ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Przed oczyma pojawiły się dziwne wizje w kolorach purpurowym i jasnoczerwonym. "Cicho-sza, cicho-sza, nadchodzi straszydło. Nie bój się, bo i tak cię złapie, Jeśli będzie chciało". 726 Przerażenie wyzwoliło go z obsesji. W jakiś sposób pokonał kamienie, które zagradzały mu drogę. Nogi z trudem usłuchały wykrzyczanej przez mózg komendy. Paul biegł, potykając się o korzenie. Nie mógł oddychać, dusił się. Kapłani byli tuż za nim. Spragnieni krwi, próbowali złapać kolejną ofiarę. Rozsadzała ich furia, jakiej do tej pory nie widział. Uciekać! Gdziekolwiek, byle daleko od nich. Człowiek przemienił się w ścigane zwierzę. Upadł ponownie. Uderzył głową o coś twardego. Na chwilę odzyskał jasność umysłu, ale poczuł, że traci przytomność. Modlił się, żeby zabili go szybko. "Nie bój się, bo i tak cię złapie, jeśli będzie chciało". Minęło kilka godzin, może dni. Whittaker wciąż żył. Leżał dokładnie tam, gdzie upadł. Było ciepło, nawet gorąco. Lejący się z nieba żar przygniatał go do ziemi. Paul ciągle jeszcze żył. Hałas. Whittaker skurczył się ze strachu. Nad jego głową przeleciał ogromny Boeing 707. Paul wracał do normalnego życia. Słodki odgłos silników odstraszył nocne zjawy, przywracając poczucie rzeczywistości. Chciał otworzyć oczy, ale oślepiło go światło słoneczne. A jednak go nie złapali. Jak uciekł nadchodzącej śmierci? Leżał teraz na ziemi w promieniach słońca. Ci kapłani z pewnością nie... Żar nagle zniknął. Paul rozejrzał się dookoła. Otaczały go typowe dwudziestowieczne zabudowania. Budynek kontroli lotów, magazyn, terminal. Z wysiłkiem stanął na nogi. Znajdował się w rowie pomiędzy budynkami. Często tu przychodził na papierosa. Nie potrafił wyjaśnić, jak tu się znalazł. Nie wiedział, czy dziewczyna zamordowana przez bandę szaleńców istniała naprawdę, czy była wytworem jego wyobraźni. 727 Szedł zataczając się. Opierał o ścianę, żeby nie upaść. Ponownie ogarnęła go ciemność. Czuł, że traci przytomność. Odpływa w nieskończoność. W ostatniej chwili pomyślał, że za chwilę się przewróci. 725 "NIE BÓJ SIĘ GO, I TAK CIĘ ZŁAPIE, JEŚLI ZECHCE". Wydawało się, że kiedy Southern Hotels Ltd. przejęło hotel, nie zmieniło się zbyt wiele. Pasażerowie nawet nie znali nowego właściciela. Wśród personelu zapanował niepokój o przyszłość. Dosyć wysoka wydajność zaczęła spadać. Wkrótce zauważyli to goście. Hotel podupadał. Były to główne powody przyjazdu Franka Westona do Fradley. Ostatnia inwestycja sprawiała najwięcej kłopotów. Początkiem łańcucha niefortunnych zdarzeń były pożar i śmierć kobiety. Wypadek ten pogorszył jeszcze niezbyt dobrą atmosferę. Wszyscy bali się następnego pożaru, bo przecież mogli stać się ofiarami. Było to mało prawdopodobne, gdyż hotel miał dobre zabezpieczenie. Mimo wszystko zaufanie gwałtownie spadło. Frank musiał je odbudować, ale nadal nie wiedział, jak to zrobić. Siedział zamyślony w zatłoczonym barze, paląc cygaro i popijając brandy. Historia Druidów była czystym absurdem. Wymyślił ją Hartley Lowe, żeby wzniecić niepokój. Właściwie nikt w nią nie wierzył, ale w związku z wydarzeniami ostatniego tygodnia, legendy o starożytnej religii mogły trafić na podatny grunt. Ponadto istniał problem hałasu. Do Departamentu Ochrony Środowiska wpłynęła kolejna petycja podpisana przez ludność zamieszkałą w promieniu trzech mil od lotniska. Nie wróżyło to nic dobrego. Zamieszanie może trwać