ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

- Telgar! Telgar! Telgar! Rzdział VI Szok spowodowany śmiercią Sallah Telgar odbił się echem na całym kontynencie. Była dobrze znana, zarówno jako pilot wahadłowca z czasów lądowania, jak i jako zdolna kierowniczka obozu Karachi. Jednak jej odwaga w nieoczekiwany sposób podniosła morale, zupełnie jakby Sallah, która oddała ostatnie chwile życia dla dobra kolonii, zmusiła wszystkich do cięższej pracy, aby stali się godni jej poświęcenia. Przynajmniej tak wydawało się przez następnych osiem dni, dopóki znowu nie zaczęły krążyć niepokojące plotki. - Posłuchaj, Paul - zaczął Joel Lilienkamp, zanim jeszcze zdążył zamknąć za sobą drzwi. - Każdy ma dostęp do składów. Ale Ted Tubberman pobiera przedmioty niezwykłe jak na botanika. - Tylko nie znowu Tubberman - powiedział Paul, opierając się o krzesło z głębokim westchnieniem zdegustowania. Tarv... Telgar, poprawił się w myśli Paul, zadzwonił poprzedniego dnia pytając, czy Tubberman został upoważniony do wynoszenia części ze ślizgacza, który właśnie rozbierali. - Tak - odparł Joel. - Jeśli chcesz znać moje zdanie, to on się dopiero rozkręca. Wiem, że masz sporo roboty, Paul, ale musisz wiedzieć, co ten dureń wyprawia. Postawię ostatnią butelkę brandy, że coś knuje. - Na prośbę Wind Blossom Pol zabronił mu wstępu do laboratoriów biologicznych - powiedział Paul ze zmęczeniem. - Zachowywał się tak, jakby to on przewodził zespołowi bioinżynieryjnemu. Bay także za nim nie przepada. - Nie jest w tym osamotniona - stwierdził Joel, osuwając się na krzesło i trąc twarz. - Chciałbym uzyskać twoje zezwolenie na zamknięcie przed nim również drzwi składów. Przyłapałem go w Budynku G, który mieści różne technicznie wrażliwe przedmioty. Nie chcę, żeby ktokolwiek tam wchodził bez mojego pozwolenia. A on wlazł, nie kryjąc się zupełnie, bezczelnie myszkując po półkach, jak gdyby miał do tego wszelkie prawa. On i Bart Lemos. - Bart Lemos! - Paul wyprostował się znowu. - Tak. On, Bart i Stev Kimmer zachowują się jak starzy, dobrzy kumple. Moi informatorzy mówią, że tych trzech zyskuje coraz więcej popleczników, a to bardzo mi się nie podoba. - Stev Kimmer jest z nimi? - Paul nie krył zaskoczenia. Joel wzruszył ramionami. - Związał się dość mocno. Paul w zamyśleniu potarł kłykcie. Bart Lernos to jedynie łatwowierny niedorajda, ale Stev Kimmer był bardzo utalentowanym technikiem. Admirał dyskretnie kontrolował jego zachowanie po odlocie Avril. Stev urządził sobie trzydniową pijatykę i znaleziono go śpiącego w rozmontowanym wahadłowcu. Gdy tylko otrząsnął się ze skutków quikalu, wrócił do pracy. Fulmar mówił, że inni technicy nie lubią z nim współpracować, gdyż jest małomówny, a poza tym zgryźliwy. Myśl, że Tubberman mógłby zdobyć dostęp do profesjonalnych umiejętności Kimmera, zaniepokoiła Paula. - Co dokładnie usłyszałeś, Lili? - zapytał. - Stek bzdur - odparł niewysoki mężczyzna, splatając palce na piersi. - Nie sądzę, żeby ktokolwiek rozsądny kupował bajeczkę, że Avril i Kenjo działali w porozumieniu. Albo że Ongola zabił Kenjo, aby powstrzymać ich przed zabraniem Mariposy i udaniem się po pomoc. Ale ostrzegam cię, Paul; jeśli bioinżynieryjny program Kitti nie da pozytywnych rezultatów, możemy znaleźć się w tarapatach. Mogę się założyć, że ty i Emily zostaniecie poproszeni o wzięcie pod rozwagę wysłania kapsuły powrotnej. Poprzedniego wieczoru Paul dyskutował na ten właśnie temat z Emily, Ezra i Jimem. Keroon był najbardziej zagorzałym przeciwnikiem wysyłania kapsuły z sygnałem Mayday, określając to jako działanie daremne. Jak zauważył Paul, podobna technologiczna pomoc mogła najwcześniej nadejść za dziesięć lat. A szansa, że FPR w miarę szybko coś przedsięweźmie, była bardzo mała. Wysłanie prośby o pomoc oznaczało nie tylko odrzucenie poświęcenia Sallah, ale także tchórzowskie przyznanie się do niepowodzenia, w momencie gdy nie wyczerpali jeszcze pomysłowości i zasobów kolonii. - Jakiego rodzaju materiały rekwirował Ted, Lili? - zapytał Paul. Joel wyciągnął z kieszeni zwitek papieru, pieczołowicie rozprostował go i przeczytał na głos. - Różne przedmioty od naczyń do hodowli hydroponicznych do materiałów izolacyjnych, stalowe siatki i paliki, a także komputerowe chipy, których, jak mówi Dieter, ani nie potrzebuje, ani nie wykorzysta, ani nie zrozumie. - Czy zapytałeś może Teda, po co mu to wszystko? - Owszem, zapytałem. Zachował się trochę arogancko. Powiedział, że jest mu potrzebne do eksperymentów - Joel najwyraźniej powątpiewał w ich wartość - które mają na celu wytyczenie bardziej efektywnej obrony przeciwko Niciom, póki nie nadejdzie pomoc. Paul się skrzywił. Słyszał już przechwałki botanika, że to właśnie on, a nie biologowie i ich przeceniane zmutowane jaszczurki, ochroni Pern. - Nie podoba mi się ten kawałek “póki nie nadejdzie pomoc” - mruknął Paul, zgrzytając zębami. - No to pozwól mi go odciąć, Paul. Możliwe, że jest założycielem, ale wyczerpał, a nawet przekroczył już swój kredyt. - Pomachał papierem. - Mam tu dowód. Paul skinął głową. - Dobrze, ale następnym razem kiedy przyjdzie z listą, najpierw daj mu, co chce, a potem zamknij drzwi. Chcę wiedzieć, do czego zmierza. - Każ mu się trzymać własnej ziemi - powiedział Joel wstając, a na jego okrągłej twarzy malował się wyraz autentycznej troski. - Oszczędzisz nam wszystkim wielu kłopotów. Ted jest nieobliczalny; nie można przewidzieć, z czym jeszcze wyskoczy. Paul uśmiechnął się do niego. - Bardzo bym chciał, Lili, ale mój mandat nie zezwala na podobne działania. Joel prychnął pogardliwie, zawahał się na moment, po czym, wzruszając ramionami w swój własny, nie do podrobienia sposób, opuścił biuro. Paul nie zapomniał o tej rozmowie, ale ranek przyniósł jeszcze większe troski. Pomimo wysiłków Fulmara i zespołu inżynierów trzy dodatkowe slizgacze nie uzyskały świadectwa zdatności do lotu. To oznaczało zwiększenie ekip naziemnych, ostatniej linii obrony, najbardziej wyczerpującej ludzi, którzy i tak pracowali do granic wytrzymałości