Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Bezpośredni wpływ Uczty Veronesea a także Claude Lorraina. Lorrain Claude (Claude Gelee (16001632), francuski ma- larz i sztycharz. Usta Hipolita, ich jednakowo spokojna mimika, gdy są zamknięte, otwierają się albo są otwarte. Oenona: łatwo przybiera długotrwałe pozy, wyprostowana, nogi szczelnie owinięte tkaniną, ramię uniesione w górę, pięść spokojna, wygłasza wiersz. Często, powoli zasłania twarz rękami. Szara tonacja doradców osób głównych. Jestem niezadowolony z odtwórczyni Fedry, gdy przypominam sobie zadowolenie, jakiego doznawałem dzięki Rachel jako aktorce Comedie Francaise, ilekroć o niej czytałem. Zaskakujące wrażenie sprawia pierwsza scena, gdzie Hipolit trzyma obok siebie nieruchomy łuk wielkości człowieka, zamierza zwierzyć się nauczycielowi i zwracając dumne spojrzenie w stronę publiczności, wygłasza swoje wiersze jak uroczystą tyradę odniosłem wówczas (zdarzało się to już przedtem) wrażenie, zresztą bardzo słabe, że ta scena odbywa się po raz pierwszy i do mego ogólnego podziwu dołączył się równocześnie podziw dla spektaklu, który udaje się za pierwszym razem. Racjonalnie urządzone burdele. W całym domu spuszczone czyste żaluzje na wielkich oknach. W loży portiera zamiast mężczyzny nobliwie ubrana kobieta, która mogłaby się znaleźć w każdym domu. Już w Pradze przelotnie zawsze zauważałem, że burdele mają w sobie coś ze stylu amazonek. Tutaj występuje to jeszcze wyraźniej. Kobieta portier naciska swój dzwonek elektryczny, który zatrzymuje nas w loży, ponieważ meldują jej, że właśnie goście schodzą na dół, przyjmują nas dwie czcigodne damy (dlaczego dwie) na górze, ktoś przekręca kontakt elektryczny w sąsiednim pokoju, gdzie w ciemności albo półmroku siedziały dziewczęta, kolo, nie zamknięte w jednej czwartej (my je uzupełniamy), w którym stoją wokół nas wyprostowane, w wystudiowanych pozach, podkreślających ich wdzięki, wielki krok w przód wybranej dziewczyny, chwyt Madame, którym mnie zachęca, gdy coś mnie ciągnie do wyjścia. Nie umiem sobie wyobrazić, w jaki sposób wyszedłem na ulicę, tak się to stało szybko. Trudno tam oglądnąć sobie dziewczęta dokładniej, jest ich za dużo, mrugają oczyma, przede wszystkim stoją za blisko. Trzeba by wytrzeszczać oczy, a to wymaga wprawy. Przypominam sobie tylko tę, która stała przede mną. Miała rzadkie zęby, wyciągała się do góry, dłonią złożoną w pięść podtrzymywała suknię powyżej sromu, otwierała i zaraz szybko zamykała wielkie oczy i wielkie usta. Jej jasne włosy były rozczochrane. Była chuda. Strach, aby pamiętać, że nie należy zdjąć kapelusza. Trzeba silą oderwać rękę od ronda. Samotny, długi, bezmyślny powrót do domu. Chętni obejrzenia muzeum, zgromadzeni przed Luwrem, czekają na jego otwarcie. Między wysokimi kolumnami siedzą dziewczęta, czytają Baedekera, piszą na widokówkach. Wenus z Milo, wygląd jej zmienia się szybko i niespodziewanie, gdy wolnym krokiem obchodzi się posąg dookoła. Zrobiłem tylko jedno wymuszone spostrzeżenie (o talii i osłaniającej szacie), a poza tym kilka innych, prawdziwych, aby je sobie przypomnieć potrzebowałbym plastycznej reprodukcji, szczególnie, jeśli chodzi o lewe kolano, które wpływa na wygląd posągu oglądanego ze