wiele lat. Zawsze znajdzie się ktoś, kto ma coś nowego do powiedzenia. Myśli Franka powróciły do Charlesa White'a. Twardy sukinsyn, ale nie aż tak, jakby mogło się wydawać. Można go złamać, tak jak zrobił to Frank. Zadowolony z siebie za- 729 śmiał się cicho. Na razie tylko hotel należał do Southern Hotels Ltd., ale koncern przejmie całą firmę. Spółka szykowała właśnie następną ofertę. White nawet się nie spodziewał, co wkrótce nastąpi. Choćby odkrył jego plany, i tak nie miało to najmniejszego znaczenia. Nie był w stanie niczemu zapobiec. Weston chciał zachować tajemnicę jak najdłużej, żeby tym bardziej osłabić przeciwnika. Jego postępowanie nie miało pobudek natury osobistej, był to zwykły biznes. Chciał koniecznie pokonać White'a. Na razie wszystko układało się po myśli Franka. Przyszły właściciel Flyways był zdecydowany. Duchy nikogo nie interesowały, chyba że podważałyby zaufanie do firmy. I dlatego Frank był we Fradley. Trzeba przekonać Charlesa, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zarządzanie musi się poprawić, morale załogi również. Weston zwrócił uwagę na barmana, który poszedł na zaplecze i po kilku minutach wrócił z butelką Cinzano. Niby wszystko w porządku. A jednak to nie może mieć miejsca. Zapasy powinny być uzupełniane na bieżąco. Klient nie może czekać. Była to drobnostka, ale z nich powstaje reputacja hotelu. Po chwili Frank skierował wzrok na klientów. Widok nie różnił się od obrazu innych hoteli w Wielkiej Brytanii. Z małymi wyjątkami. Coś było nie tak, jak powinno. Mógł to zauważyć bystry obserwator. Niedociągnięcia zawsze najtrudniej dostrzec, mimo że są oczywiste. Ludzie na sali rozmawiali, jednak była to zwykła paplanina. Nikt nie wybuchał rubasznym śmiechem, czego można było się spodziewać po ludziach spędzających całe wakacje w luksusowych kurortach. Wspomnienie pożaru było wciąż żywe. Panujące napięcie przywoływało na myśl sprawę Steele'a, zamordowanie chłopaka Shottonów i wreszcie tajemniczą śmierć S waina. To wszystko było plamą na honorze brytyjskiego prawa. Jeśli morderca Susan Kemp 130 jest nadal na wolności, na dożywocie skazano niewinnego człowieka, jeszcze chłopca. Mass media ciągle rozdmuchiwały tę sensację, co niekorzystnie odbijało się na reputacji Fradley. Te sępy zawsze muszą babrać się w cudzych brudach. Nikt oczywiście nie zwracał uwagi na szaleńca, nocnego strażnika nazwiskiem Whittaker, który waląc głową w ścianę twierdził, że był świadkiem złożenia przez nieznanych ludzi ofiary z młodej dziewczyny. Rozpowiadał, że na jakiś czas lotnisko zniknęło, żeby potem pojawić się z powrotem. Jego umysłem zawładnęła legenda o Druidach, a ostatnie wydarzenia całkowicie przewróciły mu w głowie. Na szczęście gazety uznały tę sprawę za skończoną. Opublikowano tylko jeden artykuł jakiegoś mało znanego dziennikarza, który opisywał nieznane siły działające we Fradley. Kompletna bzdura. Frank nawet tego nie przeczytał. Pomimo to wokół lotniska wrzało. Frank zamówił następna brandy i postanowił zabrać ją do swojego pokoju. Bawiło go, że musiał kupować własne drinki. Z drugiej strony było to irytujące, bo wszystko, co znajdowało się w piwnicach hotelu, należało do niego. Płacił więc podwójnie. Zachowanie tajemnicy było najważniejsze, gdyż w przeciwnym razie misja mogła się nie udać. Okna jego pokoju wychodziły na główny terminal. Przez dwadzieścia minut stał i obserwował oświetlony reflektorami port