Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Włochowi życie płynęło tak szczęśliwie, iż istotnie Polskę mógł nazwać drugą ojczyzną swoją. Wcale też nie myślał jej opuszczać, ani na inną zamieniać. Następnego roku, kiedy już go tu zupełnie ustalonym widzieli wszyscy, usłyszałem pierwszy raz z ust Włocha imię tej pani, u której na Pokuciu przebywał, i uderzyło mnie to, że ją zwał Świętochną, właśnie tak, jak się owa Luchny pokrewna nazywała. 2. Opiewał on ją pod imieniem Fanii w pieśniach swoich, bo mu pierwsza gościnność wyświadczyła, gdy się z Węgier tu ubożuchnym dostał i pokochała go. Teraz jednak po upływie lat kilku śmiejąc się powiadał, że choć wdzięczność dla niej zachował, innego uczucia trudno by mu już z piersi dobyć i zmarłą dla niej miłość odżywić. Ze zwykłą sobie dosyć bezwzględną otwartością prawił o tym przed przyjaciółmi, nie zważając na przytomność moją. - Zważajcież, moi mili - dodał - w jakim położeniu będę, gdy owa Świętochna, jak zapowiada, gotuje się przybyć dla nawiedzenia mnie w Krakowie. Tempora mutantur! Niewiasta postarzała, jam ostygł, lecz słuszna, abym za gościnność się wypłacił... i dziś do portu dopłynąwszy, zawdzięczył przytułek rozbitkowi dany. Jeszczem nie przypuszczał, aby te dwie Świętochny jedną być miały, gdy wkrótce potem przybywszy do matki od Sliziaka się dowiedziałem, iż gościa ma jej teraz niemiłego, przybyłą daleką powinowatą, Świętochnę, którą się niegdyś posługiwała, ale jej dla płochości obyczajów znieść nie może. Nie wiedziałem sam, czy mam się wstrzymać od ukazania u matki pozostawując ją samą ze Świętochną, czy iść tam, aby niemiłe obcowanie z nią sam na sam skrócić, gdy mi służebna Nawojowej przyszła oznajmić, ażebym szedł do pani. Nigdym Świętochny nie lubił dla jej malowanej twarzy, odmładzania się, gadatliwości i fałszu; pamiętałem jej to, że się ofiarowała mnie ściągnąć w zasadzkę, a i Luchny wstręt do niej do mojego się przyczyniał. Szedłem jednak, gotów zawsze rozkaz matki spełnić. Zastałem Świętochnę przerażająco zestarzałą, ale jeszcze straszniej niż ongi wymalowaną, strojną śmiesznie, z włosami po młodemu utrefionymi a głosem wielką wesołość zdradzającą. Siedziała naprzeciwko Nawojowej, która w swej sukni zakonnej, z różańcem w ręku, chmurna, słuchać się zdawała jej szczebiotania z odrazą. Gdym wchodził, odwróciła się ku mnie uśmiechając Świętochna i poufałym skinieniem głowy pozdrowiła. - Wszystko się więc, widzę, szczęśliwie skończyło - zawołała - tylko ta suknia i pokuta niepotrzebna. Pan Bóg już o wszystkim zapomniał! Zmierzywszy mnie od stóp do głów wzrokiem śmiałym dodała: - Doprawdy, wyrósł na przystojnego mężczyznę i pięknie się prezentuje... A cóżeś to - rozśmiała się - o Luchnie zapomniał? Zarumieniłem się mocno, bo matka wlepiła oczy we mnie. - Nie zapomniałem - rzekłem kłamać nie chcąc - ale... - Co z oczów, to z myśli, powiadają ludzie - dodała Świętochna. - Znajdzie on sobie, gdy czas przyjdzie, stosowną parę - przerwała żywo matka. - To moja rzecz, aby mu ją wyszukać i nastręczyć. Nie chcę, aby się rychło żenił, bom zazdrosna. Przywiązałby się do żony, a o mnie zapomniał. Służba też, w której zostaje, nie dopuszcza mu się żenić. Zmilczałem, wtem Świętochna zwróciła się ku mnie: - Ale! Wszak przy królewiczach byliście czy jesteście... Znacie więc Kallimacha? Nie wiem, czy mówiąc to zarumienić się chciała, bo bielidło rumieńca dojrzeć nie dozwalało, ale zrobiła minkę dziewczęcia, które się sroma. Uderzyło mnie to mocno. - Co dzień go widuję i mam szczęście z nim przestawać, a za tłumacza mu służyć - rzekłem. - A! takich ludzi ziemia nasza nie rodzi - poczęła z zapałem. - Pod szczęśliwym niebem przychodzą oni na świat! Jakże go porównać nawet z tymi grubiańskimi mężczyznami naszymi, którzy uczuć ani obyczajów delikatnych nie znają i we krwi nie mają. Zaprawdę, lepszego nauczyciela król synom wybrać nie mógł - ciągnęła dalej z zapałem. - On sam jak królewicz wygląda! Milcząc pochwał tych słuchaliśmy. Nie odpowiedziałem też na nie i po chwili dopiero spytałem, skądby go znała. Zakłopotała się pozornie i chusteczkę, którą na kolanach trzymała, szarpiąc odezwała się, oczu nie podniósłszy. - O! To historia długa i ciekawa. Miałam to szczęście, naówczas na Pokuciu przebywając, mieć go u siebie w gościnie. Nieszczęśliwym naówczas był, obcym, ograbionym na Węgrzech. Grożono mu tym podobno, że go papieżowi wydać chciano, który mu stał na gardło; schronił się więc pod skrzydła pana naszego. Wziął go potem ksiądz arcybiskup ode mnie, a teraz przecie ludzie się na nim poznali. Nieprawdaż, król go podobno kanclerzem uczynić ma? - Nie sądzę - odpowiedziałem chłodno - gdyż obcy tego urzędu piastować nie może. Widząc znużenie wielkie na twarzy matki, nie odpowiadałem już, rozmowy nie chcąc przeciągać. Świętochna też zdawała się zabierać do odejścia. Zwróciła się tylko do mnie z zapytaniem, gdzie Kallimach mieszkał, czy z królewiczami razem i kiedy doma bywał