłużył sobie na to. No i cena była całkiem niezła. Bill Aintree już się nie liczył: jemu było wszystko jedno. Poparł. Wniosek przeszedł i został zaprotokołowany bez słowa sprzeciwu, a ledwie zebranie się skończyło, Leo podszedł do mnie i Myry, uśmiechnięty od ucha do ucha. To się jej spodoba - powiedział. - Przyjemna wycieczka rzeką. Zabierz ją ze sobą". Jakby zrobił to specjalnie dla niej. Powiedziałem, że owszem, pojedzie i postawiłem mu drinka. To było naprawdę nie w porządku, że tak się starał, a nikt nawet nie zwrócił na niego uwagi, niezależnie od tego, co o nim mówiono. Było mi go żal. I byłem mu wdzięczny - dodał otwarcie. -1 zresztą nadal jestem: to była wspaniała wycieczka. 77 Znów zamilkł i Turner znów czekał, aż stary człowiek upora się ze swymi problemami. Zza zakratowanego okna dochodziło nieustanne pulsowanie żelaznego serca Bonn; odległy łoskot świdrów i żurawi, jęk pędzących bez celu samochodów. - Szczerze mówiąc, myślałem, że podrywa Myrę - powiedział w końcu. -Byłem ostrożny, nie ukrywam. Ale nic takiego się nie wydarzyło, ani z jednej, ani z drugiej strony. Boże, stałem się na to bardzo wyczulony po Warszawie. - Wierzę panu. - Nie obchodzi mnie, czy pan mi wierzy, czy nie. To prawda. - Cieszył się pewną sławą w tej materii? - Chyba tak. - Z kim? - Jeśli pan pozwoli będę mówił dalej - powiedział Meadowes, patrząc na swoje ręce. -Nie mam zamiaru powtarzać żadnych brudów. A najmniej panu. Więcej w tym wymysłów niż prawdy. - Sprawdzę to - powiedział Turner z martwym wyrazem twarzy. - Za- bierze mi to trochę czasu, ale to już nie pańskie zmartwienie. - Było bardzo zimno - Meadowes ciągnął opowieść. - Popękana kra na wodzie. I bardzo pięknie, jeśli to dla pana cokolwiek znaczy. Tak jak powie- dział Leo, mieliśmy rum i kawę dla dorosłych, kakao dla dzieci i wszyscy byli zadowoleni. Wypłynęliśmy z Kónigswinter, zaczęliśmy od drinka u niego w domu, zanim weszliśmy na pokład, a kiedy już tam byliśmy, Leo zaj- mował się nami. Mną i Myrą. Oddzielił nas od reszty. Jakbyśmy dla niego istnieli tylko my. Myra była zachwycona. Otulił ją szalem, opowiadał jej dowcipy... nie widziałem, żeby tak się śmiała, odkąd wyjechaliśmy z War- szawy. Ciągle mi powtarzała: Od lat nie byłam taka szczęśliwa". - Jakie dowcipy? - Głównie o siebie samym. Opowiadał anegdotę, jak w Berlinie ciągnął wózek załadowany aktami przez maneż podczas ćwiczeń kawalerii, a starszy sierżant nadjechał konno, a on tam stał zręcznym wózkiem... Umiał naśladować głosy, potrafił to; najpierw mówił z siodła, potem jako kapral gwardii; fantastyczny dar. Bardzo rozrywkowy człowiek, ten Leo... bardzo. Spojrzał na Turnera, jakby czekał, że mu zaprzeczy, ale twarz Turnera nie wyrażała niczego. - W drodze powrotnej wziął mnie na bok. Arthurze, na słówko", po- wiedział; to cały on, ciche słówka. Wie pan, jak on mówi. - Nie. - Jakby się zwierzał. Każdy jest wtedy kimś szczególnym. Arthurze -powiedział - Rawley Bradfield właśnie po mnie posłał; chce, żebym prze- 78 niósł się do archiwum i pomógł ci tam, ale zanim odpowiem mu tak albo nie, chciałbym usłyszeć, co ty o tym sądzisz". Składał to w moje ręce. Gdyby pomysł mi się nie spodobał, zakończyłby sprawę; to właśnie dawał do zrozu- mienia. Cóż, była to dla mnie niespodzianka, nie ukrywam. Zupełnie nie wiedziałem, co o tym sądzić; w końcu był drugim sekretarzem... To nie w po- rządku, taka była moja pierwsza reakcja. I szczerze mówiąc, nie byłem pe- wien, czy mogę mu ufać. Zapytałem więc: Maszjakieś doświadczenie w pracy z archiwaliami?" Powiedział, że tak, ale to było dawno, chociaż zawsze uważał, że powinien do tego wrócić. - Więc kiedy to było? - Co kiedy było? - Kiedy miał do czynienia z archiwami? - Myślę, że w Berlinie. Nie pytałem. Nie pyta się Leo o jego przeszłość; nie wiadomo, co się usłyszy. Meadowes potrząsnął głową. - I tak tam stał z tą propozycją. Nie wydawała mi się właściwa, ale co miałem powiedzieć? To sprawa Bradfielda- odparłem. -Jeśli cię przysyła, a ty chcesz przyjść, to pracy jest dość". Szczerze mówiąc, trochę mnie to zaniepokoiło. Nawet myślałem, żeby o tym porozmawiać z Bradfieldem, ale tego nie zrobiłem. Pomyślałem, że najlepiej przeczekać; prawdopodobnie więcej o tym nie usłyszę. Przez jakiś czas tak było. Myrze znów się pogor- szyło, w kraju był kryzys przywództwa, a w Brukseli awantura o złoto. Co do Karfelda, to przez cały czas nam dokuczał. Pojawiły się delegacje z Anglii, protesty związków zawodowych, stara gwardia i ja nie wiedzieliśmy, jak się to skończy. W archiwum wrzało jak w ulu i zupełnie zapomniałem o Hartingu. Został sekretarzem Klubu Motorowego, ale poza tym rzadko go widywałem. Miałem ważniejsze rzeczy na głowie. - Rozumiem. - Potem Bradfield posłał po mnie. To było tuż przed świętami - koło dwudziestego grudnia. Najpierw zapytał, jak sobie radzę z programem nisz- czenia dokumentów. Było to trochę krępujące; przez ostatnie miesiące mie- liśmy mnóstwo pracy. Program niszczenia to ostatnia rzecz, jaką ktokolwiek zawracałby sobie głowę. - Teraz niech pan uważa: chciałbym poznać szczegóły. - Powiedziałem, że to wisi nad nami. No cóż, odpowiedział, a co sądzę o tym, że on podeśle mi kogoś do pomocy, żeby uporządkować archiwum. Ma pewną propozycję, nic konkretnego, ale najpierw chciał wysłuchać mnie. Zgodnie z tą propozycją, to Harting mógłby mi pomóc. - Czyją propozycją? - Nie powiedział. Spadło to na nich nagle; i każdy z nich na swój sposób się zdziwił. 7<> - Jeśli ktokolwiek proponował coś Bradfieldowi - powiedział Meadowes - nie miało to sensu. - Tak właśnie pomyślałem - przyznał Turner i zapadła cisza. - Więc powiedział pan, że może przyjść? - Nie, powiedziałem mu prawdę. Powiedziałem, że go nie potrzebuję. - Nie potrzebował go pan? Powiedział pan to Bradfieldowi? - Niech mnie pan nie naciska. Bradfield wiedział doskonale, że nikogo nie potrzebuję