ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

- Powtórzymy Schweinfurt, stary - krzyknął Howard i z satysfakcją podzielił się tym, co ujrzał w pilnie strzeżonym hangarze. Rick opuścił kolegów i udał się do toalety. Kiedy stał pochylony nad muszlą, dostrzegł wchodzącego pijaczka, który bezskutecznie próbował się do nich dosiąść. Tym razem pijaczek szedł pewnym krokiem. Zaczął myć ręce. Gdy zauważył Ricka, zatoczył się znowu i wymamrotał serdecznie: - Ja do Chicago, cholera. A kolega gdzie? - Do Nowego Jorku - wybełkotał Rick i dziarsko klepnął go w plecy. - Jesteś najlepszym gliną jakiego znam! Pochwalę cię przed twoim dowódcą. Nawet szczając, nie zapominasz o obowiązkach służbowych! - oświadczył, zostawiając w klozecie całkiem oszołomionego agenta F$b$i. Zbliżał się czas odjazdu. Zaczęli się żegnać z Mario i Stanem. W pociągu do Nowego Jorku był tłok, ale udało im się znaleźć miejsca. - Załoga w komplecie - stwierdził Bob. - Tylko radiotelegrafista, przepadł - rzekł Howard, układając torbę na półce. - Jak zwykle pomknął za dupą, byk - mruknął niechętnie Glenn, wskazując żegnającego się z Suzie Arona. Kaplanowicz wszedł do przedziału i otworzył okno. - Gdzie mam pisać? - spytała z peronu Suzie. - Pisz Aron Kaplanowicz. Lower East Side. Nowy Jork. Tam mnie wszyscy znają! - zapewnił ją. Tuż przed odjazdem wszedł do przedziału oficer M$p z dwoma żołnierzami i zwrócił się do siedzącego w kącie Howarda: - Pańskie dokumenty, poruczniku - i po sprawdzeniu tożsamości rzucił krótko: - Pozwólcie z nami... - To chyba jakaś pomyłka - bronił się Howard. - Zbierajcie rzeczy - powtórzył oficer. - Porucznik Stanford jest członkiem mojej załogi - zwrócił się do oficera Rick. - I razem udajemy się na urlop... - Przykro mi, ale jego urlop został odwołany, kapitanie. Mam rozkaz zatrzymania porucznika - oświadczył oficer. - Ależ panowie! Nie psujcie mi wesela. To brat mojej narzeczonej! Co ja bez niego zrobię?! - krzyknął Bob. - Z nim ślubu nie bierzesz. Więc o co chodzi? - odparł sucho oficer i ponaglił ociągającego się Howarda. - Zbierajcie się, poruczniku. Nie wstrzymujcie pociągu. - A "Srebrna Taca"? - Howard uczepił się podanego przez Tibbetsa hasła jak ostatniej deski ratunku. - No właśnie. Mam rozkaz dostarczenia was z nią lub na niej. - Uśmiechnął się ironicznie oficer i wymownie położył rękę na kaburze. Zrozumieli. - Powiedz Kate, że postaram się przyjechać następnym pociągiem - Howard, biorąc swoją torbę, zapewnił Boba ponuro. - Cześć, chłopcy - rzucił na pożegnanie. - Na pewno wrócisz. Tibbets cię wybroni - próbował go pocieszać Bob. Jego niski głos zawisł w powietrzu. Howard ruszył do przodu. Za nim podążyła jego eskorta. Pod drzwiami wagonu czekał już na niego jego nowy przyjaciel Rick Simpson, a w kancelarii służbowe przeniesienie na Alaskę. * * * Albert Heath * dyrektor Urzędu Politycznych Spraw Socjalnych w Departamencie Stanu, przerzucał artykuł swego przyjaciela Dawida Dresdnera w ostatnim numerze "New York Times". Widząc jednak, że nic nie rozumie z tego co czyta, odłożył gazetę i spojrzał na zegarek: "Najwyższy czas" - pomyślał