wszystkich stron, czasem jednak nieznacznie. Oto spostrzeżenie, które wymusiłem z siebie: człowiek oczekuje, że tam, gdzie kończy się szata, ciało będzie zaraz młodsze, a ono jest przede wszystkim szersze. Opadająca szata, którą zatrzymuje kolano. Szermierz z willi Borghese, widok posągu z przodu nie jest najważniejszy, bo zmusza oglądającego do cofnięcia się wstecz i jest mniej jednolity. Natomiast posąg widziany od tyłu, tam gdzie stopa najpierw dotyka podstawy, wabi zaskoczone spojrzenie i zatrzymuje je wzdłuż mocno wysuniętej nogi, stamtąd pod osłoną niepokonanych pleców wzrok ucieka do wyciągniętego w przód ramienia z mieczem. Metro wydawało mi się wówczas bardzo puste, szczególnie gdy porównuję je z tamtą jazdą, gdy chory i samotny pojechałem na wyścigi. Na wygląd metra, abstrahując od zwiedzania, ma również wpływ niedziela. Przeważał ciemnostalowy kolor ścian. Praca konduktorów, którzy odsuwają i zasuwają drzwi wagonów, wskakując i wyskakując, sprawiała wrażenie niedzielnego, popołudniowego zajęcia. Długie odcinki do Correspondance przechodziło się pomału. Nienaturalna obojętność pasażerów, z jaką przyjmują jazdę w metro, jeszcze się uwydatniła. To, że ktoś zwraca się ku szklanym drzwiom, że poszczególne osoby wysiadają na nieznanych stacjach, daleko od Opery, wydaje się kaprysem. Na stacjach, pomimo elektrycznego oświetlenia, można z całą pewnością zauważyć przebłyski dziennego światła, spostrzega się je szczególnie zaraz po zejściu w dół, szczególnie to światło popołudniowe, tuż przed zmierzchem. Wjazd na opustoszałą stację końcową Porte Dauphine, masa odsłoniętych rur, widok pętli, gdzie pociągi mogą zrobić jedyny zakręt po tak długiej jeździe w prostym kierunku. Przejazdy przez tunel na kolei żelaznej są o wiele gorsze, (tutaj) ani śladu tego ucisku, jaki pasażer odczuwa pod wpływem chociażby nawet powstrzymywanego naporu masy gór. Człowiek nie oddala się również od ludzi, lecz jest to także urządzenie komunalne, jak na przykład woda w wodociągach. Wysiadając, odskakuje się w tył, a potem z większą siłą podchodzi do przodu. To wysiadanie na takim samym poziomie. Przeważnie puste, małe kabiny z telefonem i dzwonkiem elektrycznym kierują ruchem. Maks chętnie zagląda do środka. Straszliwy był hałas metra, gdy po raz pierwszy w życiu jechałem nim z Montmartre na Wielkie Bulwary. Poza tym hałas ten nie jest przykry, nawet potęguje przyjemne, spokojne uczucie szybkości. Reklama Dubonneta bardzo odpowiednia, aby ją czytali, oczekiwali i obserwowali ludzie smutni, niczym nie zajęci. Z komunikacji wykluczono język, ponieważ ani przy płaceniu, ani wsiadając czy też wysiadając, nie potrzeba mówić. Ze względu na dużą przystępność jest metro dla oczekującego i słabowitego cudzoziemca najlepszą okazją, aby nabrał przeświadczenia, że za pierwszym zamachem szybko i trafnie wniknął w istotę Paryża. Obcokrajowców poznaje się po tym, że już na ostatnim stopniu schodów metra tracą orientację i nie gubią się w życiu ulicy tak bezpośrednio, jak wychodzący z metra paryżanie. Również przy wyjściu rzeczywistość dopiero powoli dopasowuje się do mapy, ponieważ nie kierując się mapą, nigdy pieszo lub powozem nie dostalibyśmy się w to miejsce, na którym stoimy teraz, po wyjściu na górę